Poprzednie mecze w “Teatrze Marzeń” przypominały raczej spektakle klasy B, a nie przedstawienia na miarę dziedzictwa sir Aleksa Fergusona. Wszyscy mieliśmy wrażenie, że tak naprawdę na ławce United nie zasiada Louis van Gaal, a przebrany za niego David Moyes. Rooney i spółka grali anemicznie, bez ładu i składu. Dzisiaj była doskonała okazja na przełamanie i udało się, United zniszczył QPR 4:0. W końcu kiedy najlepiej odbudować się, jeśli nie w meczu u siebie przeciwko beniaminkowi?
Beniaminkowi nieco farbowanemu dodajmy, ponieważ drużyna Redknappa wróciła do Premier League po ledwie rocznym zesłaniu do Championship. Bardzo lubimy Harry’ego Redknappa – to równy swojski chłop, przedstawiciel futbolowego oldschoolu, ale dzisiaj nic nie poszło po myśli “Arry’ego”. Menedżer gości nie jest taktycznym orłem (to raczej znakomity organizator i motywator), ale umie otaczać się uznanymi specjalistami, takimi jak np. Joe Jordan, Kevin Bond czy niedawno pozyskany Glenn Hoddle. To właśnie ten ostatni miał pomóc Redkanppowi wprowadzić modną teraz taktykę 3-5-2, ale na razie idzie to jak po grudzie, co doskonale widzieliśmy dzisiaj.
W starciu z ofensywnie ustawionym Manchesterem United QPR właściwie nie istniał, w przeciwieństwie do zespołu Van Gaala. Bardzo dobrze zaprezentowały się nowe nabytki, czyli Daley Blind i Marcos Rojo. Van Gaal ustawił dziś swój zespół z czwórką w obronie, co od razu poprawiło grę drużyny. Parę stoperów tworzyli Evans i młody Blackett, a boki obstawili Rafael i wspomniany Rojo. Defensywa wyglądała o niebo lepiej niż w poprzednich meczach, tak samo pomoc.
Kolejne kapitalne zawody zagrał Angel Di Maria, który otworzył wynik meczu strzałem (a właściwie dośrodkowaniem) z wolnego. Maszyneria United pracowała dzisiaj wzorcowo, widać było pomysł na grę w rombie Blind (def. pomocnik) – Mata – Herrera – Di Maria. Ten ostatni póki co udowadnia, że jest być może najlepszym transferem “Czerwonych Diabłów” od lat. Argentyńczyk gra lekko i z fantazją, a jeśli ktoś miał dostać osławiony numer siedem na koszulce, to tylko on.
Portal WhoScored.com ocenił byłego piłkarza Realu na 8.9, a co ciekawe, najwyższą notę otrzymał Herrera. I to nie byle jaką, bo aż 9.9. Trzeba jednak przyznać, że Hiszpan wzorowo organizował grę, zarówno w ataku, jak i w obronie.
Na koniec zostawiliśmy atak. Wayne Rooney nareszcie zagrał jak na kapitana przystało. Walczył, rozgrywał, strzelił gola. Kibice na Old Trafford dawno nie widzieli takiego bogactwa snajperów, jest z czego wybierać. Falcao potrzebuje trochę czasu, żeby wejść w angielski styl gry plus rozegrać się po kontuzji, ale będzie z niego pożytek. Zaciął się za to Robin van Persie, ale umówmy się, że to nie potrwa długo – to w końcu RvP. Van Gaal po sprzedaży Welbecka mówił, że Danny nie nadaje się do gry w United. Eksperci pisali, że to koniec pewnej ery, że Manchester pozbywa się swojego utalentowanego młodziana, zapewne ku niezadowoleniu Fergusona.
Sir Alex zawsze starał się promować wychowanków, ale LvG zmienił delikatnie zwyczaje na Old Trafford, pozbywając się Welbecka. Czy słusznie? To zależeć będzie od dyspozycji Falcao, dlatego wstrzymajmy się z werdyktem. Nie wiemy jak zakończą się wszystkie zabiegi Holendra, czy zdobędzie tytuł, ale dzisiaj “Czerwone Diabły” zagrały iście bajkowo. My zastanawiamy się jednak nad czymś innym, nurtuje nas strasznie jedno pytanie – czy Wayne Rooney zaczął już się uczyć języka hiszpańskiego?
Bo niedługo bez niego w szatni na Old Trafford ani rusz.