Reklama

Rewolucja w świecie agentów. Najbardziej stracą piłkarze

redakcja

Autor:redakcja

07 stycznia 2015, 21:39 • 4 min czytania 0 komentarzy

Szykuje nam się w piłce cichy przełom. Na razie niewiele osób o tym pisze, bo dużo jest niejasności, ale sprawa wygląda prosto: FIFA od 1 kwietnia uwalnia zawód menedżera. Wygasną wszystkie umowy. Skończy się wymóg licencji. Piłkarza będzie mógł sprzedać właściwie każdy, kto się z takowym zawodnikiem dogada. Pisał o tym niedawno Tomek Pasieczny w magazynie „Boisko”. Wspominał też Paweł Zarzeczny w poniedziałkowym felietonie. Trafił zresztą w sedno: „No to przyjmuję zakład, że w niejednej dupci się pali.”

Rewolucja w świecie agentów. Najbardziej stracą piłkarze

No właśnie: pali się czy nie pali? Niby dla kibica to nic wielkiego, ale dla agenta, klubu czy piłkarza zmiana jest poważna. Dajmy na to taki Lewandowski: w zależności jak PZPN sprecyzuje przepisy od kwietnia może wejść w spółkę nawet z Tadeuszem Drozdą, jeśli ten załatwi mu lepszy klub niż Bayern. Nie ma wyjścia: rynek się otwiera. Zadzwoniliśmy do kilku agentów (od kwietnia prawo nazywać ich będzie pośrednikami), żeby spytać jak się zapatrują na nową rzeczywistość.

Daniel Weber: – Na razie się tym nie zajmuję, bo jest okienko. Poza tym interpretacja nowych przepisów jest lekko niejasna. Poczekajmy na kwiecień. Ogólnie nie mam z tym problemu. Teraz też działają ludzie bez licencji, tych agentów czasem jest więcej niż piłkarzy, a na końcu i tak wszystko weryfikuje rynek.

Mariusz Piekarski: – Będą dopuszczani ludzie z ulicy, niestety. Wolę, żeby taki agent posiadał jednak jakieś środki finansowe, wpłacił wadium, bo inaczej zrobi się z tego rynek desperatów. Jednemu i drugiemu będzie zależało na szybkiej kasie. Problemy piłkarzy zejdą na drugi plan.

Szymon Pacanowski (Fabryka Futbolu): – To, że ktoś ma licencję jednak gwarantuje jakąś określoną wiedzę na temat przepisów. To wbrew pozorom nie jest łatwy zawód. Trzeba znać piłkę, ale też prawo, umieć negocjować. Teraz będzie wolna amerykanka, ale dla naszej firmy nie widzę zagrożenia. Mamy ugruntowaną pozycję, piłkarze nas kojarzą. Będziemy jednak analizować. Zobaczymy, jak PZPN się do tych przepisów ustosunkuje.

Reklama

Marcin Lewicki (ProSport Manager): – Paradoksalnie widzę w tym same plusy. Teraz rynek działa na tej zasadzie, że agent spotyka piłkarza i mówi: znajdę ci coś, podpisz. No i ta umowa zmusza zawodnika i agenta, żeby działali razem. Nie możesz wejść między nich i to rozwalić. Nawet jak masz dla kogoś dobrą ofertę, to ten ktoś powie: nie no, znam mojego menedżera 10 lat, pomógł mi w życiu, nie mogę. Ja to rozumiem. Teraz, gdy nie będzie umów pokażą się ci, którzy faktycznie pracują, a nie tylko gadają. Mając konkretną ofertę na stole prościej będzie kogoś przekonać.

Szymon Pacanowski: – Najbardziej martwiłbym się o piłkarzy. Wiedząc, że każdy może takiego zawodnika sprzedać, będą nagabywani. Zawracać głowę będą im ludzie niedoświadczeni. I tutaj jest ryzyko.

Marcin Lewicki: – Rozdrobni się to wszystko: teraz jest ok. 60 agentów i 300 w szarej strefie. Od kwietnia będą tysiące. Wujek, z którym piłkarz napije się wódki, powie mu: słuchaj, znam takiego dyrektora, znajdę ci klub. To nie uderzy w kluby, bo oni wybierać będą tych samych ludzi, do których mają przekonanie, ale taki zawodnik ma gorzej: będzie oblegany, różni dziwni ludzi będą mu rzucać dziwne oferty.

Mariusz Piekarski: – Piłkarze i tak zostaną przy ludziach, którzy zajmują się tym zawodowo od lat. Natomiast FIFA rzuca absurdalne ograniczenia. Jest tam np. zapis o 3 procentach. Przykładowo: jeśli robię dziś biznes zagraniczny i dzielę się z partnerem pół na pół, to z milionowego transferu do podziału jest 30 tysięcy. Zostaje 15, potem dochodzi podatek, koszty i robi się nieopłacalny zawód. Biuro, samoloty, hotele – to kosztuje. Samochód nie jeździ na powietrze.

Szymon Pacanowski: – Te trzy procent wpisane są jako rekomendowane. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś miał narzucać komuś, jaką prowizję ma pobierać. Przecież to absurd.

Marcin Lewicki: – Po to mamy wolny rynek, żeby to klub decydował, ile ma nam zapłacić. 3 procent, 5 czy 10 – federacji nic do tego. Tak naprawdę niewiele się w tej kwestii zmieni. Jeżeli klub stwierdzi, że zasługuję na 5 procent to zapłaci mi 5. Ogólnie trzeba tu kilka rzeczy wyprostować: 1 kwietnia uwalnia się rynek, ale umowy nie wygasają, ja np. mam jeszcze półtora roku umowę z Martinem Baranem i to PZPN zdecyduje, co z tym zrobimy. Wiem tylko, że w Anglii, Hiszpanii albo Holandii federacje zostawiły dotychczasowe kontrakty w spokoju. Kolega z Madrytu mówi mi: u nas uwalniają rynek, ale licencjonowanych menedżerów i tak będą chronić. Nie wiem, co zrobi z tym PZPN. Dowiemy się w kwietniu. Może zrównać wszystkich do tego samego poziomu albo docenić to, co przez kilka udało nam się zbudować.

Reklama

Wysłuchał Paweł Grabowski

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...