Jeśli wczorajszy mecz GKS-u Bełchatów z Jagiellonią mógłby kandydować do miana jednego z najgorszych w tym sezonie, to dzisiejsze spotkanie Piasta z Podbeskidziem bardzo długo tytuł ten miało w kieszeni. Tak, piszemy to z pełną odpowiedzialnością – nawet bezjajeczne poniedziałkowe mecze nie były dla nas taką udręką. Zakładamy, że większość z was to ludzie rozsądni, więc prędzej czy później zapewne daliście sobie spokój z oglądaniem tego szajsu. Jednak ci z was, którzy zostali do ostatniego gwizdka, otrzymali w końcówce nagrodę za wytrwałość.
Podbeskidzie walczyło o zapewnienie sobie miejsca w czołowej ósemce – taki wniosek należało wysnuć patrząc przed tym spotkaniem w tabelę. Jednak spoglądając na murawę, można było odnieść wrażenie, że drużyna Leszka Ojrzyńskiego już dawno zapewniła sobie spokojną przyszłość. Zero forsowania tempa, zero pressingu, czekanie, luzik, nic nie musimy. Tak się zabawnie złożyło, że Piast wyszedł z takiego samego założenia, a to oznaczało udrękę dla wszystkich widzów.
Wiecie który mecz przypomniał nam się, gdy oglądaliśmy to marne widowisko? Cracovia – Zagłębie z maja 2006. Nic nikomu rzecz jasna nie zarzucamy, chodzi jedynie o podobieństwo w tempie i sposobie grania. To spotkanie również do złudzenia przypominało wyjście na spacer z psem. Była kupa, dużo czasu na przemyślenia, a poza tym nie działo się absolutnie nic.
Ostrzyliśmy sobie zęby na pojedynek bramkarskich ręczników ze Słowacji – mogłoby to trochę rozruszać spotkanie – ale z tego również nici. Radoslav Latal dokonał roszady – do klatki w miejsce Rusova wskoczył Szmatuła, a Rychu Zajac dziś nie zanotował żadnego babola (pewnie odbije to sobie w środę). Puścił za to trzy gole. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że ten paździerz zakończy się wynikiem 0-0, lecz w ostatnich pięciu minutach obrońcy Podbeskidzia postanowili rozdawać prezenty we własnym polu karnym (dawno nie widzieliśmy takiej śpiączki w polu karnym). Skorzystali z nich Hebert, Kornel Osyra i Kamil Wilczek. Pozostali piłkarze Piasta po prostu nie zdążyli, bo sędzia zakończył mecz.
Szczerze mówiąc, jesteśmy bardzo rozczarowani minimalistyczną postawą Podbeskidzia. Marek Sokołowski przyznał w przerwie, że grając tę padakę, której celem było wywiezienie punktu, w pełni realizują założenia taktyczne. Ujmijmy to tak – drużyna, która chce grać w grupie mistrzowskiej po prostu nie może wychodzić z takim nastawieniem na mecz z beznadziejnym Piastem Gliwice. Przecież to wstyd. Tak samo jak Ojrzyński zawiódł nas wystawiając kilku rezerwowych na półfinał Pucharu Polski z Legią, tak samo jesteśmy rozczarowani również i dziś. Patrząc z tej perspektywy, cieszymy się, że jego drużyna została brutalnie skarcona w końcówce.
Fot. FotoPyK