Ekonomia zabija romantyzm. Pieniądz gardzi sentymentami. Rynek zaśmieca barwy logami orientalnych firm. 11 lat temu zarząd Laporty przegłosował na Walnym Zgromadzeniu decyzję obalenia najsłynniejszego bastionu katalońskiej dumy. Na koszulce FC Barcelony w 2006 roku „dobroczynnie” pojawił się UNICEF. Później poszło jak w czeskiej komedii: Fundacja z Kataru okazała się Liniami Lotniczymi z Kataru, a to koncern od mikroprocesorów, tudzież turecka firma od sprzętu AGD. Z klubowego symbolu czczonego dekadami zrobiono najdroższy na świecie FCBaner. Tym razem zabrakło na nim skrawka na 3-centrymetrowe logo… katalońskiej TV3.
Futbol się zmienia. Banał. Athletic Bilbao się NIE zmienia. Ewenement. Ostatnia utopia w spłaszczonych realiach. Po tym jak Barca rozdziewiczyła swoją koszulkę na hiszpańskiej (europejskiej?) mapie futbolu zostali już tylko Baskowie z San Mames. Powiecie zaraz – „zaścianek”, albo „rezerwat”, którego jedynym celem jest zachowanie przy życiu lokalnego gatunku. W epoce post-bosmanowej skazywanie się na wybór piłkarzy wyłącznie urodzonych w regionie Baskonii (lub wychowanych w tamtejszych klubach), to jak podpisanie dobrowolnej rezygnacji z wygrywania. Świadome wykluczenie się z marzeń o sławie i pucharach. Filozofia Athletic ma się jednak wyśmienicie. Może dlatego, że nie spisano jej w żadnym statucie, nie widnieje w korporacyjnym handbooku wręczanemu każdemu nowemu członkowi Klubu Kibica. Jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. Słowem. Bo słowa nie da się od tak zreformować. To nie paragraf, na który można nanieść poprawkę.
W ostatnim stuleciu pokus opuszczenia baskijskiej enklawy było całe mnóstwo. Widmo spadku do Segunda Division nie raz kruszyło morale kibiców. Z kolei terrorystyczno-rasistowska łatka doklejana klubowym pryncypiom, stale irytowała krajową opinię publiczną. Debata trwała (i trwa) nieustannie. Co daje nam nasza osobliwa filozofia? A co odbiera? Z jednej strony: historia, tradycja, ludzie, charakter – bezwarunkowe wartości nie podlegające euro-miarce. Z drugiej strony sportowa nostalgia i minimalizm w pogoni za trofeami. A czasami po prostu najzwyczajniejsza w świecie bezsilność… Ogarnia cię, gdy nie wiesz jak i na kogo możesz wydać 76 milionów euro zarobione na sprzedaży Javiego Martineza i Andera Herrery.
Athletic od 30 lat nie wygrał ani jednego pucharu. Za kadencji Bielsy Baskowie zagrali w finałach Pucharu Króla i Europa League, ale oba przegrali z kretesem. W tym sezonie będą dobijać się do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Nie zamierzają jednak z tego powodu zbroić się po zęby, nie ściągną najlepszych piłkarzy z Kraju Basków. Pozostaną wierni filozofii, nawet jeżeli nie uda się zarobić milionów na europejskiej scenie. Nawet, jeżeli jakimś cudem spadliby z Primera Division, w której rywalizują nieprzerwanie od sezonu 1928/29. Bo lokalna tożsamość jest dla nich najważniejsza. Nie wystawiają jej na sprzedaż.
