Do tej pory jedynym zawodnikiem, który nieodłącznie kojarzył się nam z kozami, był Garrincha. Jako dziecko, pod presją kolegów z brazylijskiej wsi, z jedną z nich przeżył swój – domyślamy się – naprawdę wyjątkowy pierwszy raz. Przed dwoma dniami przygodę z kozłem zaliczył Anthony Ujah z FC Koeln, który dość obcesowo obszedł się z klubową maskotką.
Gol na okazałe 4:1. Radość? Nieprawdopodobna. Wrzawa blisko 50-tysięcznej publiczności ma prawo odebrać rozum, ale Nigeryjczyka ewidentnie poniosło. Poderwał za rogi Bogu ducha winnego, kompletnie zdezorientowanego przebiegiem sytuacji, poczciwego Hennesa, który od dłuższego czasu ima się fuchy klubowej maskotki. Imię dostał po byłym piłkarzu i trenerze Koeln, Hennesie Weisweilerze. Swoją drogą… nazwanie czyimś imieniem capa, to dość niekonwencjonalny sposób uhonorowania.
W sprawę, a jakże, wplątali się świrnięci obrońcy praw zwierząt, którzy podnieśli alarm twierdząc, że pupilek kibiców traktowany jest w sposób niewłaściwy. Jeszcze w strefie mieszanej Ujah starał się sprawę załagodzić, delikatnie przepraszając za być może zbyt agresywną reakcję. Wyznał, że prywatnie kozioł to jego największy przyjaciel, a następnego dnia odwiedził go w zoo, gdzie Hennes hucznie świętował urodziny. W ramach przeprosin i rekompensaty podrzucił mu nawet kilka marchewek. Opiekunka zapewniła, że mimo napastowania maskotka jest w świetnej formie.
Co ciekawe, to nie pierwszy kontakt Ujaha z Hennesem. Kozioł, recydywa, marchewki, przyjaciele. Zastanawiające. I ta ekspresja…