Emir Spahić – delikatnie mówiąc – nie najlepiej zniósł porażkę Bayeru z Bayernem. Z pewnością miał powody by wpaść w kwaśny humor, bo nie dość, że złapał kontuzję, to jeszcze “Aptekarze” odpadli w wyjątkowo bolesny sposób. Wylecieć za burtę przez konkurs jedenastek – o, z tym nigdy łatwo nie jest się pogodzić, szczęście było przecież tak blisko.
Doświadczony, trzydziestoczteroletni Bośniak zanotował jeden z tych wieczorów, kiedy kłopoty po prostu się do człowieka kleją, a robią to hurtowo. Po boiskowych rozczarowaniach przyszedł czas na, cóż, po prostu złe decyzje. Spahić postanowił wprowadzić “swoich” ludzi do tunelu stadionu, ale – co było do przewidzenia – zatrzymali ich stewardzi. To oczywiście graczowi się nie spodobało, ale zamiast jakiegoś sensownego rozwiązania, zaczęła się szarpanina, wyzwiska, a koniec końców soczyste uderzenie z dyńki, które wymierzył piłkarz.
Każdy kij ma dwa końce, Spahić ma więc i swoje racje, a konkretnie przekonuje, że tylko bronił swojego brata. Wybielać się nie zamierza, mówi wprost: – Nie obchodzi mnie jaką karę dostanę. Mogą wlepić mi finansową sankcję, mogą zerwać ze mną kontrakt, nieważne. Póki żyję, moi znajomi i moja rodzina będą dla mnie najważniejsi, a stewardzi ich obrażali.
Brzmi sensownie? Być może. Ale być może to on był inicjatorem problemu, próbując wprowadzić nieuprawnione osoby na teren, w którym nie mogły się znajdować. Być może gdy atmosfera się zaostrzyła mógł wszystko załatwić znacznie bardziej dyplomatycznie, choć z drugiej strony oczywiście – może mogli tak zrobić i stewardzi. Bez zeznań świadków tej zagadki nie rozwikłamy, ale wszystko wskazuje na to, że Spahić suchą nogą ze sprawy nie wyjdzie. Według klubowego oświadczenia ma przeprosić uderzonego stewarda (a nie na odwrót), w dodatku to dopiero początek: Bośniak już teraz ma na głowie policję, a według zakulisowych doniesień “Bildu”, nigdy nie zagra już w barwach Bayeru. W Leverkusen nie udają, że nic się nie stało – trener Roger Schmidt choćby przyznał, że to wydarzenie, która uderza w cały klub, bo chodzi o gracza, które swoje dla tych barw zrobił.
I tylko kibice dostrzegli we wszystkim coś pozytywnego. Weterani trybun nazwali Spahicia “jednym z nich”. I bynajmniej nie chodzi o kontekst przywiązania piłkarza do “Aptekarzy”, bo choć to solidny zawodnik, to na pewno żadna wielka figura, bo przyszedł tu przecież w 2013, czyli nie tak znowu dawno temu. Chyba stewardzi na BayArena nie tylko Spahiciowi zaleźli za skórę, do ulubieńców publiki nie należą.