Nowe San Mames to poważna kandydatura na nową świątynię piłki nożnej. Już pod względem samej architektury stadion jest dość imponujący, a gdy wypełni się po brzegi ubranymi w biało-czerwone barwy kibicami, to prezentuje się naprawdę genialnie. Wydawało nam się, że Real przyjedzie do Bilbao by zburzyć spokój w tej świątyni i zdoła wrócić do Madrytu z trzema punktami, tymczasem to piłkarze Carlo Ancelottiego otrzymali dzisiaj lekcję pokory. A kazanie wygłosił niezawodny w ostatnich tygodniach Aritz Aduriz.
Początek spotkania zapowiadał świetne widowisko. Otwarta, ofensywna gra Realu, a z drugiej strony kąsanie kontrami Basków – to naprawdę mogło się podobać. Niestety fajerwerki w ataku ekipy z Madrytu dość szybko się skończyły, a w dodatku większość z nich okazała się niewypałami. Natomiast Athletic wystrzelił w pierwszej połowie raz, a porządnie – Mikel Rico popisał się idealną wrzutką, a Aduriz wygrał pojedynek z Pepe i zaliczył genialne uderzenie głową. I to nie jest przesada – naprawdę lepiej się tej akcji nie dało wykończyć. Czapki z głów.
Na zegarze minęła wtedy właśnie 27 minuta, a drużyna z Bilbao postanowiła przedwcześnie zakończyć mecz. Piłkarze Ernesto Valverde rozegrali prawie doskonałe spotkanie w defensywie. Momentami wszyscy obrońcy i pomocnicy poruszali się niczym jeden organizm. Każdy gracz wiedział dokładnie gdzie ma się przesunąć i w którym momencie, każdy wiedział kto ma ruszyć na rywala z piłką, a kto ma go asekurować. Taktyczna perfekcja.
Jasne, Real co jakiś czas stwarzał sobie sytuacje, ale po pierwsze – niezbyt klarowne, a po drugie – madrytczycy mają w składzie takich piłkarzy, że ich stuprocentowe zatrzymanie jest zwyczajnie niemożliwe. Baskowie zrobili dzisiaj tyle, ile to możliwe. Doskonale zagęścili środek boiska i zneutralizowali w nim Isco, Illarramendiego i Kroosa. Trio Realu nie miało dzisiaj ani miejsca, ani czasu, by popisać się wystarczającą liczbą podań otwierających defensywę rywali. Biorąc pod uwagę kreatywność Isco i Kroosa – imponujące.
Jak zawsze, kiedy Realowi nie idzie, sytuację próbował ratować Ronaldo, jednak i jemu dzisiaj niewiele wychodziło. Próbował też Bale i to na wszystkie możliwe sposoby. Co ciekawe, najbliżej sukcesu był przy swojej najbardziej szalonej próbie, gdy spróbował strzelić bramkę praktycznie z połowy boiska. Piłka poszybowała jak wystrzelona z armaty i zatrzymała się dopiero na słupku – gdyby to wpadło, to poznalibyśmy dzisiaj poważną kandydaturę do miana bramki roku.
Realowi zabrakło w tej sytuacji odrobiny szczęścia, jednak chwilę później na to samo mogli narzekać Baskowie – kolejny raz świetną główką popisał się Aduriz, a piłka po jego uderzeniu trafiła w słupek. Skończyło się na 1:1 w pechowych sytuacjach, a w bramkach było 1:0 dla Bilbao. Najbardziej ucieszy to z pewnością Luisa Enrique – dzięki wpadce Realu Barcelona już jutro będzie miała okazję wskoczyć na fotel lidera La Liga.