Szaleńczy wyścig o tytuł mistrza Polski trwa w najlepsze. Liderująca Legia na pięć wiosennych spotkań wygrała zaledwie dwa, a i tak udało jej się powiększyć przewagę nad wściekle goniącymi ją ekipami. W 2015 roku drużyny z górnej części tabeli wygrały tyle samo spotkań, co te z dolnej, a w trójce najlepiej punktujących znalazły się dwie czerwone latarnie ligi, czyli Zawisza i Ruch. Walka o utrzymanie rozgorzała więc na dobre, natomiast w czołówce cały czas apatia.
Jakkolwiek patrzeć, poziom lidera świadczy o całej lidze, bo – było nie było – pozostałe drużyny w stawce jak dotąd grały jeszcze gorzej. A przecież Legia nie wygrała aż 42 procent swoich meczów. Z kolei jej teoretycznie najgroźniejszy konkurent z Poznania też ma 42 procent, tyle że zwycięskich spotkań. Matematyka jest tu bezlitosna – „Kolejorz” częściej gubi punkty, niż schodzi z boiska zwycięski. Czyli po jego meczach kibice częściej są wkurzeni, niż uradowani.
Wróćmy jednak do lidera. Średnia 1,9 punktu na mecz u najlepszej drużyny to jeden z najgorszych wyników ostatnich lat. W XXI wieku taki sam rezultat osiągnęła tylko Wisła Roberta Maaskanta i Śląsk Oresta Lenczyka. A pozostali mistrzowie punktowali lepiej, bądź zdecydowanie lepiej. Przykładowy sezon 2007/08 Wisła zakończyła ze średnią 2,6 punktu na jedno spotkanie.
Legia straciła też 26 goli w 24 spotkaniach, czyli przekroczyła magiczną barierę jednej bramki na mecz. W tym wieku tylko raz zdarzyło się, by mistrz Polski miał gorszą średnią. Miało to miejsce całe jedenaście lat temu, a gole w Wiśle wpuszczali wtedy do spółki Adam Piekutowski i Radosław Majdan.
Jeżeli Legię można wytłumaczyć wykańczającym sezonem w Europie oraz rotacjami Henninga Berga, to jak wytłumaczyć pozostałe drużyny, które nie były w stanie warszawian prześcignąć? Tak naprawdę powyższe liczby to bardziej problem Jagiellonii, Lecha i Śląska, niż samej Legii. A nam pozostaje tylko śledzić z boku ten pasjonujący wyścig i czekać, aż i tak niezbyt okazały dorobek punktowy zostanie podzielony na pół.
I jakoś specjalnie nas nie pociesza, że walka o mistrza może potrwać do ostatniej kolejki.