Nie ma to jak w trakcie okienka transferowego dostać zastrzyk finansowy w postaci 50 milionów euro. Kto trochę orientuje się w strukturze ekonomicznej Primera Division, ten wie, że w Atletico te pieniądze nie będą leżeć na koncie, a od razu zostaną zagonione do roboty. Jak nie na wzmocnienia lub inwestycje, to na spłacanie długów.
Kto jest inwestorem? Wang Jianlin, szef Dalian Wanda Group, jeden z najbogatszych chińskich biznesmenów. Regularnie notowany na listach Forbesa, w tym tej najbardziej prestiżowej, opisującej stu najmajętniejszych na planecie. Biedować nigdy nie będzie ani on, ani jego dzieci, ani prawnuki, ani następne dziesięć pokoleń Jianlinów. Czy ta zasada dotyczyć będzie też Atletico? Na razie Chińczyk ma 20% akcji, więc spokojnie, ale tu i ówdzie mówi się o ambitniejszych planach.
Wang to pasjonat piłki z krwi i kości. W 1994 założył klub, Dalian Wanda FC, a ten oczywiście dzięki jego kasie szybko stał się najlepszym w Chinach, do dziś zresztą dzierży rekord ligi chińskiej jeśli chodzi o liczbę meczów bez porażki (55). Wang wycofał się w 2000, gdy chińską piłką wstrząsnęły skandale korupcyjne; trzeba tu zaznaczyć: jego klub nie był umoczony, a był tym, który kręcono pod stolikiem. Jianlin zraził się wtedy do angażowania w lokalny futbol. Wrócił dopiero w 2011, ale już jako hurtownik: jego Wanda Group stało się głównym sponsorem Chinese Super League.
W tym między innymi rzecz. On i jego firma są od lat kojarzone z piłką. Wejście Wanga w Atletico, poważne, bo ze stołkiem w zarządzie, na pewno zwiększy zainteresowanie tą marką w Chinach. A to kraj, który oferuje wielkie szanse dla piłkarskich klubów, może dostarczyć morze fanów. W zeszłorocznych badaniach okazało się, że Barca i Real przegrywają tu pod względem popularności nawet z Milanem, a więc Atletico wbija się w rynek, można powiedzieć, czekający na zagospodarowanie.
Pomóc może też to, że Wang przedstawia swoją inwestycję w Atletico jako misję mającą na celu naprawę chińskiego futbolu. Rojiblancos założą trzy szkółki piłkarskie w Chinach. W Madrycie otworzą akademię dla azjatyckich zawodników, by tu, na miejscu, przyzwyczajali się do europejskiej piłki. Najlepsi mają trenować z pierwszą drużyną Atletico, zbierać w ten sposób szlify. Innymi słowy: Wang chce zespolić rozwój chińskiej piłki z madryckim klubem. A od tego już naprawdę krótka droga do przekonania Chińczyków, że Atletico warto kibicować.
Owszem, można myśleć: pewnie to zabieg marketingowy. Liczy się tylko biznes, a to wszystko PR. Oczywiście, że Wanda Group ma tu swoją pieczeń upieczenia, właśnie prowadzi ekspansję na Europę, ale trzeba też przyznać, że Wangowi łatwo uwierzyć, skoro już dwie dekady temu, kiedy jego firma miała nieporównywalnie mniej kasy, próbował sił w piłce.
Okres jest też sprzyjający. Zaczyna się w Chinach piłkarski boom. Pisał o tym Paweł Muzyka niedawno w swoim artykule:
Sprawy nabrały rozmachu, bo w którymś momencie zyskały wręcz rangi narodowej. Stały się przedmiotem debat chińskiej Rady Państwa i analiz ministrów sportu oraz edukacji. Dzięki temu powstał program mający na celu popularyzację piłki nożnej wśród najmłodszych. Aby tak się stało, w coraz większej liczbie szkół publicznych zajęcia z futbolu mają być obowiązkowe (trzy godziny w tygodniu już dla dziewięciolatków). Program obejmuje 120 miast i 6 tysięcy placówek, a w 2017 roku ma ich być nawet 20 tysięcy. Szczególnie uzdolnieni pójdą wyżej – do 200 zespołów akademickich, w którym trenować będzie się już po trzy godziny dziennie.
Mimo to, niektórzy kibice Atletico protestują. Boją się wschodniego kapitału, a plotki mówią, że Jianlin chciałby pakietu większościowego w 2017, kiedy Atletico będzie miało nowy stadion.
Z drugiej strony jednak, na jakim gruncie oparte są te obawy? Jianlin ma kieszeń bez dna. Zaczynał od 100 tysięcy dolarów, a dorobił się miliardów. Działa na całym świecie, jego firma jest transparentna. W swoim czasie mówiono, że przymierza się do Valencii, a w ankiecie fanów „Nietoperzy” zdecydowana większość przyznała, że to on budzi najwięcej zaufania.
Optymiści mówią, że skuszenie Wanga to prawdziwa nagroda za wspaniały zeszły sezon. Kasa z Ligi Mistrzów całkiem fajna, wzrost szacunku na rynku transferowym też, ale to zainteresowanie klubem tak poważnego, wiarygodnego, mającego światowy zasięg inwestora należy uznać za skonsumowanie zeszłorocznych sukcesów.
Tu Di Caprio na prezentacji kinowego ośrodka Wanga, pomagał go rozpromować wspólnie między innymi z Johnem Travoltą. Wang naprawdę ma trochę grosza
I jedynie plotka, że w jednym z wywiadów powiedział kilka lat temu, że jest kibicem Realu niektórych może lekko uwierać…