Pierwsza kolejki wiosny za nami, czas więc na pierwsze podsumowania. Czego się dowiedzieliśmy? Na kim się zawiedliśmy? Kto najbardziej nas zachwycił? Patrząc na jedenastkę kozaków – największymi wygranymi zostali stoperzy. Musieliśmy ich wepchnąć aż czterech, a przecież – warto to odnotować – miejsca zabrakło choćby dla świetnego Madery, niezmordowanego Wasiluka czy bardzo przyzwoitego w debiucie Maricia. Cała trójka nie wskoczyła jednak na taki poziom, jak profesor Głowacki, coraz lepszy Janicki, sprinter Arajuuri czy Wojtkowiak, który chyba w końcu – po setce nieudanych eksperymentów – rozwiązał problem Lechii z prawą obroną.
Lekki nadmiar stoperów zrobił nam się też wśród badziewiaków. Na podpaskę kapitańską najmocniej zapracował oczywiście Inaki Astiz, zdobywca pierwszej „jedynki” wiosny. Hiszpański stoper zawalił niemal wszystko, co miał do zawalenia, a przy tym dwukrotnie powinien wylecieć z boiska. Nie wiemy, czy występ z Jagiellonią był najgorszym w karierze 31-latka, ale coraz częściej widać, że – mówiąc kolokwialnie – facet nie dojeżdża i traci kontakt z czołówką. A na tym poziomie nie może być miejsca na aż taką elektrykę, o czym najdobitniej przekonał się Hubert Wołąkiewicz. Obok Astiza barw badziewiaków bronić będą Baranowski, Hebert i Brzyski. Blisko znalazł się też Lewczuk, ale nie tylko Legia wywróciła się w tej kolejce.
Mocne nazwiska udało się też wcisnąć do ofensywy naszej antyjedenastki antydziesiątki. Wyjątkowo dyskretny występ zaliczył Marco Paixao, Ubiparip zagrał na swoim tradycyjnym poziomie, Michał Mak potwierdził, że bez brata daje niewiele, Burkhardt zaliczył 130% nieudanych zagrań, a Szwoch znów nie udowodnił, po co Legia właściwie go ściągnęła. Wyjątkowo nie wybraliśmy natomiast żadnego bramkarza. Żaden bowiem – trzeba być sprawiedliwym – nie zagrał tak tragicznie, by zasłużył na miano badziewiaka. Nawet Janukiewicz, który – choć zawalił wynik Pogoni – to jednak wcześniej zdążył się popisać interwencjami najwyższej klasy.
Fot. FotoPyK