Reklama

Moskala uratował Gaszyński z Kapką. Następca z Bałkanów już czeka.

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

24 sierpnia 2015, 07:20 • 8 min czytania 0 komentarzy

Dziś w Przeglądzie Sportowym: „Czy w najbliższy piątek w meczu ze Śląskiem Wrocław Wisłę nadal będzie prowadził Kazimierz Moskal? Wiele wskazuje na to, że tak. Nie można jednak wykluczyć, że dojdzie do zmiany trenera. Nieoficjalnie mówi się, że jest już wybrany jego następca – ma to być szkoleniowiec z Bałkanów. Moskal bliski dymisji był w ubiegłym tygodniu. Chciał jej właściciel klubu Bogusław Cupiał, ale szkoleniowca obronili prezes Robert Gaszyński i dyrektor sportowy Zdzisław Kapka”.

Moskala uratował Gaszyński z Kapką. Następca z Bałkanów już czeka.

FAKT

Po tabloidzie widać, że poniedziałkowe gazety przeznaczone są głównie dla tych, którzy weekend spędzili w piwnicy lub na wakacjach. Relacje, relacje, relacje…

Image and video hosting by TinyPic

Śląsk znęcał się nad poprzeczką, a dwie ostatnie wypowiedzi z tekstu doskonale oddają mecz: – Co tu dużo gadać, tym razem mieliśmy furę szczęścia – przyznał kapitan Górali Marek Sokołowski (27 l.). – Byliśmy lepsi o klasę. Legia w takiej sytuacji strzeliłaby pięć goli, a my tylko jednego – zakończył szkoleniowiec Śląska.

Reklama

lider z Gliwic ogrywa faworytów. Maciej Henszel pisze z Poznania:

Piast nie przestaje zadziwiać! Tydzień temu ograł wicemistrza Polski Legię (2:1), w sobotę 1:0 obrońcę tytułu Lecha – i to w Poznaniu! (…) Teraz niewiele brakuje do tego, żeby znaleźli się w strefie spadkowej! Schodzących do szatni piłkarzy pożegnały gwizdy. „Na puchary się spinacie, w ekstraklasie ch… gracie” – krzyczeli po końcowym gwizdku coraz bardziej zirytowani fani. Żadnym wytłumaczeniem dla Lecha nie może być to, że trener Maciej Skorża (43 l.) dokonał aż pięciu zmian w wyjściowym składzie w porównaniu z czwartkowym starcie z Videotonem (3:0) w kwalifikacjach Ligi Europy.

Image and video hosting by TinyPic

Z ostatniej strony dowiecie się, że Lewandowski został bohaterem i że sędzia mylił się dla Legii, a i tak przegrała. Chodzi o brak czerwonej kartki dla Furmana i kontrowersyjny rzut karny dla gospodarzy.

GAZETA WYBORCZA

Jak oni wrzeszczą? – pyta w swoim felietonie Wojciech Kuczok.

Reklama

Gdyby orzekać o jakości ligi wyłącznie na podstawie urody strzelanych bramek, doszlusowaliśmy do światowej czołówki. Rzec by można, że w przeciwieństwie do naszej literatury, której poznania nie należy ograniczać do lektury streszczeń, jak również do naszych filmów, które zwykle są lepsze od trailerów, rodzima ekstraklasa wygląda fenomenalnie, jeśli się ograniczyć do oglądania skrótów. We Wrocławiu Pich po arcydzielnej asyście Paixao zgasił piłkę kolanem i uderzył z powietrza między nogami bramkarza – cudo, klasa światowa. W Chorzowie Lipski wymierzył torpedę z 30 metrów i zdjął pajęczynę z lewego okna. W Krakowie Wasiliew użył bliźniaczego pocisku, by trafić w okienko prawe. W tym samym meczu Budziński załadował z dystansu petardę typu „dziura w siacie”, której nie sparowałby żaden golkiper świata. Na domiar dobrego w Gdańsku padł piękny gol Piesia (Piesi? Hłasko – Hłaski, chyba w ten sposób, bo przecież nie chodzi o małego pieska). Chciał z woleja lewą nogą, ale się majtnął, więc sekundę potem spróbował prawą i wyszło, przy tej okazji usłyszeliśmy spontaniczny komentarz kolejki w Canal+: „Raz nie trafił, więc mógł sobie to jeszcze raz przemyśleć”. Były zatem powody do zdzierania gardeł.

Image and video hosting by TinyPic

Rafał Stec pisze z kolei o szacunku dla kibica. To jego wspomnienie z przyszłości.

