Wiecie, co na powyższym zdjęciu robi Juergen Klopp? Spogląda w tabelę Bundesligi i patrzy, ile punktów traci do całej reszty, która jest ponad nim. Borussia Dortmund już po wczorajszych wynikach zjechała na ostatnie miejsce, ale swój mecz rozgrywała dopiero dziś. I co? I znowu nic, klapa. BVB przegrywa 0:2 we Frankfurcie, w którym Bayern niedawno strzelił cztery gole.
Ale dziś porównania do Bayernu nie mają najmniejszego sensu. Przepaść, jaka dzieli tę dwójkę, nie pozwala bowiem podejmować w tym temacie jakichkolwiek dyskusji. W Dortmundzie mają zupełnie inne problemy – udział w europejskich pucharach jest coraz bardziej zagrożony, a za moment pojawią się pytania o utrzymanie w lidze. Bo, spoglądając w obecny układ tabeli, byłyby one nawet zasadne.
– Wykonujemy dużą pracę, która idzie na marne. Przełamać to, co obecnie przechodzimy, to będzie duże wyzwanie – mówi Klopp. – Jestem w stanie zrozumieć rozgoryczenie kibiców. To zupełnie normalne dziś. Ale drużyna naprawdę starała się z całych sił.
Problem jednak w tym, że same starania zupełnie nie wystarczają. Borussia może całkiem nieźle grać w piłkę i dochodzić do kolejnych sytuacji, ale sam trener ostatnio mówił: „nie potrzebujemy ładnych występów, potrzebujemy wyników”. A wyników nie ma… Goście oddali na bramkę Eintrachtu 17 strzałów, po kilku z nich mieli naprawdę dobre okazje na gola: z bliska pojedynek sam na sam przegrywał Aubameyang, w słupek dobijał Grosskreutz, z wolnego ładnie przymierzał Kagawa, a do kilku sytuacji doszedł Ramos. Sęk jednak w tym, że piłkarze Borussii nie potrafili znaleźć drogi do bramki, a kapitalną robotę między słupkami wykonywał Felix Wiedwald.
Ostatnie pięć kolejek – 78 strzałów, 3 gole. Samobója Kramera nie liczę.
— Julian Karpiuk (@Julianbvb) November 30, 2014
Dziś problemem nie była jednak tylko skuteczność – bardzo przeciętnie funkcjonował środek pola, tragicznie prezentowała się też defensywa. Durm na lewej stronie był jak sitko, podobnie jak i Piszczek (zszedł jeszcze przed przerwą przez kontuzję). Subotić rozgrywał i podawał tak, że piłkę momentalnie przejmowali rywale, a Ginter potwierdzał, że on wciąż musi się uczyć. Pierwszy gol padł tak, że Borussia straciła na połowie przeciwnika piłkę, szybie podanie od obrońcy do napastnika i – przez złe ustawienie defensywy BVB – ten wychodzi sam na sam i trafia. Drugi gol to natomiast popis Gintera i Weidenfellera…
Cała czwórka z tyłu dostała od Bilda najniższe możliwe oceny. Z „szóstkami” skończyli też mecz Kehl, Grosskreutz, Kagawa i Mchitarian. Czyli duże, naprawdę duże nazwiska, od których ta Borussia miała zależeć. No i zależy: skoro każdy z osobna gra źle, to jak ma funkcjonować ten zespół?
Co dalej? Nikt nie wie. Piłkarze są załamani, kibice zaczynają się poważnie frustrować, Klopp próbuje robić dobrą minę do złej gry, a statystycy mają zabawę. Otóż właśnie wyliczyli, że już po zakończonej kolejce BVB na ostatnim miejscu w tabeli nie była od 29 lat…