Reklama

Stilić i Wołąkiewicz z opaskami. Kozacy i Badziewiacy jesieni

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

17 grudnia 2014, 10:53 • 7 min czytania 0 komentarzy

Piłkarze Ekstraklasy powoli zwijają się na – mniej lub bardziej – zasłużone urlopy, lecz oczywiście nie oznacza to, że zapominamy o ich istnieniu. Wręcz przeciwnie – nadchodzi intensywny czas podsumowań. Dokonania naszych ligowców, zarówno te chwalebne, jak i te wstydliwe, zapewne przeanalizujemy do A do Z (a propos, nasz alfabet jesieni w Ekstraklasie znajdziecie TUTAJ), a zaczynamy od jedenastek największych kozaków, a także badziewiaków. Co kolejkę wyróżnialiśmy piłkarzy, którzy w weekend zrobili na nas największe wrażenie, a także tych, po których występach mieliśmy ochotę palnąć sobie i im (niekoniecznie w tej kolejności) w łeb . Czas sprawdzić, kto najczęściej gościł w składach poszczególnych jedenastek.

Stilić i Wołąkiewicz z opaskami. Kozacy i Badziewiacy jesieni

Na początku ustalmy jednak jedną rzecz, by nie było niedomówień/szlochów/zamieszek. Jedenastki kozaków i badziewiaków TO NIE TO SAMO co najlepsza i najgorsza jedenastka jesieni. Owszem, w obu wypadkach chodzi o docenienie i wytknięcie palcami tych, którzy na to zasłużyli, ale przy kozakach i badziewiakach kryteria są nieco inne – wyróżniamy tu zawodników, którzy najczęściej zaliczali spektakularne występy i najczęściej grali straszny piach.

Najłatwiej będzie to wytłumaczyć na przykładzie. Weźmy Sebastiana Milę. Pomocnik Śląska przez całą rundę trzymał równą formę – nie wygrywał meczów w pojedynkę, ale też nigdy nie schodził poniżej pewnego poziomu. Ta solidność (średnia not z 19 występów: 5.42) pozwala rozpatrywać jego kandydaturę w kontekście jedenastki jesieni, jednak nie w kontekście drużyny kozaków. Tu patrzymy na skrajności, tak więc większe szanse ma np. Flavio Paixao (śr. 4.95).

Teoretycznie mogło się nawet zdarzyć, że dla jednego piłkarza znalazłoby się miejsce w obu jedenastkach. Tak się ostatecznie nie stało, ale przykładem tego typu zawodnika jest Mateusz Zachara, którego dwa razy umieszczaliśmy w jedenastce kozaków, a trzy w tej mniej prestiżowej.

Jakieś pytania? Nie? No to startujemy. Zaczynamy od ekipy, której kapitanem jest ten jegomość…

Reklama

Semir Stilić – reżyser. Gdybyśmy mieli opisać grę Bośniaka, używając tylko jednego słowa, to właśnie tak byśmy to ujęli. Dlaczego? Ano dlatego, że w lidze pełnej rzemieślników, jest jednym z nielicznych artystów. Jego talentu w tej dziedzinie nie docenili na Ukrainie i w Turcji, ale na naszym podwórku to zjawisko. By to dostrzec, nie trzeba nawet śledzić Ekstraklasy na bieżąco. Wystarczą kilkunastosekundowe urywki w serwisie sportowym po Wiadomościach.

Prócz niego o sile ekipy Kozaków stanowią:

Bartłomiej Drągowski – odkrycie jesieni. Do składu Jagiellonii Białystok wskoczył dość niespodziewanie, można nawet powiedzieć, że to klasyczna sytuacja pt. „gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta”. O bronienie dostępu do bramki drużyny z Białegostoku rywalizowali Krzysztof Baran i Jakub Słowik (po trzy mecze), ale świetną grą pogodził ich 17-latek. Kiedy w siedmiu kolejnych meczach puścił tylko dwie bramki, nie mieliśmy wątpliwości, że mamy do czynienia z bramkarzem co się zowie.

