Reklama

Szczyt bezradności zdobyty. Lechia dumnie wbiła flagę

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

29 listopada 2014, 18:03 • 3 min czytania 0 komentarzy

Zapewne jeszcze nieraz usłyszymy głosy optymistów skłonnych stwierdzić, że w gdańskim wariatkowie idzie ku lepszemu, że potrzeba czasu, ale skoro jest pomysł, są chęci i pieniądze, to wszystko jest na dobrej drodze. Sorry, póki co nie kupujemy tego. Podopieczni Jerzego Brzęczka dokonali właśnie dużej rzeczy, nie po raz pierwszy przekonując, że niemożliwe w polskiej piłce nie istnieje. Podbeskidziu w tym sezonie tylko dwukrotnie na szesnaście prób udało się nie stracić bramki, generalnie traci ich najwięcej po Zawiszy, a tymczasem dzisiaj zachowało czyste konto i wygrało z Lechią, grając przez 55 minut bez jednego zawodnika.

Szczyt bezradności zdobyty. Lechia dumnie wbiła flagę

Zrzut ekranu 2014-11-29 o 17.27.30

Zmęczył nas ten mecz niemiłosiernie, to była zwykła tortura dla mózgu domagającego się kawałka dobrej piłki, więc wybaczcie, że przeniesiemy się od razu w okolice przerwy. O pierwszej fazie tego meczu absolutnie WSZYSTKO mówi statystyka… fauli. Po 20 minutach gry uzbierało się ich 16, w tym aż cztery ukarane kartkami. Sędzia Kwiatkowski razem z piłkarzami Podbeskidzia i Lechii ewidentnie szli na niechlubny rekord, w dodatku sprawnie tłumaczeni przez komentatorów, zdaniem których taki obraz gry był efektem wysokiego pressingu, jaki swoim zespołom zaordynowali trenerzy.

Żeby było śmieszniej, oprócz walki i fauli bardzo długo nie mieliśmy w tym rzekomo żywym meczu żadnych klarownych sytuacji. Pierwszą ciekawostką, w 34. minucie, okazał się… idiotyczny (spóźniony, agresywny, bez szansy powodzenia) faul Franka Adu Kwame, który – tak się składa – miał już wcześniej jedną kartkę za podobne przewinienie, czym naraził zespół na 55 minut walki w osłabieniu.

Co więcej, kiedy wydawało się, że pierwszą część spotkania trzeba będzie ostatecznie spisać już na straty, nagle padła bramka dla Podbeskidzia – będącego dotąd stroną aktywniejszą, ale jednak grającą bez jednego zawodnika. Koło ratunkowe kolegom rzucił Patejuk – wywalczył rożnego, Iwański dobrze wrzucił piłkę na głowę Stano, a ten strzałem w kierunku dalszego słupka zupełnie zaskoczył Bąka.

Reklama

Kolejne zdziwienia przyszły tuż po przerwie, gdy chwilami naprawdę nie było widać, który zespół gra tu w osłabieniu. Można się było łudzić, że Colak w końcu przechytrzy tykającą bombę Pietrasiaka, urwie się mu chociaż raz, jak zrobił to przed przerwą, ale nie doczekaliśmy się tego aż do końca. Fatalny występ, jeden z najgorszych w ostatnich tygodniach zanotował kreatywny zwykle Vranjes i dopiero w ostatniej fazie meczu pod polem karnym Podbeskidzia zaczęło robić się groźniej.

Generalnie, Lechia w całym meczu miała…

– 66 procent posiadania piłki
– 21 strzałów przy zaledwie sześciu Podbeskidzia
– znaczącą przewagę (6 – 2) strzałów celnych

… więc kto nie oglądał spotkania, ten naprawdę mógłby stwierdzić, że przegrała go jakoś wybitnie pechowo. Ale gdzie tu szukać pecha? Lechia zwyczajnie straciła jedną bramkę, a później nic – ale tak dosłownie NIC – nie potrafiła zrobić, by strzelić gola zdziesiątkowanemu rywalowi.

W efekcie może skończyć tę kolejkę jako pierwszy zespół nad strefą spadkową.

Reklama

Najnowsze

Polecane

Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Paweł Paczul
0
Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Komentarze

0 komentarzy

Loading...