Reklama

Jak co poniedziałek… PAWEŁ ZARZECZNY

redakcja

Autor:redakcja

13 lipca 2015, 13:30 • 4 min czytania 0 komentarzy

Iker Casillas się popłakal. Ja… popłakałem się za niego. Ze zwykłego rozczarowania, kłamstwami, które zewsząd słyszę i choć od dziesięcioleci nazywam je kłamstwami – zawsze znajdzie się niejedna pierwsza naiwna…

Jak co poniedziałek… PAWEŁ ZARZECZNY

Piłkarze całują na pokaz i kłamią na pokaz, i faulują na pokaz. Oni robią wszystko na pokaz poza strzelaniem goli – może dlatego Chile – Argentyna było 0:0… Po dwóch godzinach.

Wmawia się nam (Wam, ja to mam gdzieś), że są piłkarze – Inni. Semper Fidelis – zawsze wierni.

No i co ja widzę? Gerrarda w debiucie w LA – nędza. Raz wbiega w pole karne i kopie w bramkarza, tak samo wolno jak przez całą karierę.

Czytam, że Xavi do Kataru, ten co najwięcej trofeów i że zabiera braci i siostrę młodszą nawet, bo tam mają szkołę…

Reklama

Przecież to żenujące, jak wcześniej Lampard w City a teraz w jeszcze większym futbolowym piździszewie (przy Chelsea, of course). I cała masa gości, o których mówiono nam, że to legendy.

Ponieważ musi być wyjaśnienie – ci faceci są goli w ryj. Jaki ten Cannavaro, co to nie mógł się wykąpać we własnym basenie, bo zajął go komornik (basen, nie Fabio). Taa, grał z Casillasem w Realu i teraz… dorabia w Chinach.

Skoro ci faceci, którzy po każdym roku grania mieli być zarobieni nie tylko na całe życie, ale nawet na kilka pokoleń – coś tu musi nie grać.

Jak znam życie – skoro biorą zawsze bokiem, bokiem ktoś to wyprowadza. Ktoś mocniejszy. Jak z moim kumplem w Moskwie. Podjechał mercedes, dwaj goście z kałachami i mówią: tu papiery, podpisz, tu bilet, samolot masz za godzinę,k ostatni już, Andriej…

I tak w godzinę stracił milion dolarów, a na pociechę ma to, że nie zginął. Pewnie dlatego, że mer Moskwy ściskał mu dłoń, drug!

To samo jest z całą tą niedokształconą grupa ludzi, która nie odróżnia internetu od internatu. Gruzji od fuzji, biliona od miliarda, takie duże przedszkolaki, które się bierze na lizaki…

Reklama

Własnie czytam, że reprezentant Polski Mączyński zrezygnował z gry w Chinach, dla dobra dziecka.

Śmierdzi na kilometr, żeby piłkarz rezygnował z gry w Chinach na rzecz Wisły, w której nikt (!) nie chce przedłużać kontraktów, poza Głowackim, któremu odpowiada rola „konduktora” kilka meczów w roku (konduktor to po angielsku „dyrygent” – nie czepiajcie się, kasjer). Mączyński bajdurzy, że mieszkać mógł w pięciogwiazdkowych hotelach – ha, ja Święta spędziłem w Krakowie w sześciogwiazdkowym z widokiem na trębacza z Mariackiego. Nie szpanuj. Aha, i pięć gwiazdek w Chinach to jak jedna pod Wawelem. Hostel. Przeludniony, bród smród i ubóstwo.

Teraz słyszę, że wystawili do wiatru Radovicia, rezerwy i brak kasy. Oczywiście. Wstawcie sobie do netu podstawowe informacje o Chinach:

Giełda w pół roku padła o 30 procent, znaczy że niektórzy właściciele klubów po całości, to „wydmuszki”.

Chińska mafia, Triada, odzyskuje wszystkie pieniądze które wydaje od trzystu lat, dłużej panuje niż dynastia Ming. Pod Warszawą paru gości z Mokotowa obrobili kasjera na ledwo 200 tysięcy dolców. Nie wiedzieli, że on od skośnych…

Nikt niczego nie zeznał, a oni i kasę wypluli, i umarli.

Jeśli Rado ktoś załatwił, to on się sam – miał u nas przepysznie. Uwierzył rodakowi. Pamiętajcie, Serb załatwi Serba na miękko i jeszcze go wystawi, taka nacja, potrzebował naiwniaka przedszkolaka na wabia, co podpisze coś po chińsku a potem się go odstrzeli.

Myślicie, że tylko Szwajcarzy mogli walnąć Tarasia czy Grosika? Że Real jest inny? Że tylko Widzew obiecuje?

Te wędrówki piłkarzy pokazują, że oni – jak my – popierdalają za kromką chleba. Choć przez chwilę każdy z nas uwierzył, i każda z naszych kobiet, i dzieci, że złapało się Pana Boga za nogi.

Są to bajki, by nie powiedzieć – jebajki. Jak u tej dziewczynki: „Ja błonkę miałam”.

Opowieść o jabłonce.

*

Wszyscy współczują Legii, za wcześnie. Dopiero za 37 kolejek może spaść z ligi. Warto było – z perspektywy Wawy – wydłużyć sezon.

*

A jutro Lech padnie w Sarajewie. Świecka tradycja. Nie wiem czy wiecie, ale tam nie tylko zaczęła się I wojna światowa (101 lat temu), ale tak rozpoczyna się moja ukochana książka: „Przygody dobrego wojaka Szwejka”.

I zaczyna się: „A to nam zabili Ferdynanda” – mówi tak posługaczka pani Millerowa do wojaka, i dalej uzgadniają, ze to w bośniackim Sarajewie. Szwejk dopytuje?

„Którego Ferdynanda? Ja znam dwóch, jeden jest posługaczem u drogisty Pruszy i pewnego razu wypił tam razu pewnego jakieś smarowanie na porost włosów, a potem znam jeszcze Ferdynanda Kokoszkę, tego co zbiera psie gówienka. Obu nie ma co żałować”.

Czytajcie, tak można się uczyć pisać i myśleć, a zacznijcie od Szwejka. To taki polski piłkarz, czyli głupek, ale nasz głupek.

I Szwejk mówi też coś, pośród tysięcy mądrych obserwacji coś, co jest usprawiedliwieniem dla wszystkich uganiających się za  piłką:

„Nie ma takiego chłopa, któremu by jaja nie śmierdziały”.

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...