Lądowanie w Ekstraklasie może być wyjątkowo twarde. Kilku zawodników wyrżnęło w tej kolejce dupą o ziemię w naprawdę nieprzyjemny sposób. Jaroch na Łazienkowskiej czuł się jak w pralce, Maloca robił, co mógł, by Lech z Basel miał wysokie morale, Papadopulos się błąkał, Sołdecki też, Drozdowicz zabawił się w Paluchowskiego (tzw. kucharczykowe wykończenie) i jedynie dla Krystiana Nowaka niedzielny mecz był tym, do czego przyzwyczajał kibiców swoich drużyn przez lata. Zupgrade’owana wersja Mateusza Żytki walczy o kolejny, czterysta pięćdziesiąty ósmy, spadek, dlatego już teraz – przewidując, co się będzie działo później – przekazujemy mu podpaskę kapitańską. Miejmy nadzieję, że będzie ona dla niego czymś więcej niż tylko zwykłym kawałkiem materiału i potraktuje ją z należytym szacunkiem.
W tej kolejce mamy też do przekazania kilka innych fantów. Wspomniany Jaroch dostaje spraya z gazem rozweselającym. Z kolei na leki uspokajające zasłużył Kosznik, naprawdę dobry piłkarz z niezłym wykończeniem i wrzutką, ale jeżdżący od wielu miesięcy na permanentnej napince, co – takie nasze zdanie – kosztowało Zabrzan w Łęcznej punkty. Poza Kosznikiem i Gergelem mało kto daje tam cokolwiek w ofensywie. Zgasł już nawet Madej. Zapas znanego energetyka (nazwy nie podajemy, nie będzie kryptoreklamy) leci natomiast do Gliwic, które zaimponowały najgorszymi skrzydłami w lidze. Szeliga i Moskwik zrobili w Chorzowie tyle udanych akcji co wszyscy nasi czytelnicy razem wzięci, dlatego trzeba im dodać skrzydeł. Szczególnie martwi przykład Szeligi, który zaliczył fajne wejście do Ekstraklasy (5 goli i 4 asysty), a od jakiegoś czasu nie różni się niczym od typowego żużlu hurtem zwożonego latem na testy.
A co u kozaków? Paczka tak klarowna, że w zasadzie nie ma czego uzasadniać. Na uwagę zasługuje fakt, że aż trzech piłkarzy ma stuprocentową skuteczność w jedenastce kolejki – Kuciak, Nikolić i Fojut. Jeszcze chwila i będzie można zacząć się zastanawiać, na czym polegała „zjebka”, która odstraszyła Lecha od Nemanji i dlaczego o Fojuta nie biły się pozostałe kluby. Ale o tym ostatnim pisaliśmy jeszcze przed sezonem – że paru dyrektorów sportowych – mówiąc językiem młodzieżowym – zaliczy tu klasycznego facepalma.