O tym, że Kamil Wojtkowski jest na testach medycznych w RB Lipsk, już u nas czytaliście. O tym, że podjął decyzję zupełnie dla nas niezrozumiałą, która znacząco może zahamować jego rozwój – również. Rzecz jednak w tym, że sam projekt, jaki tworzony jest w tym klubie, naprawdę robi wrażenie…
Jeśli przeprowadzka Wojtkowskiego, który zamiast grania wybiera dobry kontrakt za granicą, wzbudza kontrowersje – wypada przypomnieć, co niespełna trzy miesiące temu działo się w Niemczech. Davie Selke, 20-latek z Werderu, przed startem sezonu został królem strzelców i mistrzem Europy do lat 19, a w samych ligowych rozgrywkach strzelił dziewięć goli, dorzucając cztery asysty. Zresztą, i bramkę, i ostatnie podanie zaliczył choćby w świetnym występie przeciwko Borussii Dortmund. Kiedy spodziewaliśmy się więc, że wkrótce wyląduje w drużynie pokroju co najmniej BVB, on – jeszcze w trakcie sezonu, gdy Werder miał szansę na europejskie puchary – podpisał kontrakt z klubem drugoligowym.
RB Lipsk zapłacił za niego osiem milionów euro, a on sam, widząc reakcje środowiska, załatwił sobie ochroniarza.
Moneymove – komentowano. Tylko czy rzeczywiście to aż taki skok tylko na kasę? W Lipsku warunki pod stworzenie poważnej piłkarskiej marki na pewno mają. Wszystko zaczyna się oczywiście od finansów – w 2009 roku koncern Red Bull, po Salzburgu i Nowym Jorku, wkroczył również do Niemiec. Założył sobie za cel budowę czołowego w Bundeslidze zespołu. Dziś, mając jeszcze trochę czasu w zapasie, jest na jej zapleczu.
I piłkarsko wygląda naprawdę nieźle. Że w klubie nie bawią się w półśrodki, widać po transferze perełki z Werderu. Nie jest to jednak wydawanie kasy na dawne i podupadające gwiazdy, ale na chłopaków, którzy karierę dopiero mają zrobić. Dietrich Mateschitz, założyciel Red Bulla, przyznaje, że nie ma nic głupszego niż pójście na zakupy z walizką pełną pieniędzy. Dlatego dwa lata temu do Niemiec trafił 19-letni Yussuf Poulsen, młodzieżowy reprezentant Danii, obecnie również z występami w dorosłej kadrze. Z kolei Federico Palacios Martinez błyszczał w niemieckiej lidze 19-latków i został wyciągnięty z Wolfsburga za 600 tysięcy euro.
Takich chłopaków jest jednak znacznie więcej. Takich, czyli młodych, zdolnych i perspektywicznych, za których klub płaci po kilkaset tysięcy euro albo w granicach miliona. Latem zeszłego roku przyszli: dwaj reprezentanci Niemiec U-19, 20-letni reprezentant Chorwacji, 23-latek z kadry USA i 19-letni reprezentant Węgier. Zimą: kolejny młodzieżowy reprezentant Niemiec, 23-latek z kadry Szwecji czy wypożyczony z Salzburga 21-letni reprezentant Peru. W klubie mieli też wcześniej chrapkę na Linettego, Kownackiego czy Teodorczyka.
Ale to tylko piłkarze, przynajmniej w teorii, kalibru Wojtkowskiego. Niespełna cztery miliony euro wydano na Emila Forsberga z Malmoe, siedem na Omera Damariego z Austrii Wiedeń, a dziewięć – choć według niektórych źródeł, pięć – na 20-letniego Massimo Bruno z Anderlechtu. On o Bundesligę w tym sezonie nie walczył, bo był wypożyczony… do Salzburga. Tych, którzy rzucani są między jednym miejscem a drugim, jest w każdym okienku kilku. Rodnei, były piłkarz Jagiellonii, został sprowadzony przez Salzburg trzy lata temu, ale wiosnę tego sezonu spędził już w Lipsku.
Nikogo nie powinno to jednak dziwić. Ralf Rangnick od trzech lat zatrudniony jest w Red Bullu, skąd pełni rolę dyrektora sportowego i jednego, i drugiego klubu. Teraz Rangnick przesiada się z tylnego fotela za kierownicę. Wychodzi z gabinetu i wraca na ławkę – to on, po piątym miejscu na zapleczu, ma wykonać ten ostatni i decydujący dla Lipska krok. Czyli awans. Pieniądze w klubie są (możliwy budżet transferowy w okolicach 50 mln euro), nieźle piłkarze są, trener, który kiedyś już z Hoffenheim przeszedł drogę od czwartej do pierwszej ligi – jest. Pytanie, czy nie ma zbyt dużego chaosu?
Trzy lata temu, kiedy RB Lipsk był jeszcze w czwartej lidze, zakontraktowani zostali dwaj Polacy: Adrian Mrowiec i Tomasz Wisio. W klubie po dwóch tygodniach stwierdzono jednak, że Mrowiec jest niepotrzebny. Kontrakt rozwiązano w minutę, a piłkarzowi wypłacono odszkodowanie. Zdaniem „Bilda”, pół miliona euro.