Rok temu sporo mówiło się o tym, że do któregoś z klubów Bundesligi może trafić Łukasz Fabiański. Teraz wiadomo, że w Niemczech zagra inny Polak – Przemysław Tytoń – który według dobrze poinformowanej prasy lada chwila podpisze kontrakt z VfB Stuttgart. Ruch dość niespodziewany, także dla Niemców. Pozostanie w zdegradowanym Elche nie było możliwe, ale wszyscy sądzili raczej, że w przyszłym sezonie powalczy o miejsce w składzie PSV Eindhoven. W Bundeslidze bluzę z numerem jeden powinien dostać na dzień dobry.
Machinę transferu Polaka uruchomił Pep Guardiola. To on, trochę na przekór danym obietnicom, nie dawał wielu szans gry Pepe Reinie. Hiszpan przychodził do Bayernu z naturalną świadomością bycia numerem dwa, ale nie sądził, że jego aktywność niemal wyłącznie ograniczy się do treningów i podawania ręcznika Manuelowi Neuerowi. Mimo 33 lat na karku Reina nie ma zamiaru siedzieć na ławce i najprawdopodobniej wróci do Napoli. Guardiola musiał więc zastanowić się nad innym zmiennikiem. Dosyć nieoczekiwanie padło na 26-letniego Svena Urleicha ze Stuttgartu. Nieoczekiwanie, bo nawet w jego klubie zastanawiali się, czy jest wystarczająco mocny i sondowali sprowadzenie solidnego konkurenta. Był krytykowany. Zarzucano mu przede wszystkim roztrzepanie i słabe wyprowadzanie piłki.
Sven Ulreich skorzystał z życiowej szansy
Kiedy Bayern wyłożył na niego 3,5 miliona euro, nie było nad czym się zastanawiać. Następcę – jak informuje Stuttgarten Nachrichten – znaleziono niemal błyskawicznie. Za grosze, bo Tytoń ma kosztować ledwie niecały milion euro. W Eindhoven nikt nie uroni za nim łzy. Przejrzeliśmy fora kibicowskie, na których ludzie znacznie częściej niż sympatię wyrażają niechęć. Jedni mówią, że Tytoń skończył się w momencie transferu do PSV. Inni, że w momencie kiedy dostał kolanem w głowę, jeszcze inni, że kiedy zderzył się ze słupkiem. Mówiąc krótko: ich zdaniem Polak gra zbyt asekurancko, jest bojaźliwy, nie potrafi ryzykować. A zarobione na nim milion euro to i tak całkiem niezły interes.
Z punktu widzenia Tytonia transfer do Stuttgartu nie ma żadnych minusów. Po pierwsze, nie wtrynia się do gotowego zespołu, nie musi nikogo podgryzać i wygryzać. Trafia do klubu, gdzie jego predestynacją jest gra w pierwszym składzie. Poza tym od przyszłego sezonu będzie prowadził ich nowy trener – Alexander Zorniger – który wypromował się dzięki sumiennej pracy w RB Leipzig. Po drugie, Stuttgart, mimo problemów w ostatnich sezonach, to klub nieporównywalnie ważniejszy niż Elche. Z tradycjami, z wiernymi kibicami. Z piątą średnią widowni w Bundeslidze, przekraczającą 50 tysięcy. Na spotkania jego byłego klubu przychodziło ponad dwukrotnie mniej. Nie jest to może czynnik decydujący, ale pośredni z całą pewnością.
Stuttgarten Nachrichten zapytało czytelników, czy wymiana Urleicha na Tytonia to dobry pomysł. Patrząc na to, że Niemiec grał w Stuttgarcie od dwunastu lat, wyniki są raczej pokrzepiające. Kibice zamiast Polaka woleliby jednak Romana Weidenfellera. Są zdania, że skoro okazał się za słaby na PSV i reprezentację Polski, to może nie prezentować określonej jakości. Ale chcą dać mu szansę.
A tak w ogóle, to szacunek dla Tytonia, którego kręta ścieżka kariery może być wzorem dla młodych chłopaków. Mecze z Barceloną i Realem zamieni na te z Bayernem czy Borussią. Z Górnika Łęczna, przez przeciętny klub Eredivisie, następnie mistrza Holandii. Potem hiszpański przeciętniak, teraz Bundesliga. Mimo przeciwności, kontuzji, nieprzychylności trenerów, dumnie utrzymuje się na powierzchni i wiele wskazuje na to, że zaliczy trzecią naprawdę silną europejską ligę. W dwóch słowach – wyciąga maksimum. A za to należą się słowa uznania.
PB