Uwaga, uwaga, uwaga. W Hiszpanii mieliśmy do czynienia z wydarzeniem historycznym. Pozwalającym nam na ukucie zupełnie nowego, przydatnego twierdzenia piłkarskiego. Otóż słuchajcie: Atletico dokonało czegoś, co najlepiej określić jako autoganbang. Tak jest, sami sprowadzili sobie na głowę wszystkie plagi. Przegrywali po piętnastu minutach z Valencią 0:3, to przecież można by wysłać Koronę na taki mecz, a pewnie ugrałaby lepszy wynik.
Oglądaliśmy i po głowie chodziły nam takie nieskomplikowane myśli jak “Co to Atletico odpierdala robi”? Czy to nie ta sama drużyna, która w tygodniu zatrzymała mistrza Włoch? Kto zamienił poważnych piłkarzy na wkłady do koszulek? Już pierwszy gol dla Valencii jest idealną puentą meczu. Miranda w stylu doświadczonego napastnika pakuje piłkę do własnej bramki. Brawo, pięknie uprzedził obrońców i bramkarza, ma papiery na bycie dziewiątką. Niech tylko strzela do cudzych bramek.
Porażka boli tym bardziej, że jest pierwszą, której zakosztowało w tym sezonie Atletico. I mamy wrażenie takie jak wszyscy: wcale nie musiało do niej dojść. To była spektakularna autodestrukcja. Przecież Rojiblancos mieli nawet karnego, mogli strzelić na 2:3. I co? I nic. Wynik się nie zmienił już przez całą kolejną połówkę. Prawda jest taka, że Valencia nie grała dziś wielkiego meczu, a mimo to wygrała w imponującym stylu. Wymowne. Niepokojące dla fanów Atletico?
***
Tydzień temu Barcelona zagrała pierwszy mecz od – na oko – miliona lat, w którym nie oddała celnego strzału. Bynajmniej nie grała przeciwko drużynie gwiazd, a Maladze, która jeszcze przed chwilą zatrudniała Pawłowskiego. I właśnie na tą ekipę nie potrafiła oddać uderzenia w światło bramki! Jednak żenujące. Znacznie bardziej, niż porażka z PSG w Paryżu.
Dlatego ten mecz miał znaczenie. Niby tylko Rayo, ale jednak to miało być starcie, w którym Barca udowodni, że nie jest w żadnym kryzysie. Ile z tego wyszło? Cóż, trzy punkty są w kieszeni, plan został zrealizowany. Wynik tak naprawdę nie był zagrożony ani przez sekundę, umówmy się, Blaugrana miała ten pojedynek pod kontrolą. Ale czy można mimo tego wybrzydzać? Otóż tak, na upartego da się.
Przydałoby się po takim tygodniu, gdzie Barca zanotowała dwie wpadki, wygrać znacznie bardziej imponującym wynikiem. Robiącym wrażenie na fanach, prasie i konkurencji. Po prostu byłby to sposób na odcięcie się od mizerii poprzednich dni. Dziś to się nie udało, było zupełnie zwyczajnie. A czy fani Barcelony od swoich podopiecznych wymagają zwyczajności?