Reklama

Jak co poniedziałek… PAWEŁ ZARZECZNY

redakcja

Autor:redakcja

18 sierpnia 2014, 15:30 • 7 min czytania 0 komentarzy

No więc zacznę nietypowo, bo od no… Lubię ten przedrostek, bo jest naturalny w mowie, jak wszystkie przecinki, czyli chuj i kurwa (chuj pisze się przez „ch” a nie „h”, bo wtedy jest dłuższy, podobno ma to jakieś znaczenie dla kobiet, River mi wspominał). No więc zacznę nietypowo, bo od… lekkiej atletyki.

Jak co poniedziałek… PAWEŁ ZARZECZNY

Powiecie zapewne, Paweł znów na głowę upadł. Ja?

Otóż mieliśmy w minionym tygodniu mistrzostwa Europy w lekkiej atletyce, gdzie dało się nawet urwać jeszcze paręnaście medali Afrykańczykom. I była, hm, taka sytuacja. Jeden ciemny wygrał bieg na trójkę z przeszkodami. I był tak dobry (6:1), ze na finiszu zdjął koszulkę i zaczął nią wymachiwać do kumpli.

Normalka, jak po strzelonym golu, choć ja w takich sytuacjach bardziej martwię się czy zdążyłem…

OK, zatem gość wygrał 6:1 i… został zdyskwalifikowany. Jak to uzasadniono – bo nie wiadomo, czy któregoś dnia ktoś nie zdjąłby majtek (fajnie, zobaczylibyśmy czy naprawdę biegaczki mają kutasiki). Ale do rzeczy: otóż trzeci w tym biegu był Polak. Przez tę dyskwalifikację wskoczył na drugi stopień podium.

Reklama

Kojarzycie?

Otóż jest to komentarz do ciągnącej się telenoweli (mydlanej opery?) pod nazwą Legia. Otóż ten biegacz, nazwiska nawet nie zapamiętałem, skorzystał z cudzego nieszczęścia i podpadnięcia paragrafom. Awansował! Myślicie że się wstydzi? Ależ skąd! Otóż taki regulamin, takie decyzje, taka sytuacja. A że ta zdjęta koszulka taki miała wpływ na przebieg zawodów jak wejście Bereszyńskiego na trzy minuty – trudno, taka sytuacja.

Zatem nam kradną i my podkradamy, generalnie chodzi o to, co u Hłaski – kto pierwszy dobiegnie na komisariat.

A że Celtic się zeszmacił, to inna sprawa, i niech pamięta że zbrodnie przeciwko Legii są nieprzedawnione. Nie piszę tego jako fanatyk, tylko oceniam i prognozuję. A ja się nigdy nie mylę.

* * *

A propos Legii, dziś kolejne odwołanie się do sprawiedliwości (nie ostatnie, pamiętajcie, ostatni to jest – jak sama nazwa wskazuje – sąd ostateczny) w Lozannie. Bywałem w tamtym mieście, tam mieszkał nad jeziorem, pięknie, obok mistrza świata Formuły 1 prezes Górnika Zabrze, dziś lidera ekstraklasy (nie poprawiać!). Otóż Władek skupił wszystkich najlepszych olimpijczyków od Wójcika z Barcelony, a mistrza nie zrobił – wykoleiła go Legia właśnie, dając im w decydującym meczu trzy czerwone kartki (a i tak z trudem doczołgała się do remisu, haniebny w istocie mecz). Myślał Władek że jest mocny w biznesie skoro rozdaje złote zegarki, szwajcarskie bo tam miał fabrykę – znaleziono go z rozwalonym łbem. Chociaż miał dwa karabiny, pistolet i paralizator – dali mu radę. Bo słabszy, w Lozannie zwłaszcza, przegrywa zawsze. Bo zawsze jest ktoś mocniejszy, stąd apel Mickiewicza, Adama zresztą, do młodości: mierz siły na zamiary, a zamiar podług sił…

Reklama

Mój druh Atlasik, niearyjczyk, powiedziałby tak o szansach Warszawy – jak Żyd w okupację. Na straconej pozycji. I kiedy tak się zastanawiam czym jest sprawiedliwość, przychodzi mi na myśl „Paragraf 22”, jedna z lepszych książek o wojnie, której tytuł już sugeruje, że z każdym można zrobić co się chce, bo kij zawsze się znajdzie jak się chce uderzyć psa (napisana w 1961, jest w tym i 6:1, jak i data mojego nieszczęsnego urodzenia). Jest tam kapitalna scena sądu nad Clevingerem, żołnierzem, gdzie ten sam oficer jest oskarżycielem, obrońcą i sędzią. I pyta grzecznie…

– Czy wasz ojciec jest generałem?
– Nie.
– A może senatorem? Albo milionerem?
– Nie.
– No to wpadliście jak śliwka w kompot.

Brrr, prawdziwe to w każdych czasach, ale genialna jest wypowiedź – na temat sprawiedliwości właśnie – pułkownika Cathcarta:

„Ja wam powiem, co to jest sprawiedliwość. Sprawiedliwość to kolanem w brzuch z ziemi w zęby w nocy skrycie nożem z góry w dół na magazyn okrętu przez worki z piaskiem wobec przeważającej siły w ciemnościach bez słowa ostrzeżenia. Za gardło. Oto, czym jest sprawiedliwość, kiedy musimy być twardzi i niezłomni, aby stawić czoło szkopom. Z biodra. Rozumiecie?”.

Rozumiecie?

Legii współczuję, prezesowi doradziłem, by przynajmniej nie zatrudniał jeszcze większych kretynów (Boże, jakież to dwuznaczne, przepraszam), właściciela zapytałem kto w ogóle wziął takich ludzi do brudnej roboty?

