To nie jest miejsce na żarty, że Borussia Dortmund wiosnę zaczęła lepiej niż Bayern. To też nie jest czas na kolejną wyliczankę błędów i grzechów klubu, jakich dziś wiele. To jedynie moment, w którym trzeba spojrzeć prawdzie w oczy i wypowiedzieć na głos zdanie, którego jeszcze niedawno nikt nie dopuszczał nawet w myślach: BVB może spaść z Bundesligi. Im wcześniej wszyscy się z tym pogodzą, tym lepiej.
Że przesadzamy? No to obejrzyjcie poniższe wideo.
Dwóch piłkarzy, Roman Weidenfeller i Mats Hummels, zostało wywołanych do trybuny najbardziej zagorzałych kibiców, tzw. „Die gelbe Wand” (z niem. „żółta ściana”). Sposób, forma rozmów i poziom emocji potwierdzają, że sprawa jest poważna. Miny trenera i pozostałych piłkarzy też dają do myślenia. Oni musieli spojrzeć na te 80 tysięcy ludzi – tak, mimo takich wyników, tylu ich przyszło – i wsłuchać się w donośne okrzyki i gwizdy. Klopp wyglądał tak, jakby właśnie sobie uświadomił: to będzie cięższe i trudniejsze niż mogło się wydawać. Odpowiedź na pytanie, czy wszyscy jego ludzie sobie z tym poradzą, też nie jest jasna.
Takie sceny w Dortmundzie dziwić jednak nie powinny. Borussia przegrywa jedenasty mecz w lidze, już czwarty przed własną publicznością – od Bayeru przez HSV i Hannover po Augsburg, pierwszą w starciach z nim porażkę. To nie koniec historii, bo BVB notuje drugi najgorszy start. Klopp: – Reakcja kibiców to w tej chwili nasz najmniejszy problem. Wciąż jestem przekonany, że się utrzymamy i wiem, że to nie przyjdzie łatwo. Rezygnacja? To mogę wykluczyć.
Ale nie wykluczają tego inni. Bild pyta: „Jak długo Klopp pozostanie nietykalny?”. I informuje, że straci głowę, jeśli na koniec lutego Borussia nie wyjdzie ze strefy spadkowej. Przy okazji zamieszcza ankietę z pytaniem, czy jest to właściwy człowiek na właściwym miejscu. I co? I prawie co drugi czytelnik trenera by zmienił.
Sam Klopp, pytany o rezygnację, daje do zrozumienia, że nie odejdzie. To on wprowadził Borussię do ścisłej europejskiej czołówki, to on wpadł z nią w głęboki dół i to on – jak sam przyznaje – jest osobą, która musi się z tego dołu wydostać. Trener BVB miał sześć tygodni, żeby wymyśleć na to sposób i wprowadzić go w życie. Czy to dużo czasu? Pamiętając, jak rozbita mentalnie i piłkarsko, również kadrowo, była jesienią Borussia – zdecydowanie nie. Radosław Gilewicz, komentator Eurosport, mówił nam, że pierwsze dwa mecze zweryfikują, czy BVB pozostanie tylko walka o utrzymanie, czy powrót do gry o wyższe cele. Odpowiedź – jeden zdobyty punkt – nie budzi nawet kolejnych pytań.
Po remisie w Leverkusen Klopp przekonywał, że jest zadowolony z gry i ostatnie miejsce nie robi na nim wrażenia. Cztery dni później, po przegranej z Augsburgiem, sam stwierdził: – Ciężko wymienić jakieś pozytywy… A wrażenia? Nam wystarczy jego mina z tych pomeczowych obrazków.
Gilewicz słusznie ostatnio stwierdził, że dziś każdy widzi, że Borussię można ograć i nikt już jej się nie boi. Piłkarze Kloppa wczoraj wyglądali tak, jakby to oni się bali. Nie tyle Augsburga, co całej tej sytuacji. Może zaczyna trochę ich przerastać? W końcu gospodarze mieli blisko pół godziny gry w przewadze, by przynajmniej wyrównać. Mimo, że nie mieli nic do stracenia, to ani nie zaryzykował zmianami trener, ani wszystkiego na jedną kartę nie postawił zespół. Nie da się przejść do porządku dziennego obok słów Kloppa, który po meczu ligowym apeluje do zawodników o walkę i odwagę w kluczowych momentach. Przed spotkaniem z 15. Freiburgiem – starcia z takimi rywalami będą teraz najważniejsze – deklaruje pozytywną reakcję i… większą odwagę.