Kibic Barcelony musi zadać sobie proste pytanie: warto wydać ponad 80€ na nową koszulkę azulgrana? Warto wspierać z własnej kieszeni marketingowe przedsięwzięcie klubu? Przedsięwzięcie, które już na zawsze zerwało z ponad stuletnią tradycją? „Nasze kolory, wasza koszulka, nasze trwałe przywiązanie, wasze dochody” – Els valors głośno słychać odpowiedź na NIE coraz liczniejszej grupy cules. Zwolennicy odpowiedzi na TAK zasłaniają się biznesową logiką i presją rynku. Chcesz mieć Neymara – płać, nie chcesz, żeby konkurencja podwędziła ci Suareza – płać. Chcesz, żeby twój produkt był najwyższej jakości, w najlepszym opakowaniu i jeszcze wygrywał wszystkie możliwie konkursy piękności – płać. Pieniądz leży dziś na ulicy w Barcelonie, Paryżu, Nowy Jorku, ale też Stambule, Dżakarcie czy Quito. Trzeba go tylko podnieść zanim zrobi to ktoś za ciebie. Trzeba rozpychaćsię łokciami w walce o portefel azjatycko-amerykańskiego klienta. Kilkanaście tytułów w czasie złotej ery Guardioli, fama Messiego – to wszystko pozwoliło Barcy wejść na sam wierzchołek finansowej góry. Żeby się na nim utrzymać do obrotu handlowego postanowiono włączyć najważniejszy majątek. Tożsamość.
Za nami dopiero ¼ letniego okienka transferowego, a Barca już wydała na wzmocnienia najwięcej w całej swojej historii – 125 milionów euro (Ter Stegen, Bravo, Rakitić, Suarez). Rewolucja, na którą stać Katalończyków także dlatego, że potrafili umiejętnie sprzedać tożsamość klubu za 75,5M€. Tyle Barca zarobi w nadchodzącym sezonie z reklam/logo umieszczonych na nowej koszulce. Qatar Airways zapłaci 32 miliony euro, Nike – 30, Beko – 10 a Intel – 5 (minus 1,5 miliona, które klub wpłaca charytatywnie na konto UNICEF). Jest bardzo możliwe, że FCB po najgorszym sezonie od 6 lat, znowu zacznie zdobywać trofea, może nawet wkrótce wygra Ligę Mistrzów. Do tego ten klub jest stworzony, na to ma potencjał. Jak Bayern, Real, Manchester United, etc. Co się jednak stanie, kiedy triumfy przysłonią porażki, afery, przepłacone transfery? W jakiej skorupie będzie mógł schronić się sfrustrowany kibic? Wytrze sobie łzy w logo Beko? Ucałuje herb, jeżeli w ogóle go odnajdzie? Co sprawi, że mimo klęski wciąż bedzie dumnie prężył pierś chełpiąc się nieskażoną tożsamością? Kto wytłumaczy mu dlaczego i w jakim celu przestał być kibicem klubu wyjątkowego, niepowtarzalnego – jak Athletic – w skali światowej. Kto przekona go, że to nadal jest „Mes que un club”?
Socio Barcy nie jest naiwny. Nie patrzy tępo na otaczającą go rzeczywistość. Dostrzega jak ludzie zarządzający mega instytucją upaprali ją syfem po sam czubek. W 12 miesięcy. Medialne skandale, sankcje, ciuciubabka z FIFA. Wizerunkowo Barcelona straciła w ostatnim roku jeżeli nie wszystko, to przynajmniej lwią część kapitału zgromadzonego w ostatnich dekadach. Po zamachu na tożsamość, wirus zaatakowował valors – transparencję (Neymar), lojalność (Abidal, Txema „President” Corbella – magazynier zwolniony bez słowa po 32 latach pracy), w kolejce czeka… filozofia. Wydawałoby się niepodważalny element puzzle Barcy. La Masia, canteranos, tikia-taka – na filary cule nikt jeszcze ręki podnieść się nie odważył. Na razie Neymar, Suarez, Rakitić, Bravo odkładają do lamusa czasy, w których jedynym nie-wychowankiem klubu na boisku był Dani Alves. Tak jest łatwiej.
RAFAŁ LEBIEDZIŃSKI
z Hiszpanii
Twitter: @rafa_lebiedz24