Reklama

Jak co poniedziałek… PAWEŁ ZARZECZNY

redakcja

Autor:redakcja

24 sierpnia 2015, 12:53 • 4 min czytania 0 komentarzy

Darcy Ward. W zasadzie nie powinienem zajmować się żużlem, ale czuję jakiś nakaz. Bo od zawsze wmawia się nam jak niebezpieczny jest futbol, na boisku i trybunach, a jaki wspaniały – czarny sport. No i trach! Mamy kolejnego mistrza świata w tym sporcie, w najlepszym wypadku, na wózku inwalidzkim. Bo jak rzekł smutnym głosem rzecznik Falubazu Zielona Góra – rdzeń kręgowy Darcy’ego (ledwie 23 lata!) nie zostal nawet przerwany, tylko… – brrr – zgilotynowany!

Jak co poniedziałek… PAWEŁ ZARZECZNY

Publika na żużlu takie historie uwielbia. Siedzieć, wypełniać program wynikami, wdychać opary metanolu i… czekać na karetkę. Najlepiej gdy na starcie pierwszy zawodnik, od wewnętrznej, złoży się i całą czwórkę wywiezie w płot. Od razu. Można pokibicować czy wszyscy wstaną o własnych siłach, i zaczyna się od nowa. Czasem jest odmiana – jak niedawno gdy to motocykl pofrunął między kibiców. Albo gdy nie wstanie kibic – jak również niedawno rozjechany pod stadionem w tej samej Zielonej Górze przez nieoznakowany radiowóz. Takie historie dzieją się tam na okrąglo. Ale żużlowcy nadstawiają karku (dosłownie!!!) dla gawiedzi w niedużych miasteczkach. Ward jeździł w czterech krajach, zawsze w takich dziurach, przy których Zielona Góra to było Las Vegas.

Pechowy chłopak, wrocił na tor miesiąc temu, po rocznej dyskwalifikacji za gorzałę. Konkretnie wstawił się przed Grand Prix, jak twierdzi przepijał rozwód rodziców – rozumiem. Przez to nie widziałem go w kwietniu z trybun, na pożegnaniu Golloba i innym GP. Zawody, poza łychą bez limitu (ale bilet za 850), polegały na tym, że wszyscy się wywracali na pierwszym albo drugim wirażu, wszystko tez się psuło począwszy od taśmy startowej, Aż zawodnicy zastrajkowali z obawy o własne życie i po 11 biegu GP przerwano (żeby nie oddawać za bilety uznano za rozegrane).

Wychowałem niegdyś najlepszego dziennikarza żużlowego „Rymara” z C+, bo gdy mi malował mieszkanie, fantastycznie o tych wyścigach opowiadał. Ale gdy zaczął oglądać to naprawdę z bliska, z boksu komentatorów, to zaczął mi wyliczać tych mistrzów na wózku (ja pamiętałem tylko Jancarza w grobie, ale ten zginął normalnie – żona go zadźgała nożem po pijaku). Opowiadał mi Robert, jak rozbił się Gollob na GP w Danii. Ojciec sprzątnął go z toru, zawiózł noca do Bydgoszczy nieprzytomnego, tam wystawił w meczu ligowym (15 pkt., choć Tomek niczego nie pamiętał, i dopiero wtedy zawiózł do szpitala…

Chciał mi pokazać to z bliska, zaprosił na mecz do Rzeszowa. Pojechaliśmy, z Gollobami nawet, bo robiłem wywiad do „PN”. Sześć godzin jazdy, na miejscu spadł deszcz, zawody odwołano, sześć godzin z powrotem. W dodatku jakis gość w nocy chciał nas staranować starą warszawą i pruł bezładnie naszym pasem. Brat Rymara uciekl na jego pas, wszyscy się odwróciliśmy, a tamten jak nie walnie do rowu, ostatecznie…

Reklama

Po takim wejściu trudno było to pokochać, ale cóż, ja nie byłem z małego miasta i od metanolu się nie uzależniłem.

A oni wciąż się zabijali i łamali, mimo dmuchanych band (kiedyś były drewniane), ograniczeń w konstrukcji silników. Tak czy inaczej pędzi się stówką i bez hamulca. A dalej rosyjska ruletka.

Australijczyk o nazwisku Ward. Kiedyś Polska kochała się w dziewczynie – Rachel Ward, z „Ptaków ciernistych krzewów”, tez Australijce. Też pechowej, zakochała się w księdzu, z wzajemnością…

Sporo znanych ludzi kocha żużel – Boniek, Lis (z Falubazu właśnie), ale większość ma jednak obawy. Poczytajcie kiedyś wikicytaty Sławka Drabika, mistrza Polski, poznałem, zajebisty gość.

„O torze w Lublanie wiem tylko, że jest bardzo przyczepny, wystają tylko kaski zawodników”. Albo: „Pomagasz swojej drużynie mimo że jesteś w parkingu?  Eee tam pomagam, raczej przebijam przeciwnikom opony, takie tam”. Albo, po kontuzji kręgosłupa: „Jak się pan czuje? Fajnie. Dużo mnie tu szprycują”. Lub też, o karambolu na torze: „To tak. jakbyś stał na światłach nowym mercedesem, a ktoś nagle wali cię w dupę syreną Bosto”.

I o tym feralnym torze, którego najbardziej nie lubił:

Reklama

„Pamiętasz, kiedy ostatnio zdobyłeś 16 punktów? To musiało być zaraz po wyzwoleniu, kiedy tor w Zielonej Górze był jeszcze zaminowany”.

Zaminowany… Wiadomo, tory się nie nadają do jazdy, ale ludzie gnają po każdy punkt, bo za to się tylko płaci, a publika wstrzymuje oddech. Wstanie sam, czy nie da rady?

Darcy Ward o własnych silach nie wstanie już nigdy.

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...