Rafał Janicki to piłkarz, który znajduje się w kręgu zainteresowań selekcjonera reprezentacji Polski. Posiadanie tego statusu – prócz oczywistych plusów – ma również jednak kilka minusów. Jednych z nich jest fakt, że po prostu nie wypada grać tak beznadziejnie, jak stoper Lechii w Krakowie przeciwko Wiśle. Janicki zawalił mecz na oczach Nawałki, a powołania zostaną rozesłane już niedługo… Mówiąc więcej – zaprezentował się tak niewytłumaczalnie słabo, że w dawnych czasach – zamiast w kręgu zainteresowań selekcjonera – znalazłby się w kręgu podejrzanych. Wiadomo o co.
Coś niepokojącego dzieje się z tym zawodnikiem, odkąd u jego boku brakuje Gersona. Brazylijczyk szybko przejął od Janickiego rolę lidera gdańskiej defensywy, ale gdy wypadł ze składu, ciężko Polakowi wrócić do dawnego układu. W związku z tym mianujemy go szefem obrony… naszej tradycyjnej jedenastki badziewiaków. Jak dla nas, na inne powołanie nie zasłużył.
Towarzystwo adekwatne do poziomu, który zaprezentował. W bramce Manuel Prusak. Obok niego parodystyczna obrona Górnika Zabrze. O ile obecność Bartosza Kopacza – jak to ujął Robert Warzycha: z całym szacunkiem dla niego – nie jest żadną niespodzianką, o tyle Rafał Kosznik zaliczający kolejny beznadziejny występ, to jednak zaskoczenie. Jeszcze w zeszłej rundzie kojarzył nam się on z pewnymi punktami w Ustaw Ligę, grał przyzwoicie i szalał na skrzydle. Teraz też szaleje, ale w negatywnym znaczeniu.
– Nie wiem, co mam powiedzieć – tak skomentował grę Górnika przeciwko beniaminkowi z Niecieczy Roman Gergel. My co prawda wiemy, jak zrecenzować grę pozostałych badziewiaków, ale chcemy trochę ograniczyć rzucanie mięsem, tak więc również spuszczamy zasłonę milczenia.
Jeśli do jedenastki kolejki po takich występach nie łapią się: Maciej Jankowski, Sasza Żivec, Damian Dąbrowski, Patryk Małecki i Tomasz Hołota, to wiedz, że była to naprawdę niezła kolejka. Czasami zdarza się, że żałujemy, iż nasze zestawienie nie jest z gumy. Oczywiście za chwilę przychodzi seria gier, po której mamy wrażenie, że ciągniemy kogoś za uszy, ale tym razem – był tłok jak przed Biedronką w dzień promocji. Tylko w bramce nie mieliśmy „kłopotu bogactwa”, w zasadzie żaden z golkiperów nie odstawił reszty konkurencji.
Fot. FotoPyK