Dziwne rzeczy działy się ostatnimi czasy we Wrocławiu. Śląsk, jakkolwiek patrzeć – czołowa drużyna ligi, nie potrafił wygrać spotkania. Ludzie związani z tą drużyną zarzekali się jednak, że nie ma mowy o żadnym kryzysie, a dokładniej: że jest on tylko wymysłem pismaków i ludzi im nieprzychylnych. Zawodnicy przestali rozmawiać z mediami. W tym tygodniu sztab szkoleniowy w sposób dość otwarty zarzucił niektórym piłkarzom brak zaangażowania, a Marco Paixao – w zasadzie ni stąd, ni zowąd – stracił opaskę kapitana. Jedna z najbardziej poukładanych drużyn w lidze zamieniła się wiosną w cyrk. Patrząc z tej perspektywy, to chyba dobrze, że dziś udało się jej wygrać z Lechią.
Dzięki kompletowi punktów Śląsk praktycznie zapewnił sobie grę w grupie mistrzowskiej. Mamy nadzieję, że pozwoli to na unormowanie sytuacji w klubie, wszak wolimy 3-4. siłę Ekstraklasy traktować poważnie, a ostatnie wydarzenia trochę nam to uniemożliwiały.
3-0 z bardzo dobrą ostatnimi czasy Lechią Gdańsk, brzmi nielicho prawda?
Wbrew pozorom nie był to jednak świetny mecz w wykonaniu podopiecznych Tadeusza Pawłowskiego. Wynik nie do końca odzwierciedla wydarzenia boiskowe, gospodarze nie mieli aż tak dużej przewagi. Trzeba im jednak oddać, że zagrali bardzo konsekwentnie i przede wszystkim skutecznie, co wiosną nie było ich mocną stroną. Przechodząc do personaliów:
– udany powrót do składu zaliczył Mateusz Machaj, który rozkręcał ofensywne akcje Śląska
– bardzo dobry mecz w środku pola zanotował Tomasz Hołota
– w defensywie rządził Piotr Celeban
– w pierwszej połowie skórę drużynie ratował Mariusz Pawełek
Podsumowując, zobaczyliśmy Śląsk z liderem w każdej z formacji i to wystarczyło, by dziś wygrać.
Lechia? To chyba najgorszy mecz za kadencji Jerzego Brzęczka. Drużyna straciła swój największy atut w postaci solidnej linii obrony i wszystko posypało się jak domek z kart. Brak Wojtkowiaka i Wawrzyniaka, których zastępowali Pietrowski (pierwszy w Ekstraklasie w tym roku) i Bougaidis, a później Rudinilson (pierwszy mecz w Ekstraklasie w ogóle) był widoczny jak problemy z agresją u Zaura Sadajewa. Gerson zmagał się w tygodniu z chorobą i popełnił dziś chyba więcej błędów niż we wszystkich dotychczasowych spotkaniach razem wziętych.
Nie należy jednak zrzucać całej winy za porażkę na blok defensywny, przód dziś też zawiódł, może nawet w większym stopniu. Grzelczakowi wychodziło niewiele, Mili i Colakowi jeszcze mniej, a Vranjesowi i Makuszewskiemu nie wychodziło po prostu nic.
Trochę ta porażka komplikuje plany drużyny z Wybrzeża, ale powodów do paniki chyba jeszcze nie ma. Za tydzień do Gdańska przyjeżdza Górnik Łęczna – idealny przeciwnik, by wrócić na właściwe tory po dzisiejsze wykolejeniu.
Fot. FotoPyK