Limity ograniczające wystawianie w podstawowym składzie rodzimych piłkarzy wprowadzano latem 2015 roku, ale kluby nie musiały nagle wzniecać personalnych rewolucji, już wcześniej bowiem pojęły, że nie wypada faworyzować chłopaków z bliższego lub dalszego sąsiedztwa (nie daj Boże wychowanków!), skoro futbol stał się widowiskiem ogólnoplanetarnym, gardzącym staroświeckimi granicami państw narodowych, instytucji z każdym dniem bardziej anachronicznej. Pakt podpisano w jednym z wymarłych miast widm Hiszpanii, gdzie w tamtych czasach tradycyjnie obradowali prezesi szczególnie postępowi, poważnie traktujący swoją biznesową i społeczną misję. Oczywiście nikt nikogo pod pistoletem nie trzymał, propozycję zaakceptowano jednogłośnie, przedstawiciele najbogatszych korporacji z entuzjazmem obiecywali, że liczbę zawodników niezagranicznych zredukują do 30 proc. obsady podstawowej jedenastki, a co odważniejsi zadeklarowali nawet zejście poniżej 25 proc. Dyskutanci zgodzili się też, że należy dążyć do celu ambitniejszego – okrągłego zera.

O tym, że liga jest pragnieniem Realu, sobie odpuszczamy. Czytamy więc, że Cracovia to zagadka (nie)rozwiązana.

Image and video hosting by TinyPic

Jeszcze na początku kwietnia z trybun biły negatywne emocje. Zniecierpliwieni kibice wyzywali piłkarzy i zaczynali gwizdać po blisko 20 minutach gry. Po meczu piłkarze podchodzili pod trybunę tylko po to, by ze zwieszonymi głowami wysłuchać, jak są beznadziejni, a na ich grę nie da się patrzeć. W sobotę w meczu z Jagiellonią nikt nie przeklinał, nikt się nie niecierpliwił. Były brawa po dobrych podaniach, udanych wybiciach, nawet niecelnych strzałach. Po straconym golu można było usłyszeć, że „nic się nie stało”, co wcześniej było nie do pomyślenia. Po meczu piłkarze pod trybuną wysłuchali pochwał, fani skandowali nazwisko trenera Jacka Zielińskiego. Chwilę później na konferencji prasowej trener Michał Probierz powiedział, że Cracovia to „kandydat do gry w europejskich pucharach”. Jest tak inaczej, że można mieć wątpliwości, czy w kwietniu i sierpniu odwiedziliśmy ten sam stadion. (…) Liczby są jednak przytłaczające. Średni bilans Cracovii trenera Podolińskiego: 1,17 punktu, 1,1 bramki zdobytej, 1,38 bramki straconej na mecz. Bilans Cracovii Zielińskiego: 2,21, 1,86, 0,26. A w tym imponująca seria 12 meczów bez porażki i siedmiu ligowych zwycięstw na wyjeździe.

SUPER EXPRESS

Superak nie dowierza, analizuje, przelicza i po weekendzie pyta: 46 milionów złotych za Milika?

Olympique Marsylia chce zapłacić za Arkadiusza Milika (21 l.) aż 11 mln euro, czyli ponad 46 mln złotych. Jeśli transfer dojdzie do skutku, to wychowanek Rozwoju Katowice stanie się najdroższym polskim piłkarzem w historii. Choć w trakcie tego okienka pojawia sie dużo niesprawdzonych plotek transferowych, to informacja o zainteresowaniu Milikiem ze strony Marsylii wygląda na wiarygodną. O sprawie poinformował czołowy francuski dziennikarz sportowy Dominique Armand z Canal Plus.

I w paru krokach dzisiejszy weekend:
– Lewy dobił „Wieśniaków”
– Rzeźniczak pogrążył Legię
– Piast wygrał, bo ma wielkiego Vacka

Image and video hosting by TinyPic

Nieprawdopodobna kreatywność w tym ostatnim tytule. Po kolejnej kompromitacji Lecha dziennikarz Superaka znalazł jedną pozytywną wiadomość – po kontuzji wraca już Arajuuri. A z drugiej strony mocniej obrywa Rzeźniczak.

Co mecz to błąd, po którym drużyna traci bramki i punkty. Ile jeszcze pomyłek musi popełnić Jakub Rzeźniczak (29 l.), by wreszcie Henning Berg (46 l.) przejrzał na oczy i dał mu odpocząć na ławce rezerwowych?! Wczoraj w doliczonym czasie gry kapitan wicemistrzów Polski przez bezmyślną stratę piłki we własnym polu karnym podarował trzy punkty Koronie.

SPORT

Młotem w podium, a dopiero na drugim planie wygrana Piasta.

