Borussia Dortmund powstaje na nowo. I choć ten sezon jeszcze się nie skończył, bo BVB wciąż może zgarnąć Puchar Niemiec, przebudowa została już rozpoczęta. Klub obiera tę samą ścieżkę, jaką obrał kilka lat temu i która przyniosła świetny efekt.
W skrócie: jak najmniej gwiazd. Nie jest nią ani nowy trener Thomas Tuchel, ani piłkarze, jacy już meldują się w Dortmundzie. Klopp też nie był postacią z pierwszych stron gazet – co więcej, przyszedł z Mainz, jak teraz Tuchel. Nie są nimi Gonzalo Castro czy Julian Weigl. Bo to transfery, jakie Borussia lubi najbardziej. Ciche, spokojne, bez wielkich oczekiwań, a z potencjałem.
Castro akurat ciężko nazwać piłkarzem z nieodkrytym jeszcze potencjałem. On ma już 27 lat, wszedł na pewien poziom i daje gwarancję jakości. Do układanki BVB po prostu pasuje, tym bardziej, że w drugiej linii miejsce zwalnia Sebastian Kehl. Ten to już prawdziwy dinozaur – 13,5 roku w Dortmundzie, kiedy to przeżył właściwie wszystko. Wbrew pozorom, mimo 35 lat na karku, nie zaczął dołować i nie przestał regularnie grać. Uznał po prostu, że kończy karierę, choć otrzymał propozycję nowej umowy. Dlatego Borussia – tracąc i Kehla, i za moment Ilkaya Gundogana – bierze doświadczonego Castro. Koszt: 11 milionów euro.
Przy tej kwocie warto się zatrzymać, bo to dziesiąty najdroższy w historii klubu transfer. BVB w ostatnich latach więcej płacił za Aubameyanga, Mchitarjana, Immobile i Kampla, podobnie – za Ramosa. Wniosek z poprzednich okienek wyciągnięty został szybko: na rynku bez szaleństw. Możecie być spokojni: jeśli Borussia pomyli się w ocenie potencjału piłkarza, przynajmniej straci mniejszą kasę.
Tuchel bierze też Juliana Weigla, 19-latka z TSV 1860 Monachium, młodzieżowego reprezentanta Niemiec. Wystarczyło zapłacić 2,5 miliona euro, równowartość klauzuli odstępnego, by zamknąć temat przyszłości chłopaka, którego chciało ściągnąć teraz wielu. Borussia kilku takich już zawodników wypromowała: młodych, perspektywicznych i sprowadzonych za nieduże pieniądze. Gdyby nie bariera finansowa, już przyszedłby z Mainz Johannes Geis. On z pewnością miałby większe szanse na grę niż Weigl.
BVB myśli więc dwa kroki naprzód. Nawet, jeśli do Dortmundu trafi Puchar Niemiec, o tym sezonie trzeba będzie jak najszybciej zapomnieć. Kolejny musi być lepszy.