Cierpliwość to chyba ostatnie słowo, którego można użyć w kontekście prezesów klubów naszej ligi. Ledwie dwa i pół miesiąca temu ruszyła runda wiosenna, a już sześciu trenerów straciło posadę. Jedynie trzech szkoleniowców prowadziło swoje kluby jeszcze w poprzednim sezonie Ekstraklasy, ale żaden z nich nie robił tego od początku rozgrywek. Po wczorajszym odpaleniu Leszka Ojrzyńskiego liderem całej ligi został Henning Berg, który nie przepracował w Legii nawet 500 dni.
203 dni – tyle dzisiaj wynosi średnia pracy trenerów w Ekstraklasie. Czyli niewiele ponad pół roku. Znamienne, że taki Maciej Skorża wciąż przez wielu kojarzony jest jako nowy człowiek, który dopiero próbuje ułożyć Lecha po swojemu. Jednak pod względem stażu pracy trener “Kolejorza” jest już na siódmym miejscu w całej lidze. Nowy to jest Jacek Zieliński w Cracovii, a Skorża w Poznaniu to już stary wyjadacz.
Staż pracy w Ekstraklasie:
Henning Berg (Legia) – 498 dni
Tadeusz Pawłowski (Śląsk) – 431 dni
Michał Probierz (Jagiellonia) – 389 dni
Ryszard Tarasiewicz (Korona) – 318 dni
Józef Dankowski (Zabrze) – 304 dni
Jurij Szatałow (Łęczna) – 287 dni*
Maciej Skorża (Lech) – 242 dni
Mariusz Rumak (Zawisza) – 242 dni
Waldemar Fornalik (Ruch) – 206 dni
Jerzy Brzęczek (Lechia) – 165 dni
Kazimierz Moskal (Wisła) – 52 dni
Radoslav Latal (Piast) – 42 dni
Marek Zub (Bełchatów) – 37 dni
Czesław Michniewicz (Pogoń) – 22 dni
Jacek Zieliński (Cracovia) – 11 dni
Grzegorz Opaliński i Piotr Tworek (Podbeskidzie) – 1 dzień
* Jurij Szatałow pracuje w Łęcznej od 671 dni, ale dopiero od tego sezonu prowadzi zespół w Ekstraklasie.
Tylko trzech trenerów prowadzi swoją drużynę w Ekstraklasie dłużej niż rok. Z kolei aż siedmiu nie dobiło jeszcze do sześciu miesięcy. I chyba nie trzeba nikogo specjalnie przestrzegać, że zwolnienie Ojrzyńskiego nie musi być ostatnim tego typu ruchem w bieżącym sezonie.
I jak tu odbić swoje piętno na drużynie, przebudować zespół czy wypracować jakiekolwiek schematy? W Ekstraklasie ledwie zaczyna się robotę, a już można pakować manatki. Radosław Osuch dumnie opowiada, że wytrzymał presję i nie zwolnił Mariusza Rumaka, bo inni nie byliby wobec niego na tyle cierpliwi. Czyli dla wielu dwa i pół miesiąca to wystarczający czas, by utwierdzić się w przekonaniu, że dany szkoleniowiec do niczego się nie nadaje. A przetrwanie tego okresu bez żadnych nerwowych ruchów to powód do chwały.
Ta cała trenerska karuzela w Ekstraklasie coraz bardziej zaczyna przypominać jedną wielką paranoję.
Fot. FotoPyk