Polityka PZPN-u wobec kibiców ma mnóstwo wad. Nadal Komisja Dyscyplinarna PZPN-u lekką ręką rozdaje kary oparte na odpowiedzialności zbiorowej. Nadal w użyciu są zakazy wyjazdowe, nadal nie ma silnego protestu PZPN-u wobec zapowiadanych zmian w ustawie o bezpieczeństwie imprez masowych. Projekt “SLO”, który miał stworzyć pewien pomost i nić porozumienia między klubami i PZPN-em oraz kibicami chyba ostatecznie nie wypali, czego pierwszym zwiastunem może być choćby rezygnacja z tej funkcji w ekipie kibiców Widzewa. Jest trochę pozytywów – jak choćby postulowana przez Zarząd PZPN “abolicja”, dzięki której zniesiono kilka kar na początku rządów Bońka w związku, działalność Krajowego Koordynatora ds. Współpracy z Kibicami, czyli Dariusza Łapińskiego, wielokrotnie starającego się trochę ułatwić nam życie czy zagwarantowanie przez prezesa tanich wejściówek na finał Pucharu Polski.
Są plusy, są minusy, jest też trochę niekonsekwencji. Generalnie można się spierać, czy PZPN postrzegać niezmiennie jako element represyjnego aparatu, którego jedynym celem jest zniszczenie ruchu kibicowskiego, czy raczej jako organizację stojącą w rozkroku – może i skorą do bardziej “prokibolskiego” podejścia, ale związaną szeregiem zależności z regulaminami wyznaczanymi bezpośrednio przez polityków. Dostrzegam liczne zastrzeżenia, ba, sam jestem wkurzony, gdy jednego dnia Boniek mówi o tym jak odpalał z wnuczkiem race, a drugiego krytykuje oprawy pirotechniczne jako obciach, którego “na Zachodzie” już nie ma (choć wszyscy wiemy, że race płoną od Sztokholmu po Palermo). Pamiętajmy jednak też, że PZPN w wielu obszarach zwyczajnie nie ma narządzi, by neutralizować głupotę polityków.
Oczywiście, też marzy mi się, że Komisja Dyscyplinarna za odpalenie miliona rac daje 500 złotych grzywny, a podczas prac nad ustawą o bezpieczeństwie imprez masowych masakruje polityków demonstracyjnie trzaskając drzwiami, gdy padają z ich ust antykibicowskie pomysły. Też chciałbym, by związek grał z nami w jednej drużynie, czy to podczas wiecznych targów z wojewodami i osobami odpowiedzialnymi za kształt nowej ustawy, czy to w “normalnej” codziennej rzeczywistości, czyli choćby podczas meczów wyjazdowych. Wiem też, że to nigdy nie będzie możliwe, a stosunki kibiców z PZPN-em w najlepszym wypadku będą poprawne, czyli neutralne.
Ten nieco przydługi wstęp jest potrzebny, by nadać odpowiedni kontekst wizycie Zbigniewa Bońka w pociągu specjalnym kiboli Korony Kielce. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się bowiem, że według wielu ten egzotyczny mariaż to… strzał w stopę, zarówno kielczan, jak i samego Bońka.
Najpoważniejszy zarzut? To marketingowa, pijarowa wrzutka, podczas której kibice Korony zostali cynicznie wykorzystani przez zręcznego i medialnego prezesa. Oczywiście odkrycie, że wyjazd Bońka jest przede wszystkim zagraniem “pod publiczkę” nie jest szczególnie przełomowe, bardziej zastanawia mnie fakt, że tę “medialność” postrzega się jako wadę. Pod publiczkę? Tak, ale dzięki temu “publiczka” usłyszała na antenie NC+, że prezes PZPN, gość, który sporo w piłce zdziałał, jedzie z kibolami na mecz. “Publiczka” dowiedziała się, że ta wyjazdowa horda JEDNAK nie gryzie i nie gwałci po wioskach. “Publiczka” została poinformowana – m.in. ustami Macieja Murawskiego – że Boniek chce sprawdzić, jakie problemy mają fanatyczni kibice, przed jakimi wyzwaniami stają i w jaki sposób się ich traktuje (w domyśle: źle).