Łukasz Burliga – gdyby ktoś przed sezonem próbował nas przekonać, że prawy obrońca Wisły zagra rundę życia, to poważnie zastanowilibyśmy się, czy kontynuować tę znajomość. Chyba nawet sam Burliga nie postawiłby na to pieniędzy. Wybaczcie tę aluzję, ale biorąc pod uwagę okoliczności, naprawdę niewiele na to wskazywało. Doceniamy to, że udało mu się wyjść na prostą w tak brawurowym stylu.

Dossa Junior – imponujące warunki fizyczne, a przy tym piłka przy nodze mu nie przeszkadza. Gatunek, który w Ekstraklasie prawie nie występuje. Jesienią tylko osiem razy wybiegał na ligowe boiska, a trzy razy załapał się do jedenastki kolejki. W dodatku zdążył strzelić w tym czasie trzy bramki, co – obok Burligi, Rzeźniczaka i Sylwestrzaka – czyni go najskuteczniejszym obrońcą ligi. Tym bardziej należy go więc docenić.

Reklama

Tomasz Brzyski – osiem spotkań, siedem asyst i bramka. Dodatkowo stworzył kolegom siedem kolejnych świetnych okazji, które zmarnowali. Pytania?

Grzegorz Bonin – OK, karty na stół – spodziewaliśmy się go raczej w tej drugiej jedenastce. Przez lata był dla nas uosobieniem typowego ligowca, który z nieznanych nam powodów ślizga się z klubu do klubu. Nie tęskniliśmy za nim, gdy grał w pierwszej w lidze. Ba! Cieszyliśmy się, że zniknął nam z radarów. Na pewno miał coś do udowodnienia. Udało mu się.

Marcin Budziński – w tym momencie chyba najbardziej niedoceniany piłkarz Ekstraklasy. Miał udział przy 12 z 19 strzelonych przez Cracovię goli! Zaryzykujemy stwierdzenie, że bez niego krakowska drużyna byłaby bardzo bliskim sąsiadem Zawiszy w ligowej tabeli.

Darko Jevtić – bez dwóch zdań Lechowi trafiła się prawdziwa perełka. Z bramą wjechał do ligowej czołówki pomocników, a najlepsze jest to, że cały czas można dostrzec w nim duże rezerwy. Jesteśmy np. ciekawi, jak Jevtić wyglądałby, gdyby Maciej Skorża regularnie ustawiał go wyżej, na pozycji numer „10”. Jeśli upomni się o niego Bazylea, flagi w Poznaniu powinny zostać opuszczone do połowy masztów.

Łukasz Madej – zaskakująco dobra runda. U nas ustawiony jest na skrzydle, ale jak wiadomo, trener Warzycha widzi dla niego miejsce w środku boiska. Być może tu leży odpowiedź na pytanie o jego dobrą formę? Nie robi już tyle wiatru, lecz wykorzystuje swoje doświadczenie.

Miroslav Radović – krótko: jeśli gra, to wymiata. Z Rado na murawie Legia zdobyła 25 punktów na 30 możliwych. Bilans bramkowy? 28-8. Lider.

Mateusz Piątkowski – po ubiegłym sezonie, gdy uznaliśmy go 10. napastnikiem Ekstraklasy, pisaliśmy: Siedem bramek i trzy asysty. Szału nie ma, ale pomyśleliśmy, że Piątkowskiego warto docenić za wzorowe wykonywanie innego typu zadań. Chociażby za robienie miejsca w polu karnym dla wchodzącego z drugiej linii Quintany. Wydaje nam się, że jest świadomy swoich ograniczeń, a z tego co ma, wyciska maksimum.

Tymczasem Piątkowski rozstrzelał się aż miło. 12 goli, lider klasyfikacji. Już nie musimy go doceniać za „wykonywanie innego typu zadań”.

***

No dobra, koniec z przyjemnościami. Czas na drugą jedenastkę. Badziewiacy. Wyniki nie powinny być wielkim zaskoczeniem. Opaskę otrzymuje…

Hubert Wołąkiewicz – to materiał na „anatomię upadku”. Być może nie pamiętacie, ale były czasy, gdy obrońca Lecha (za chwilę były) należał do czołówki ligowych defensorów. Grywał nawet w reprezentacji Polski! A teraz? Nie będzie chyba wielką przesadą, jeśli napiszemy, że maczał palce przy połowie bramek straconych przez Kolejorza tej jesieni.

