Najgłośniejsze pożegnanie w futbolu ostatnich lat. Ale głośne raczej nie tam gdzie trzeba. W atmosferze konfliktu, obrzucania błotem przez rodziców, niesnasek, momentami wręcz pogardy czy podważania tego, co zdołał osiągnąć. Tam, gdzie powinno dziś być głośno, było zdecydowanie za cicho. Iker Casillas – jak ujął to jeden z kibiców na wideo „Marki” – powinien wyjść z honorami przez wielką bramę, a nie przez tak małe drzwi. Pamiętacie te poruszające zdjęcia z pożegnania Xaviego? Ten widok Camp Nou z lotu ptaka, gdzie tysiące fanów dziękowały swojemu wieloletniemu kapitanowi? Tak to powinno też wyglądać po drugiej stronie barykady. Ale nie wyglądało.
– Bohaterowie też płaczą – napisała dziś na swojej okładce „Marca”. I w sumie trudno się dziwić, bo przy takim pożegnaniu po 25 latach obecności w klubie popłakałby się chyba każdy. Co prawda Florentino Perez twierdzi, że chciał, by Iker zakończył karierę na Bernabeu, ale wiary tym słowom nie daje chyba nikt. Ani opcja procasillasowska, ani ci ustawieni do bramkarza na kontrze. Sternik Realu przyznał też, że – choć Casillas pragnął skromnego, cichego pożegnania – to 12 sierpnia postarają się zorganizować mecz z Porto w ramach Trofeo Bernabeu, by oddać mu cześć. W końcu jak sam stwierdził – ten bramkarz jest dla Realu insustituible. Czyli niezastąpiony.
Tego jednak na Bernabeu nie było dziś widać. Ledwie dwa tysiące kibiców. Większa grupka domagająca się dymisji Florentino Pereza na przemian z okrzykami „Iker, Iker, Iker”. No i sam zainteresowany spacerujący pomiędzy pustymi trybunami i do tych trybun machający. Jeden z Twitterowiczów stwierdził nawet sarkastycznie, że Casillas pozdrowił wszystkich tych, którzy go ostatnio nie wyzywali. Same obrazki były jednak – przyznacie – wyjątkowo przykre. Na murawie żywa legenda klubu, 19 trofeów, które pomógł wywalczyć, a pustki jak wiosną na stadionie Śląska…