Już to gdzieś kiedyś widzieliśmy. Doniesienia o kolejnym odwyku, relacje świadków opowiadających o ekscesach alkoholowych, wyniszczone całymi latami picia ciało. Tak umierał latami na oczach wszystkich George Best, tak umiera teraz Paul Gascoigne. Patrząc na najnowsze zdjęcia “Gazzy” ciężko uwierzyć, że ma on dopiero 47 lat. Była gwiazda dumnych synów Albionu wygląda jak wrak, a wczoraj został przeniesiony go do szpitala po tym, jak znaleziono go pijanego jak bela przed domem. Niespodziewanie rękę w stronę Gascoigne’a wyciągnął Harry Redknapp, oferując mu pracę w sztabie QPR.
Pytanie zasadnicze jednak brzmi: czy Paul jest w stanie robić jeszcze cokolwiek poza piciem? Zawsze był szalony, a jego alkoholowe ekscesy i zabawy (głównie z Paulem Mersonem) przeszły już do legendy. Różnica polega jednak na tym, że “Merse” w końcu się podniósł i wyszedł na prostą – dzisiaj jest niezłym ekspertem telewizyjnym i prowadzi normalne życie. A “Gazza”? To ciągła walka z demonami, którą coraz bardziej przegrywa. Niezliczone odwyki, obietnice w prasie dotyczące niepicia, historie rodem z Pilcha. Czy “Gazzę” czeka los George’a Besta i dołączy do galerii piłkarzy, którzy ostatecznie przepili życie?
Gascoigne zawsze uchodził za świra, a jego alkoholowe akcje są już legendarne, dlatego warto przypomnieć kilka z nich. Gdy „Gazza” mieszkał z Mersonem, temu drugiemu ciężko było zapraszać znajomych, gdyż Paul wiecznie chodził po domu… nago, w dodatku wiecznie nawalony. To, że Gascoigne był świetnym piłkarzem, jest oczywiste, ale skala jego szaleństwa była wprost proporcjonalna do drzemiącego w nim talentu. Inny futbolowy utracjusz, wspominany wcześniej George Best, w taki oto sposób skwitował kiedyś „Gazzę”: – „Nosi koszulkę z numerem 10. Myślałem, że to jego pozycja, ale okazało się, że to jego IQ”. Paul znany jest ze swoich alkoholowych odlotów, a do klasyki gatunku przeszły jego „wystąpienia”, kiedy m. in. opowiadał o tym, jak to papież dzwonił do niego z propozycją spotkania.
Inna tego typu opowieść dotyczyła George`a Busha, który miał namawiać go na ożenek z własną córką. Oczywiście Paul nie byłby sobą, gdyby nie odpowiedział mu w mało parlamentarnych, typowych dla siebie słowach: „fuck off”. Dawniej nas to wszystko bawiło, ale w obliczu ostatnich zdarzeń i zdjęć zniszczonego “Gazzy”, to w tym momencie już raczej śmiech przez łzy. Przypomina się także historia z zeszłego roku, kiedy znaleziono na ławce w parku w pijącego przez tydzień Kenny’ego Sansoma, wybitnego reprezentanta Anglii. Ze łzami w oczach opowiadał o swoim nałogu, podobnie jak Paul.
Wszyscy wiedzieliśmy zawsze, że Harry Redknapp ma gołębie serce. To gość, który jak sam twierdzi “nie umie włączyć komputera i nie interesuje go nic oprócz piłki i trenowania”. To właśnie od popularnego “Arry’ego” wyszła inicjatywa, aby Paul Gascoigne dołączył do sztabu QPR. Oddajmy głos Harry’emu: “Gazza” mieszka niedaleko ode mnie, on ma serce ze złota. Każdy chce mu pomóc (…) Każdy też próbował… Chciałbym go ściągnąć do siebie, niech potrenuje dzieciaki (…) To otwarte zaproszenie dla niego. To wszystko jest takie smutne… To wspaniały gość”. Redknapp widział już wiele. To on był swego czasu jedną z najbliższych osób z otoczenia najwybitniejszego piłkarza w historii Anglii, który umarł na uboczu po cichu, odrzucony przez klub i federację. Tym graczem był Bobby Moore.
Odjazd Gascoigne’a był zawsze atrakcyjny dla mediów, ale dzisiaj miarka się przebrała i z serialu pod tytułem „Wyskoki Gazzy” zrobił się prawdziwy egzystencjalny dramat, reality show o umieraniu na wizji. Czy ten świetny niegdyś pomocnik podniesie się jeszcze? Miejmy nadzieję, że tak, oby skorzystał z oferty Redknappa. Wolimy zapamiętać go nie jako gościa, który stoczył się na samo dno, a jako faceta, który, owszem, był na dnie, ale się z niego wydostał. To też wielka sztuka.
Dużo większa, niż strzelanie pięknych bramek.
Kuba Machowina