Powiem tak, byłem w Legii żołnierzem, miałem mundur i pistolet. I obserwowałem jak działa klub, który ma 22 sekcje i każdej jest najlepszy w kraju. Tenis, gimnastyka, ciężary, zapasy, kolarstwo, lekka atletyka, boks, piłka nożna, strzelectwo, pływanie, szermierka, jeździectwo, no kurde już mi brak pamięci, a to połowa dopiero! I wszystko to ogarniało kilku oficerów i kilkudziesięciu „skautów” w okręgach wojskowych, oni wyławiali najzdolniejszych młodych ludzi, i bez pytania zapraszali na dokarmienie i dokwaterowanie do Warszawy. Byli to fachowcy. W moim, 1986 roku, szefem był płk Żbikowski, biegacz, absolwent WAT, a jego zastępcy, brr, jakże inni niż Ebegenge. Stefan Paszczyk, od szkolenia (byłem jego sekretarzem, na zebraniach uczył trzydzieści lat temu jak używać kamery, jakie brać lekarstwa, kosmos – ten człowiek sześć lat potem w Barcelonie dał kadrze gospodarzy bodaj osiem złotych medali!). Szefem od piłki był Andrzej Strejlau, a trenerem młodziutki wówczas Jerzy Engel (Polskę stać na to, by taki fachowiec był bez pracy?). Gdzie człowiek się nie odwrócił napotykał ludzi wybitnych. Takich się gromadziło. W tym 1986 – dysponując pokojem ze stara szafą – pułkownik Lasota skaperował najlepszego piłkarza Lecha, Araszkiewicza, i najlepszego gracza Polski i Widzewa, Dziekanowskiego. I najlepszego młodzieżowca, Pisza. Kierownikiem drużyny nie była kobieta, tylko kierowca ministra sportu, też fachowiec. No i wtedy Legia na luzie ograła w pucharach Inter Mediolan. Zabawne, ale ten mecz oglądałem w mundurze. To był popis. A i tak Legię skręcili w rewanżu. Czerwona, spalony, standard… To samo w Barcelonie, wszędzie, nie tylko w Lozannnie.

* * *

A propos sądów – miałem sprawę karną. Najechał na mnie gość, który pruł motorem za szybko. Zanim mu to udowodniłem, zanim trzech kolejnych biegłych potwierdziło że gnał za szybko, zanim czwarty stwierdził iżbyłem trzeźwy jak dziecko, dwa lata to trwało, powyrzucali mnie z każdej możliwej pracy (z tych znanych to C+ i Wyborcza, mimo ze byłem najlepszy). No i facet złamał rękę, cudem, bo tak pędził że jego motocykl znaleziono, po hamowaniu, sto metrów dalej. Więcej, jako oskarżyciel posiłkowy żądał dla mnie dwóch lat więzienia, on, winny wypadku, w którym ja jechałem prawidłowo, a on nieprawidłowo.

Miałem farta i kasę, wygrałem. Nawet podwójnie, bo rozwiodła się ze mną żona (myślała że się zgolaszę), dzięki czemu od dziesięciu lat cieszę się wolnością. To bezcenne. Ale czemu o tym piszę? Otóż temu, że każdy z nas stanie kiedyś przed sądem, przeświadczony o swojej niewinności bądź malutkiej winie, a ktoś obcy o jego losach zadecyduje.

Otóż, w takim wypadku, lepiej mieć kasę. Albo jak Pawlak z „Samych swoich” – kilka granatów.

Kręcą nas jak chłopa w sądzie, przekładają papiery z jednej strony biurka na drugą, oni z tego żyją! Jest taki dowcip: adwokat przechodzi na emeryturę, i przekazuje sprawę którą prowadził synowi.

Syn następnego dnia przychodzi do domu i krzyczy: „Tato! Tato! Wreszcie wygraliśmy!”

A ojciec, wkurwiony totalnie:„To ja to prowadziłem 25 lat, żebyście mieli z matką za co żyć, a ty to zamknąłeś w jeden dzień kretynie?”

To nie jest taka sytuacja. Taka jest rzeczywistość.

* * *

Dobra, dawno o piłce nie pisałem. Załamuje mnie gra Korony (Taraś) i Lechii (przyjaciele). Jak słyszę w Gdańsku nie płacą nikomu i za nic, zatem może być to napompowany balon, nie dziwi mnie to wcale jak słyszę nazwiska Mandziara czy Piekarski. No, ale jutro ma być komplet, bo zaśpiewa Justin Timberlake. Nie znam, nie słyszałem piosenek, ale wiem że poprosił o piwo jamajskie, Jacka Danielsa i tequilę…

Chciałbym tam być.

* * *

Real tu był. Nie poszedłem, oni grają 75 razy w roku, czyli co pięć dni najrzadziej, cyrk objazdowy i tyle. Mam telewizor, a i też nie zawsze włączam. Stadion pustawy, a i tak ze dwa miliony euro  żeśmy z naszych dziurawych kieszeni dorzucili (Legia dychę) – tak oto biedacy w zębach dokładają kasę bogaczom. 12 baniek w tydzień – oj, Polska taka bogata? Zastanówmy się wspólnie.

Ale Real podziwiam za jedno. Za nieustępliwość w transferach. Kto by nie był prezesem, musi kupić, za wszelką cenę. 50? Dajemy 60! 80? Kładziemy 100! To są bałwani do kwadratu, to jest piramida finansowa, to zbrodnia na rozumie, ale to działa.

Aż któregoś dnia pierdolnie.

Najnowsze

Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
1
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś
Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...