A dalej…

Dusan Kuciak – nie jest to oczywiście najsłabszy bramkarz w lidze, ale jesieni na polskich boiskach Kuciak nie zaliczy do udanych. Zaskakująco dużo wpadek! Kompromitująco słabo zagrał w Bielsku-Białej, a w Gliwicach wręcz wygrał Piastowi mecz. Podczas tej jesieni wykorzystał chyba “limit baboli”  przysługujący bramkarzowi Legii na trzy sezony.

Anestis Argyriou – Greka już w Polsce nie ma, a rozwiązanie z nim kontraktu jest prawdopodobnie najlepszą decyzją, jaką Radosław Osuch podjął tej jesieni.

Mateusz Żytko – to, że ten piłkarz rozegrał ponad 150 spotkań w Ekstraklasie, jest jedną z większych pomyłek ostatnich lat w polskiej piłki. Trochę współczujemy Robertowi Podolińskiemu – zastępstwa nie ma żadnego, a z Żytką w obronie można powalczyć co najwyżej o Puchar Lata na wiejskim festynie.

Boliguibia Ouattara – Z nim na murawie Korona zdobyła 4 punkty (9 spotkań), bez niego – 17 (10 spotkań). Że jest różnica, chyba każdy widzi.

Marcin Pietrowski – zawsze był dla nas przyzwoitym ligowcem, graczem w sam raz dla ligowego średniaka, ale w tym sezonie ewidentnie “coś pękło. coś się zmieniło”. Na nasze problem leży w tym, że to piłkarz bez określonej pozycji. Trenerzy traktują go jako zapchajdziurę – a to prawa obrona, a to lewa, a to środek pomocy, a to skrzydło. Wszędzie przeciętnie, a coraz częściej – wręcz fatalnie.

Kyryło Petrow – ostatnio mamy wrażenie, że zawodnik Korony piłkarskie ma tylko i wyłącznie nazwisko. Gdyby nagle zniknął z ligi, niewielu zauważyłoby jego brak, a bardzo wielu (w tym kibice Korony) odetchnęłoby z ulgą.

Filip Starzyński – etatowy badziewiak. Nie wiemy, co bardziej nas dziwi – zjazd Ruchu jako drużyny czy zjazd indywidualny Starzyńskiego. Ocierał się w tym sezonie o reprezentację, ale tylko od wielkiego dzwonu potrafił zaprezentować poziom, dzięki któremu Nawałka w ogóle zwrócił na niego uwagę.

Wilde-Donald Guerrier – dość rzadko zgadzamy się z Franciszkiem Smudą, ale gdy trener Wisły powiedział, że przez duet Guerrier-Sarki wyląduje w Kobierzynie, to nawet mu współczuliśmy. „Haitańskie” skrzydła krakowskiej drużyny to niefrasobliwość podniesiona do potęgi. Zdarza się oczywiście, że Guerrier pomaga drużynie, ale zdecydowanie częściej zdarza się po prostu, że odbija mu palma.

Zaur Sadajew – w jego przypadku mamy dysonans poznawczy. Z jednej strony, widać po Sadajewie duże możliwości. Potrafi zdemolować obrońców, potrafi błysnąć indywidualną akcją, generalnie: ma kilka atutów piłkarskich. Tylko, że bardzo rzadko je pokazuje. Mamy graniczące z pewnością wrażenie, że problem leży w głowie piłkarza. Z braku koncentracji biorą się głupie pudła, a z irytacji swoją niemocą – agresja.

Bartosz Ślusarski – niby zdobył pięć bramek, niby wypełnił tym samym plan na cały sezon (tyle jego goli obstawialiśmy), ale Ślusarski, w niektórych kręgach zwany również BŚ18, to w dalszym ciągu napastnik, który nas po prostu irytuje. Do tego, że jest ruchliwy jak wóz z węglem zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Ale to, że Ślusarski osłabia drużynę przez łapanie głupich kartek, jest pewną nowością. Odbiło na starość?

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Kozacy i badziewiacy

Komentarze

0 komentarzy

Loading...