Jeśli do tego momentu były jeszcze jakieś wątpliwości, to Valencia rozwiała je raczej definitywnie. Kibice Barcelony powinni wstawiać zakupione wcześniej szampany do lodówek. Ci niewierzący w zębową wróżkę i Świętego Mikołaja, śmiało mogą odkorkować je już dziś.
W chwili, kiedy meczu Realu Madryt z Valencią rozpoczyna się w ten sposób, to niezawodny znak, że drużyna Carlo Ancelottiego wtopiła. Wtopiła brutalnie. Nieistotne, że w drugiej połowie zagrali naprawdę dobrze. Nieistotna jest też przepiękna bramka Isco. Zdecydowanie bardziej na wyobraźnię zadziała raczej to, co nie wyszło. Na przykład zmarnowany rzut karny Cristiano Ronaldo, beznadziejna gra w defensywie czy kolejny ze słabych dni Ikera Casillasa. Najbardziej istotne jest to, że Real zremisował. I choćby oddali sto celnych strzałów na bramkę, liczy się wynik. Dwa do dwóch. Podział punktów praktycznie oznaczający koniec marzeń.
Valencia poprzeczkę zawiesiła naprawdę wysoko. A mogła mieć jeszcze łatwiej, bo obiektywnie z boiska już po trzydziestu kilku minutach gry powinien był wylecieć Sergio Ramos. Być może jeden z najlepszych meczów w karierze rozegrał Diego Alves, niektórymi interwencjami wspinając się na klasę światową. Real dostał dwa szybkie gongi, ale pokazał charakter. Trzeba przyznać – zdołał się podnieść. Walczyli, biegali, strzelali. Ambicja mieszała się natomiast z nieprawdopodobną frustracją. Ostatecznie – patrząc na wynik – szalę przeważyło drugie z uczuć. Nie starczyło czasu, siły, woli walki, przeciwnik był za silny. Niepotrzebne skreślić.
Wygląda na to, że Real nie zdobędzie ani krajowego pucharu, ani mistrzostwa. Do końca sezonu pozostały dwie kolejki, do Barcelony tracą cztery punkty. Trudno wyobrazić sobie, żeby chłopaki Luisa Enrique, ostatnio wkręcający w ziemię wszystko, co się rusza, byli w stanie je pogubić. W następnej kolejce grają z Atletico Madryt. Kibice Realu będą musieli ściskać kciuki za znienawidzonych rywali, ale… czy to cokolwiek da? Odwróci przeznaczenie? Wywoła piłkarski armagedon?
W tamtym roku Galaktyczni, w tym – choć okresami wciąż zachwycający – mogą skończyć z niczym.