Jakub Szmatuła. Trzydzieści cztery lata na karku. Siedem sezonów na poziomie Ekstraklasy, lecz tylko trzydzieści siedem spotkań w najwyższej klasie rozgrywkowej. Czyli w dzisiejszych realiach jeden pełny sezon. Już jako zawodnik Piasta przegrywał rywalizację, z kim popadnie. Z Grzegorzem Kasprzikiem, Rafałem Kwapiszem, Dariuszem Trelą, Jakubem Szumskim, Alberto Cifuentesem. Na dobre przylgnęła do niego łatka drugiego/trzeciego bramkarza. Gościa, którego warto trzymać w kadrze tylko na wszelki wypadek. Przewrotne jest życie piłkarza. Właśnie teraz, gdy emerytura coraz bliżej, a rywalami o skład są młodzi i podobno zdolni, Szmatuła zabrał się za jej odklejanie.
Wychodzi mu świetnie. Tak jak Radoslav Latal zaczyna od niego ustalanie składu, tak i my po raz drugi z rzędu nominujemy go do jedenastki kozaków. Bez żadnych wątpliwości. O ile za mecz z Legią trafił do niej – przyznajemy – trochę z braku laku, o tyle teraz swoją grą w spotkaniu z Lechem po prostu nie pozostawił nam wyboru. Naprawdę fajna historia.
A kto jeszcze nie pozostawił nam wyboru? Na pewno Piotr Malarczyk, który na Łazienkowskiej zagrał tak, jakby chciał postawić pieczątkę na transferze do Anglii. Bez cienia wątpliwości również Erik Grendel, który powrócił do składu i pociągnął za uszy cały Górnik. Nie spodziewaliśmy się, że to właśnie on może zostać liderem drużyny w ciężkich chwilach, gratulujemy. Poza tym – wiadomo – trójka bombardierów: Vassiljev, Budziński, Lipski. No i Lukas Haraslin. Jeszcze nie wiemy, jakim 19-letni Słowak jest piłkarzem, ale już zdążył pokazać, że pod bramką nie traci zimnej głowy. Wystarczyło mu 114 minut na boiskach Ekstraklasy, by trzy razy wpisać się na listę strzelców. Kilku niezłych ofensywnych piłkarzy – np. Grzelczak, Jankowski, Dzalamidze, Lovrencsics – strzeliło tyle przez cały poprzedni sezon.
Badziewiacy… Gdy patrzymy na tę jedenastkę, myślimy sobie, że każdego z nich powinniśmy gdzieś wysłać.
– Prusaka na kilka sesji do psychologa, bo ostatnio miewa spore problemy z koncentracją
– Ziajkę na wiejską dyskotekę, by mógł zaprezentować swoje umiejętności
– Bozicia z powrotem do Czech
– Rzeźniczaka na ławkę, bo przydałby mu się czas na przemyślenie tego i owego
– Mateusza Słodowego do pośredniaka, bo jeszcze nie jest za późno na zmianę zawodu
– Akahoshiego do biblioteki – po to, by sprawdził w słowniku i przypomniał sobie, co oznacza hasło „kreatywność”
– Lovrencsicsa na karny trening. Albo trzy
– Babiarza z powrotem do Chorzowa, bo z solidnego ligowca robi nam się ligowy dżemik
– Kiełba pod trzepak, bo podwórkowe granie wychodzi mu najlepiej, a w tym poważniejszym wygląda trochę… niepoważnie
– Saganowskiego – sorry – na emeryturę
– a Skrzypczaka za Słodowym, bo niewykluczone, że obrońca mógłby się po drodze zagubić. No i napastnik też mógłby się rozejrzeć za czymś dla siebie…
Dla niektórych byłby to bilet tylko w jedną stronę.
Fot. FotoPyK