Znacie nasze zdanie. Za zasługi można dać medal, puchar, ewentualnie posadę jakiegoś ambasadora, jeśli klub akurat nie ma co robić z pieniędzmi. Ciężko jednak oczekiwać, by za zasługi gwarantować dożywotnie miejsce w składzie lub kontrakt odnawialny do momentu, gdy ów “zasłużony” zdecyduje się powiedzieć “pas”. Staliśmy na takim stanowisku, gdy ludzie krytykowali Barcelonę za wypuszczenie Abidala, stoimy na takim stanowisku i teraz.
Nie da się jednak ukryć, że styl w jakim Newcastle właśnie żegna się z Jonasem Gutierrezem to farsa i kompromitacja działaczy “Srok”.
Historii tego wojownika chyba nikomu przybliżać nie trzeba. W maju 2013 roku, po zderzeniu z rywalem w jednym z meczów piłkarz zaczął odczuwać dziwne bóle. Seria badań przyniosła wstrząsającą diagnozę. Rak jąder. W tajemnicy przed światem, w październiku 2013, piłkarz poddał się operacji usunięcia jądra. Bez wsparcia finansowego Newcastle, które od początku wiedziało o problemach zawodnika. W styczniu “Sroki” wypożyczyły go zresztą do Norwich, nieszczególnie przejmując się stanem jego zdrowia. Po wyjściu na jaw całej historii – Gutierrez zdecydował się na zwierzenia przed ostatnim etapem chemioterapii – na klub z hrabstwa Tyne and Wear spadły gromy.
Nie wesprzeć swojego piłkarza w takim momencie? Nie wesprzeć gościa, który został z Newcastle nawet podczas banicji w Championship?
Sam zawodnik skupiał się już jednak wówczas na finalnym etapie jego walki o zdrowie, m.in. pokazując światu swą walkę podczas argentyńskiego maratonu. To wtedy wykonano najbardziej wzruszające zdjęcia. Człowiek w ogniu walki z chorobą decyduje się na dodatkowe obciążenie – maraton. Wszystko po to, by pokazać, że rak to nie wyrok, że najgorsze, co może się w takiej chwili przydarzyć to rezygnacja.
Świat podziwiał Gutierreza, tak jak dwa miesiące później, gdy wybiegł na boisko rezerw z opaską kapitańską i brodą, z której już dawno uczynił jeden ze swoich znaków rozpoznawczych. Powrócił na murawę. Wygrał. Pokazał, że się da, że można zwyciężyć nawet tak parszywą chorobę jak rak jądra, ba, da się po wszystkim wrócić do wyczynowego sportu na najwyższym poziomie. Potem już tylko potwierdzał klasę, w zamykającym sezon meczu zaliczając gola i asystę. Nie w rezerwach, ale w pierwszym zespole Newcastle walczącym o miejsce w ligowej tabeli.
Kilka dni później suchy komunikat ze strony klubu. Dziękujemy za zaangażowanie i wspólne siedem lat, ale umowa z Gutierrezem nie zostanie przedłużona. Żadnych pożegnalnych spotkań, żadnych rzewnych scen, żadnych uzasadnień. Jasne, klub nie musi się tłumaczyć z wyrzucenia zbyt słabych ogniw, ale brak jakiejkolwiek kropki, jakiejkolwiek puenty w takiej historii wygląda co najmniej kuriozalnie.
Oczywiście do sprawy momentalnie odniósł się sam Gutierrez.
Two things I learn from my illness how you can support a player (newcastle fans) and how you leAve a player alone (newcastle owner)
— jonas gutierrez (@elgalgojonas) May 29, 2015
Wytrzymał brak wsparcia finansowego przy leczeniu. Wytrzymał wypożyczenie do Norwich. Nie wytrzymał dopiero teraz, gdy po wygraniu Newcastle ostatniego meczu w sezonie został odprawiony jak petent w ZUS-ie, a nie gość, który od siedmiu lat stanowił istotny element krajobrazu Newcastle upon Tyne.
Można było zrobić to z klasą, tak jak – paradoksalnie – Barcelona z Abidalem. Tam były oferty dalszej pracy w klubie, możliwość wzniesienia w górę pucharu za triumf w Lidze Mistrzów jeszcze przed kapitanem. Szereg hołdów i gestów większego i mniejszego kalibru, a i tak większość piłkarskiego świata uznała, że to zbyt mało, jak na historię Abidala.
Newcastle nie zdobyło się na ułamek tego, co Barcelona dała Abidalowi. – Nigdy nie zapomnę, jak potraktowano mnie w Newcastle podczas leczenia – mówił kilka dni temu Gutierrez. Miał na myśli przede wszystkim wypożyczenie do Norwich w 2013 roku, tuż po operacji usunięcia jądra, ale – jak się dziś okazuje – “Sroki” nadal potrafią go zaskoczyć.
Gutierrez pewnie znajdzie sobie nowe miejsce, wielu dziennikarzy zwraca uwagę że kontrakt należał mu się nie ze względu na sentymenty, ale na jego klasę piłkarską. Pytanie jak z kwestią klasy, nie tylko piłkarskiej, poradzi sobie Newcastle…