Co roku mówi się o Celticu, że to już nie jest ta drużyna co kiedyś. Problem Szkotów polega na tym, że obecnie nie są na papierze nawet tak dobrzy, co rok temu, gdy zbierali łomot za łomotem w fazie grupowej, a w play-off mało co nie zostali wyrzuceni za burtę przez Szachtar Karaganda. Legia ma swoje problemy, ale warto też powiedzieć o kłopotach trawiących Celtic, bo tych też co nie miara.
1. Wyrwane serce drużyny
Scott Brown. Kapitan. Etatowy reprezentant Szkocji, a czemu to sami mieliśmy okazję się przekonać, gdy ostatnio wpadł do Polski i poustawiał naszych reprezentantów po kątach. Pomocnik, który równie dobrze czuje się w odbiorach (także gdy trzeba popracować łokciami), co przy rozegraniu piłki. W wielu przypadkach to właśnie Brown bierze na siebie odpowiedzialność za grę zespołu, a jest też liderem szatni, kimś, kto w trudnym momencie może poderwać drużynę do wytężonej walki.
Ten gość nie zagra z Legią. Jest kontuzjowany.
2. Dwa mecze na wyjeździe
Jest wyraźna różnica w grze Szkotów u siebie, a na wyjeździe. Dość powiedzieć, że w zeszłym sezonie przegrali w Kazachstanie z Szachtarem 0:2 i tylko dzięki zwycięstwu 3:0 na własnych śmieciach udało im się uniknąć kompromitacji. W fazie grupowej byli chłopcem do bicia, ugrali wyłącznie trzy punkty – oczywiście w domu, wygrywając z Ajaxem 2:1. Wymowny też przykład Barcy: na Camp Nou zakończyło się porażką 1:6, podczas gdy u siebie Celtic postawił o wiele trudniejsze warunki i przegrał 0:1 po golu w końcówce. Rok wcześniej wyszli z grupy, a 7 z 10 oczek nabili u siebie
Teraz na Celtic Park odbywają się igrzyska Commonwealth, a mecz z Legią odbędzie się na Murrayfield, w Edynburgu. Czyli, de facto, na arenie neutralnej. Zacytujmy Łukasza Załuskę z naszej ostatniej rozmowy: – To jest bardzo duże osłabienie, bo nie wiem, czy się tym interesowałeś, ale my na swoim stadionie praktycznie nie przygrywamy, w pucharach również.
3. Strzelanie ślepakami
Z drużyny, która dwa lata temu potrafiła pokonać Barcelonę 2:1, zostały strzępy. Z tamtej jedenastki zostało 6 graczy, ale odpadli niemal wszyscy najważniejsi. Sprzedany został Wanyama, za darmo odszedł Samaras, który wtedy wyprowadzał Szkotów jako kapitan. Nie ma też Miku, Wilsona i Ledleya. Oczywiście Celtic nie jest europejską potęgą, tu ciągle ktoś odchodzi, a w jego miejsce przychodzi zastępca. Sęk w tym jednak, że ostatnio co do transferów nie mieli nosa.
Jeśli chodzi o tyły, jest przyzwoicie. Sprawdził się obrońca Virgil van Dijk, który choćby samym Islandczykom strzelił dwie bramki. Defensywny pomocnik Stefan Johansen też systematycznie robi postępy, zaczął regularnie grać w reprezentacji Norwegii, ma pewny plac. Ale z przodu robi się dość dramatycznie.
Bardzo dużo obiecywano sobie po Derku Boerrigterze, którego kupiono z Ajaxu. Facet jednak póki co zawodzi na całej linii, w beznadziejnej lidze szkockiej grając w Celticu to i Patejuk miałby parę asyst i bramek, a Holender ukłuł ledwie raz, tyle też miał asyst. Dziś jego pozycja jest słabiutka, z Islandczykami zagrał kilkanaście minut.
Kupiony z Portugalii za dwa miliony Amido Balde to kolejny gość, który póki co okazuje się szrotem i trudno spodziewać się po nim cudów. Trzy gole w dwudziestu meczach, grywanie ogonów. Nie sprawdzili się też Rogić, Atajić, Bangura, a każdy z nich miał robić grę w ofensywie i strzelać sporo bramek.
W rezultacie dziś grywa sporo chociażby Leigh Griffiths, ściągnięty z angielskiej League One (!), czyli szału naprawdę nie ma. Jego partnerem jest Teemu Pukki, który nie przebił się w Schalke. Fin to obecnie, według samych kibiców Celticu, największa ofensywna armata w składzie. Przyglądamy się jego osiągom: 7 goli w 33 meczach, żadnego w Lidze Mistrzów. Z czym do ludzi?
Dodajmy też, że w tym sezonie Celtic nie kupił jeszcze żadnego zawodnika. Sami kibice przyznają, że tak słabej kadry nie pamiętają, a w porównaniu nawet z zeszłym sezonem jest o wiele gorzej – szczególnie w ofensywie.
4. Dzień dobry, którędy do szatni
Facet, który prowadzi Celtic, póki co wyprowadził swoich podopiecznych na dwa mecze. Ronny Deila przejął latem klub od Neila Lennona i sam dopiero uczy się tego zespołu. Wcześniej przez sześć lat prowadzi Stromsgodset, które w zeszłym sezonie doprowadził do sensacyjnego mistrzostwa Norwegii. Nie zrozumcie nas źle, to może być znakomity trener, kto go tam wie. Ale w tak krótkim czasie trudno każdemu trudno byłoby zbudować coś swojego, skutecznego, choćby i posiadać najlepszy plan.