Po głośnym wylocie z Ligi Mistrzów z Juventusem, Borussia miała pokazać pazur w Bundeslidze. Przeciwnik? Bardzo, bardzo przeciętny Hannover 96, który ostatni komplet punktów zainkasował… 16 grudnia, dzięki wygranej z Augsburgiem. Teoretycznie przeciwnik idealny. BVB ostatecznie udało się wygrać, ale rozstrzelali się dopiero po tym, jak z boiska – za dwie żółte kartki – wyleciał Leonardo Bittencourt, notabene były piłkarz dortmundzkiego klubu. Zwyciężyli 3:2, chociaż tych trzech punków, jak wielu poprzednich, nie dopisali na konto z lekkością i na luzie.
Do momentu wykluczenia pomocnika Hannoveru oglądaliśmy naprawdę ciekawe, emocjonujące i wyjątkowo wyrównane widowisko, co znajdowało odzwierciedlenie w wyniku. Był remis 1:1, a Bittencourt najpierw miał udział przy całkiem ładnej bramce Larsa Stindla. Potem wykartkował się w zaledwie sześć minut, jednocześnie stawiając krzyżyk na swojej drużynie.
Pierwszy raz w sezonie pełne 90 minut rozegrał Kuba Błaszczykowski, ale najwidoczniej brak powołania do kadry w żaden sposób nie wpłynął na niego szczególnie mobilizująco. Nie zdobył gola, nie zaliczył asysty i miał udział przy jednej z bramek dla przeciwnika, kiedy stracił piłkę, po której ruszył atak. Generalnie zagrał nieźle, ale do “starego Kuby” brakuje jeszcze dużo. Ostatecznie Borussii się upiekło. Grając przeciwko dziesięciu przegrać albo zremisować ze słabym Hannoverem po prostu nie wypadało i sprawę w swoje ręce wzięli gwiazdorzy – Pierre-Emerick Aubameyang, strzelec dwóch bramek, a także Shinji Kagawa. Przy trafieniu tego drugiego uczestniczył też zresztą Kuba, który holował piłkę niemal przez pół boiska. Jeśli ktoś czekał jednak na powrót wielkiej drużyny Juergena Kloppa, to cóż… Chyba musi uzbroić się w cierpliwość.
A, zapomnielibyśmy. Na szczególną uwagę zasługuje przede wszystkim trafienie Stindla, ta na 2:3. Palce lizać. Cytując klasyka – zerwał pajęczynkę.
W hitowym, wieczornym meczu Schalke z Bayerem Leverkusen padła tylko jedna, zwycięska bramka Karima Bellarabiego, która ewidentnie przybliżyła graczy spod marki aspiryny do kwalifikacji do Ligi Mistrzów. Ich przewaga nad klubem z Gelsenkirchen wzrosła do sześciu punktów, a to już istotna zaliczka.
Jak natomiast spisali się pozostali Polacy? FC Koeln, z Pawłem Olkowskim i Sławomirem Peszką w wyjściowej jedenastce, rzutem na taśmę, dzięki bramce z rzutu karnego na 1:1, zremisowało z Werderem Brema. W momencie zdobywania wyrównującego gola, w 88. minucie, na boisku nie było już jednak żadnego z tej dwójki. Nie zachwycili i zostali wcześniej usadzeni na ławce rezerwowych. Tym razem Anthony Ujah nie miał więc okazji do napastowania klubowej maskotki – prawdziwego kozła.
Na koniec ciekawostka: cały mecz w bezbramkowo zremisowanym meczu Hoffenheim z Paderborn rozegrał Eugen Polanski. Ciekawe czy ten facet jeszcze kogokolwiek interesuje.