W piłce nożnej nie brakuje mocno zakręconych ludzi, a jednym z nich najwyraźniej jest Paco Jemez. Trener, który nie zważa na to, z kim mierzy się jego drużyna – prowadzone przez niego Rayo zawsze stawia na ofensywną piłkę, wysoko ustawioną obronę i agresywny pressing. Taki radosny, otwarty futbol to dla postronnego kibica fajna sprawa, jednak we wszystkim trzeba znać umiar. Przyjeżdżanie do Barcelony z takim nastawieniem to nic innego, jak proszenie się o srogą porażkę – a piłkarze Luisa Enrique nie zwykli marnować takich okazji do nastrzelania bramek.
I dzisiaj taką okazję w pełni wykorzystali. Sześć straconych goli to minimalny wymiar kary, jaką mogło otrzymać dzisiaj Rayo Vallecano. Trochę nam szkoda Cristiana Alvareza, bramkarza madryckiej drużyny. Facet robił między słupkami, co mógł, wyciągnął mnóstwo trudnych strzałów, obronił rzut karny (którego nakazano powtórkę, a powtórki już nie obronił) i zagrał mimo wszystko całkiem niezłe zawody. Co z tego, skoro piłkarze Barcelony co i rusz stwarzali sobie świetne okazje, a Alvarez co chwilę musiał wyciągać piłkę z siatki.
Blaugrana dostała dzisiaj od rywali wyjątkową szansę na to, by w pełni rozwinąć skrzydła. Świetnie radzili sobie mający sporo miejsca środkowi pomocnicy, którzy nieustannie popisywali się rozrywającymi obronę Rayo prostopadłymi podaniami. Widać było, że odpowiada im wysoko ustawiona obrona rywali, za którą raz za razem posyłali piłkę. Nie wiemy, ile dokładnie doskonałych sytuacji stworzyli dzisiaj napastnikom Xavi, Iniesta i Mascherano, ale z pewnością nie dałoby się ich zliczyć na palcach obu dłoni.
Nie sposób nie wyróżnić za dzisiejszy mecz także Messiego – Argentyńczyk w ciągu dwunastu minut po prostu rozstrzelał rywali. Tyle czasu wystarczyło mu na zdobycie hattricka, dzięki któremu dołączył do Ronaldo na szczycie klasyfikacji najlepszych strzelców La Liga w tym sezonie. Imponująco prezentowała się współpraca między Messim i Suarezem, z tygodnia na tydzień widać, że ci piłkarze coraz lepiej się dogadują na boisku. Bez patrzenia wiedzą w którym miejscu będzie partner z ataku, w której chwili ruszy do przodu i w jakim kierunku pobiegnie. W porównaniu do tej dwójki Pedro wyglądał jak człowiek z zupełnie innej, znacznie mniej interesującej bajki.
A co do samego Rayo, to w pewnym sensie podziwiamy szaleństwo Jemeza, który trzymał się ofensywnej gry nawet po tym, jak jego zespół przegrywał dwoma bramkami i grał w dziesiątkę po czerwonej kartce Tito. Rayo straciło w tym sezonie już 49 bramek i może pochwalić się najgorszą defensywą w lidze. Mamy wrażenie, że trener madryckiej drużyny doskonale dogadałby się ze Zdenkiem Zemanem – Jemez wygląda na ten sam typ człowieka, dla którego nie liczą się pragmatyzm i zdobywanie punktów, tylko ofensywna gra za wszelką cenę. I często tą ceną, tak jak dzisiaj, jest sromotna porażka.