Biorąc pod uwagę dominujący przekaz medialny na który sami tak narzekamy – czy to naprawdę taka tragedia, że Boniek nagłośnił swoją podróż? To właśnie dzięki temu nagłośnieniu rykoszetem część laików dowiedziała się, że na wyjazdy nie jeździ tylko rozwydrzona patologia, a wręcz przeciwnie – momentami to właśnie ci ludzie są ofiarami policyjnych prowokacji. Uważam, że ciśnięcie Bońka i Korony za wspólne naświetlenie tych spraw w “głównym nurcie” to delikatna hipokryzja, a już z pewnością brak konsekwencji. Wkurwiamy się, że nikt nie pisze o tym jak białostocka policja przyjmuje przyjezdnych, a gdy ktoś robi cokolwiek, by zaznaczyć, że problem istnieje – ganimy za “medialną ustawkę”.
Okej, jest na to kontrargument. Boniek nie mógł zobaczyć patologii w wykonaniu policji czy ochrony, bo po pierwsze Poznań jest pod tym względem w miarę gościnny, a po drugie wszyscy doskonale wiedzieli, że Korona jedzie z “VIP-em” na pokładzie. Pytanie tylko, czy faktycznie taki był cel podróży, skoro w wywiadzie dla Korona TV zaznaczył wyraźnie: “wiem, że nie zawsze jest tak jak dzisiaj”. Jasne, pewnie najlepszą opcją dla nas byłby wyjazd prezesa incognito, potem lekka szarpanina z ochroną, kilka mandatów za przeklinanie i śmiecenie od nadgorliwej policji i wreszcie jakieś gazowanie przy opuszczaniu sektora. Wtedy Boniek miałby pełny obraz i spokojnie mógłby wszystko opowiedzieć w telewizji. Pytanie tylko – czy faktycznie PZPN nie jest świadomy tych wszystkich niedogodności? Czy naprawdę ktoś z PZPN-u musi przyjąć gaz od sfrustrowanego ochroniarza, żeby zauważyć traktowanie kibiców w niektórych miejscach w Polsce?
Przecież jest wspomniany już wcześniej dr Łapiński. Jest szereg SLO. Jest szereg raportów, które tworzy się również po to, by pokazać wspomniane problemy fanatyków. Wątpię, by wizyta Bońka miała prowadzić do wniosku: “łe, co wy narzekacie, życie jak w bajce, a policjanci pełna kulturka”. Słychać to nawet w wypowiedziach świeżo po wyjeździe.
Wiem, że to wbrew podstawowym zasadom (po pierwsze nie dla sławy, po drugie nie dla pieniędzy), ale Boniek swoim “pijarowym” zagraniem naprawdę nikomu nie zaszkodził, a być może nawet pomógł. Sam fakt, że problemy kibiców podniesiono do rangi istotnego zagadnienia, nad którym pochyla się sam prezes PZPN to już sporo. Gdy dodamy do tego przekaz dla pana Janusza – kibice jednak go nie pobili… Cóż, ja tego skrytykować nie potrafię.
Teraz trzeba ten PR wykorzystać w rozwiązywaniu bardziej realnych problemów. Wyliczanka ze wstępu pokazuje, że nadal jest ich mnóstwo. Powinniśmy dopilnować, by za zagrywkami marketingowymi szła prawdziwa chęć pomocy kibicom. Podróż Bońka specjalem zaś już teraz można wykorzystywać we wszystkich dyskusjach o stałym temacie: “kibic-zwierzę”.
Oczywiście, nadal istnieje ryzyko, że PZPN chce nas wydymać, nie widzi miejsca dla ultrasów na nowoczesnych stadionach, po cichu wspiera polityków w kwestii zaostrzania ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych, a ich gesty to po prostu mydlenie oczu. Jeśli jednak przyjmiemy taką perspektywę – zdecydowanie groźniejsze od podróży Bońka było wkręcenie się we wspólne projekty z PZPN-em, które funkcjonują w wielu stowarzyszeniach kibiców w Polsce.
Istotą ruchu kibicowskiego jest niezależność. Moim zdaniem zdecydowanie groźniejsze dla niej jest ścisłe kooperowanie PZPN-u z politykami, niż ukłony, choćby i nieszczere, w kierunku kibiców.
Jakub Olkiewicz