Klasyfikację strzelców znacie – pierwszy Piątkowski z Jagiellonii, drugi Sa z Legii, potem Pich, Zachara i tak dalej. Korzystając z chwili przerwy od ekstraklasy, sprawdziliśmy jak wyglądałaby ta lista, gdyby ligowców rozliczyć nie tylko z tego ile razy który trafił, ale też jak każdy wykorzystał czas spędzony na boisku. Krótko mówiąc: kto potrzebował najmniejszej liczby minut, żeby strzelić w lidze kilka goli. Celowo piszemy o kilku, bo przyjęliśmy konkretne założenie: nie bierzemy pod uwagę tych, którzy na placu pojawili się na moment, piłka raz odbiła im się od głowy i dzięki temu mają godny bilans. Barierę przyzwoitości i tak ustawiliśmy nisko, na poziomie trzech zdobytych bramek. Inaczej mówiąc: obchodzą nas tylko ci, którzy trafiali przynajmniej raz na trzy kolejki.
Gdyby nie stosować tu żadnego sita, zaatakowałoby nas kilku gości pokroju Hasaniego z Łęcznej, który grywał mocno w kratkę i tylko w jednym meczu udało mu się zaskakiwać bramkarza Pogoni. No way. Wystarczy nam jeden wyrzut sumienia – Ubiparip, ale jego hat-tricka już nie wypadało lekceważyć.
Piłka to nie matematyka, ale gdyby… Gdyby na niej oprzeć wnioski, najbardziej produktywnym kolekcjonerem goli należałoby obwołać Orlando Sa. Portugalczyk grał niedużo, ale trafiał za każdym razem, jak tylko się pojawił – 5 razy w 4 meczach, średnio co 59 minut. Wynik naprawdę na poziomie. Podobnie ma się zresztą sytuacja z Miro Radoviciem, który w związku z rotacją Berga również bywał na boiskach ekstraklasy gościem, a pomimo tego rywali zaskakiwał. W sumie obaj legioniści są jedynymi ligowcami, którzy mogą o sobie dziś powiedzieć, że do strzelenia gola potrzebowali mniejszej liczby minut niż trwa jeden mecz piłkarski. Niemniej dla Mateusza Piątkowskiego – też szacunek, bo jak na 29-latka w jego drugim sezonie na poziomie ekstraklasy, poczyna sobie ciągle śmiało. Rządzi na tej najważniejszej liście strzelców i udaje mu się unikać w tym sezonie wyraźnych przestojów.
Są i tacy, którym świetlanej przyszłości nie wróżymy. Vojo Ubiparip załapał się prawdopodobnie na ostatni moment, bo jak będzie tak sobie „radził” dalej, to niebawem umieścimy go na liście napastników czekających najdłużej na jakąkolwiek zdobycz. Niestety, suche statystyki okazały się dla nas bezlitosne. Robert Pich też, jak go ostatnio oglądamy, nie jest na najlepszej drodze, więc gdybyśmy mieli prognozować, to za parę tygodni znacznie wyżej spodziewamy się chociażby Mateusza Zachary.
Na koniec dodajmy tylko, co wyszłoby z wyliczeń, gdybyśmy wzięli pod uwagę wyłącznie zawodników grających na pozycji napastnika. Wówczas znaleźliby się tutaj jeszcze Ruben Jurado (gol co 163 minuty) oraz Paweł Brożek (co 177 minut). Co ciekawe – snajper Wisły trafia w tym sezonie (minutowo) rzadziej niż Stojan Vranjes. A na przykład Semir Stilić z regularnością niemal równą Flavio Paixao.
Tak czy inaczej – Portugalczyk na dziś rządzi. Tylko inny, ten warszawski.