Trzydzieste urodziny. Wyjątkowa sprawa, a jeśli wyjątkowy jest również jubilat, to balanga musi być zorganizowana z rozmachem. Jedna z restauracji w madryckiej dzielnicy La Finca, doborowe towarzystwo. Koledzy piłkarze, znani piosenkarze, a na scenie podpity Cristiano Ronaldo, w towarzystwie chociażby Jamesa Rodrigueza i Keylora Navasa. Wszystko zaledwie kilka godzin po najbardziej kaszaniastym meczu Realu w ostatnich latach. La fiesta de la deshonra. Impreza hańby, która odbiła się echem niemal równie głośnym, jak sam wynik meczu.
Ronaldo zdarzało się podpadać kibicom. Tracił głowę na boisku, łapał głupie czerwone kartki i zawieszenia, ale teraz – zdaniem niektórych – mocno przesadził. Urodziny, urodzinami, ale jedno trzeba przyznać. Wybrał najgorszy, dosłownie NAJGORSZY moment na świętowanie. W ostatnich stu latach mniej odpowiednich dni znaleźlibyśmy najwyżej kilka. Balanga była co prawda zaplanowana znacznie wcześniej, ale sam widok pijanego Ronaldo w śmiesznym meloniku po przegranej 0:4 z Atletico miał prawo wywołać burzę. Można nawet stwierdzić, że była ona nieunikniona.
Nie wszyscy goście dotarli. Część piłkarzy, właśnie z powodu porażki, tłumacząc się szacunkiem kibiców, w ostatniej chwili odmówiło przyjścia. Ponoć znaleźli się tacy, którzy byli szczerze oburzeni podobnym zachowaniem. Nie inaczej jest z kibicami. Hashtag #LaFiestaDeLaDeshonra, za pomocą którego jednoczyli się w wylewaniu swoich żali, stał się twitterowym hitem. “Wasze śmiechy, nasz wstyd” – pisali. Na imprezie na pewno pojawili się też, James, Marcelo, Pepe, Navas, Coentrao, Khedira i Modrić, na których tym bardziej nie zostawiono suchej nitki.
Sam mecz, przez imprezę Ronaldo, chwilowo zszedł na drugi plan. O wyniku krzykliwym głosem przypominają nam okładki dzisiejszych gazet. “Real rozstrzelany i upokorzony” – świętuje kataloński “Sport”. “Walec Atletico” – pisze z kolei “Marca”.
Jeszcze co do samego meczu. Nie wiemy, jak wy, ale my wciąż jesteśmy w szoku. Tak słabego Realu nie widzieliśmy naprawdę od dawna…