Ktoś mówił, że Bundesliga to rozgrywki dwóch drużyn? Że liczy się tylko Bayern i Borussia? Jak się okazuje, wcale niekoniecznie. A przynajmniej nie na początku sezonu – nie kilkanaście tygodni po mundialu, nie w momencie, kiedy topowe zespoły rozgrywają piłkarski maraton… Dziś piszemy o dwóch najważniejszych meczach, jutro – jak co tydzień – subiektywnie podsumujemy kolejkę.
Już czytamy w sieci wypowiedzi frustratów typu: „a nie mówiłem, że on jest cienki?!”. Oczywiście, kwestia dotyczy Roberta Lewandowskiego i tego, że nie wyszedł w pierwszym składzie. Może więc od razu sprostujmy – Lewy nie usiadł dziś na ławce, dlatego, że jest słaby. Usiadł, bo Bayern jest w środku piłkarskiego maratonu, musi rozsądnie gospodarować siłami i dziś składał wizytę ostatniej drużynie. Z tego samego względu obok Polaka siedzieli dziś Goetze, Xabi Alonso, no i siedziałby też Mueller, gdyby na rozgrzewce nie złapał urazu Robben.
Dlatego spokojnie, nie ma co się grzać. Lewandowski nie będzie grał w Bayernie w każdym meczu po 90 minut, bo gdyby takie zespoły miały się opierać non stop tylko na tych samych nazwiskach to nigdy nie byłyby wielkie.
Ale ta wizyta u czerwonej latarni pomyślna wcale nie była. Hamburczycy w pierwszych trzech meczach zdobyli tylko punkt, nie strzelili żadnego (!) gola i zdążyli strącić głowę trenera Slomki. Dziś czwarty mecz bez bramki, ale już przynajmniej z drugim oczkiem. Co jednak najważniejsze, Bayern – mimo dużej przewagi w posiadaniu piłki – sytuacji miał bardzo niewiele. Pół godziny gry Lewego nic nie zmieniło, fatalny błąd Djourou w 88. minucie jednak nie skończył się golem, a w doliczonym czasie po bandzie pojechał Manuel Neuer. Bramkarz Bayernu wybiegł daleko poza pole karne, minął rywala, trochę odskoczyła mu piłka i tuż przy środkowej linii boiska… ratował się zagraniem ręką. Skończyło się żółtą kartką, choć mogło – o co apelowali gospodarze – skończyć się czerwoną.
Natomiast nieco wcześniej…
***
Punkty traci dziś też Borussia. Oglądaliśmy ekipę z Dortmundu i przez długi czas myśleliśmy: oho, skończą jak Bayern. Skończyli gorzej… Z bardzo dużymi problemami do Bundesligi wchodzi Ciro Immobile, cały czas próbuje przecisnąć się przez te drzwi. Jedno jest pewne: facet się stara. Może nawet za mocno. Było to widać na samym początku sezonu, że czuje tę presję, że mierzy się z – to chyba nie będzie określenie na wyrost – legendą Lewandowskiego. Dziś, kiedy wszedł z ławki, wziął piłkę, podszedł do rzutu karnego i uderzył naprawdę kiepsko. Gdy Włoch podchodził do jedenastki po pierwszego gola w Bundeslidze, Klopp się odwrócił i nie patrzył. Może przeczuwał, że to nie jest najlepszy pomysł?
A Borussia już kilka chwil wcześniej straciła gola, którego autorem był Okazaki. Bild pisał ostatnio o pojedynku dwóch panów Shinji – Kagawy z Dortmundu i właśnie Okazakiego z Mainz. Ten drugi trafił do siatki, kiedy ten pierwszy zdążył zejść, a parę chwil później dał właśnie jedenastkę gościom. Immobile nie trafił, a trafił Matthias Ginter. Problem jednak w tym, że nie do tej bramki, do której powinien – rozpaczliwym wślizgiem próbował przeciąć podanie do Hofmanna, no i przeciął. Tylko, że niefortunnie.
Jak mawiał klasyk: liga będzie ciekawsza. I ciekawa jest już teraz. Trzecie miejsce zajmuje Hoffenheim, nowym wiceliderem jest Mainz, a liderem – beniaminek Paderborn. Niebywałe.