Image and video hosting by TinyPic

Sport jest dziś najlepszą gazetą do przekartkowania – przeczytania w możliwie najkrótszym czasie i wyłapania jak najwięcej informacji. Wystarczy spoglądać na nagłówki:
– Udany debiut Szczęsnego
– Milik strzela i… odchodzi?
– Historyczny triumf Boruca
– Grali kadrowicze. Napastnicy w formie
– Bohater ostatniej akcji (czyli Lewandowski)

A w dalszej części już właściwie same relacje. Pośród nich znajdujemy dopiero rozmówkę z Patrykiem Lipskim: Ronaldo – mój wzór.

Image and video hosting by TinyPic

Po pierwszym pana golu naśladował pan radość Cristiano Ronaldo. W sobotę było inaczej. Dlaczego?
– Nie będę ukrywał, że Cristiano Ronaldo to mój ulubiony piłkarz od dawna i staram się na nim wzorować. Kibicuję także Realowi Madryt, w którym występuje. Faktycznie zrobiłem jego cieszynkę, ale później koledzy w szatni nie dali mi żyć i się z tego śmiali. Zrezygnowałem z tej cieszynki i teraz świętuję gola inaczej (śmiech).

PRZEGLĄD SPORTOWY

Poweekendowa okładka.

Image and video hosting by TinyPic

Wybaczcie, ale zmęczeni przerzucaniem kolejnych relacji, szukamy czegoś ciekawego.

Na początek: wiadomość z Krakowa. Moskal czeka na wyrok.

Czy w najbliższy piątek w meczu ze Śląskiem Wrocław Wisłę nadal będzie prowadził Kazimierz Moskal? Wiele wskazuje na to, że tak. Nie można jednak wykluczyć, że dojdzie do zmiany trenera. Nieoficjalnie mówi się, że jest już wybrany jego następca – ma to być szkoleniowiec z Bałkanów. Moskal bliski dymisji był w ubiegłym tygodniu. Chciał jej właściciel klubu Bogusław Cupiał, ale szkoleniowca obronili prezes Robert Gaszyński i dyrektor sportowy Zdzisław Kapka.

W szatni cięta riposta jest ważna – mówi Mateusz Cetnarski. Niezła rozmowa.

Image and video hosting by TinyPic

Kiedy przed 8 laty po raz pierwszy wszedł pan do szatni GKS Bełchatów, miał pan usłyszeć, że musi jak najszybciej zmienić trampki na buty Dolce & Gabana.
– To nie było do końca tak, ale faktycznie usłyszałem kilka uwag dotyczących mojego stroju. Czarne trampki, czarne spodnie rury i czarna bluza z kapturem to był strój fana punk rocka, a nie piłkarza. Nie przejmowałem się tymi opiniami, ale kiedyś w szatni były inne układy. Młodzi nie mogli się odzywać. A kiedy mieli coś do powiedzenia, musieli modlić się, by było to konstruktywne i składne. W innym przypadku od razu dostawali ostrą ripostę i cała szatnia z nich się śmiała. Czasy się zmieniły i teraz szatnie są bardziej tolerancyjne.

Któremu trenerowi powiedział pan za dużo?
– Kiedy z Bełchatowa odszedł Łukasz Garguła, liczyłem, że od razu wskoczę w jego miejsce, ale Rafał Ulatowski początkowo stawiał na bardziej doświadczonych zawodników. Mieliśmy sobie dużo do powiedzenia, trener widział, że dostaję białej gorączki, ale w końcu wywalczyłem sobie to miejsce. Do dziś mamy świetny kontakt. To trener, który poszerzył moje piłkarskie horyzonty.

Image and video hosting by TinyPic

Za finał mieli dostać po Lexusie. Robert Błoński i Adam Dawidziuk wspominają historyczny awans polskiego klubu do Ligi Mistrzów.

Po wyrównującej bramce Pisza już wiedzieliśmy, że nic na świecie nie odbierze nam awansu i działy się wtedy w polskim sektorze rzeczy zadziwiające. Większość zrzuciła koszulki. Dorośli mężczyźni siedzieli podkuleni i beczeli jak małe dzieci. Kaleki chłopak z mojego autokaru puścił kule, padł na ziemię i płakał. Próbowałem go podnieść z ziemi, a on się wtulił, złapał mocno i szlochając powtarza: „O…, ja nie mogę, o…”. Potem tylko „Sto lat!”, „Jeszcze Polska nie zginęła” – zwycięska bramka Bednarza i fiesta. Powyższy cytat to fragment świetnego reportażu z Goeteborgu pt. „Przyjechała planeta małp” autorstwa Marcina Mellera, opublikowanego w „Polityce”. Z perspektywy 20 lat, bo tyle minęło wczoraj od historycznego awansu Legii do Ligi Mistrzów w 1995 roku, te słowa najlepiej oddają to, co stołeczny klub wówczas osiągnąć. Rok później udało się to jeszcze Widzewowi i tyle widziano nas w Champions League.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...