Wybaczcie, nas to nie przekonuje. Zresztą, tak jak i cała Borussia, jak prawie każdy z zawodników. Reus, przemęczony w minionym roku kontuzjami (łącznie: sześć), wygląda na kompletnie zniechęconego. Immobile przestał już chyba wierzyć, że sprosta oczekiwaniom. Weidenfeller, gdyby nie kontuzja Langeraka, pewnie siedziałby teraz na ławce. Hummels na inaugurację w 19. sekundzie (!), będąc ostatnim zawodnikiem, podaje pod nogi rywala (ten nie opanowuje piłki) , a z Augsburgiem z niezrozumiałych powodów kładzie się na murawie. To o nim Owen Hargreaves mówi, że jest wolny i nie umie bronić. Zresztą, to nad grą w defensywie najmocniej tej zimy pracowali w Dortmundzie. Oglądając efekty tej pracy, przyjrzyjcie się Hummelsowi, Sahinowi i Schmelzerowi…
Problemy w tyłach to nie nowość. Klopp dopiero pod koniec jesieni po raz pierwszy zestawił obronę jak z finału Ligi Mistrzów w 2013 roku. Czyli po – uwaga, uwaga – 72 meczach. Wiosnę zaczął z jedną zmianą, czyli Sokratis za Suboticia, ale już przed Augsburgiem wypadł mu Piszczek, a w trakcie gry jeszcze zastępujący go Grosskreutz. W Dortmundzie to norma: już i tak nie ma do dyspozycji Langeraka, Błaszczykowskiego, Bendera, Kehla czy Gundogana. Te kontuzje trochę bronią Kloppa.
Nie ma już sensu rozwodzić się nad nieobecnością Lewandowskiego. Nie ma też po co rozgrzebywać nieudanych transferów BVB i milionów wyrzuconych w błoto. Za dużo w Dortmundzie mówi i myśli się o tym, co było, a nie jest. Zbyt mało pada słów na temat tego, co być powinno. Przykład z brzegu: kto ma tę Bundesligę w Borussii uratować? Immobile i Ramos, sprowadzeni latem w miejsce Lewego, strzelili dotychczas łącznie pięć goli. Tyle samo strzelił Aubameyang, który 90 minut w Leverkusen przesiedział na ławce. Pozycję siedzącą zajmują też teraz Kagawa i Mchitarian, czyli goście, którzy żyją z tego, że podają. W Bundeslidze po piłkach od Japończyka nie padł w lidze żaden gol (on sam trafił raz), od Ormianina – jeden (on sam ma zero goli). Przeliczyliśmy na szybko liczby z jesieni i wyszło nam, że dwaj ofensywni pomocnicy zaliczyli jedną asystę przez 29.5 godziny!
Grafiki w oparciu o statystyki autorstwa Marcina Tyca (Twitter: @MarcinTyc)
Najgorsze jest to, że do takich wyliczeń nie trzeba się zbytnio przygotowywać. Wystarczy wziąć pierwsze liczby z brzegu. O, choćby takie, że BVB ma średnio ok. 17 oddanych strzałów na bramkę w meczu, z czego średnio nie wychodzi… nawet jeden gol. Te pięć trafień Aubameyanga to efekt ponad 50 uderzeń. Dalej jest jeszcze gorzej: piłkarze Kloppa, jeśli pierwsi stracili gola, z jedenastu meczów zremisowali tylko raz, co daje średnią punktów… 0.09 (sezon 2013/14 – 1.27 pkt, 2012/13 – 1.14). Jeśli strzelają jako pierwsi, kończą z wynikiem 2.00 pkt (2013/14 – 2.55 pkt, 12/13 – 2.19 pkt). Bardzo źle wygląda to również w stosunku bramkowym, bo BVB w tym sezonie po przerwie strzeliła ich osiem, a straciła osiemnaście.
Najbardziej do myślenia daje jednak statystyka z roku 1972, kiedy Dortmund jedyny raz spadł z Bundesligi: z 26 punktami, sześcioma wygranymi i ośmioma remisami. Na tym etapie rozgrywek miał 18 „oczek”. Czyli o dwa więcej niż dziś ma Borussia.
PIOTR TOMASIK