„Niemcy nas biją!”. To zdanie klasyka z samolotu idealnie pasuje do mundialu. I kolejne, zresztą to tytuł ich hymnu, przez lata zakazanego, ale przywróconego do łask: „Deutschland, Deutschland uber alles”, czyli Niemcy, Niemcy ponad wszystko. Ponad cały świat. I tak jest w istocie od wczoraj.
Co ciekawe, szkopy ograły po drodze (czasem sami, czasem przez sojuszników) takie gwiazdy jak Messi (oj, Maradoną jednak nie będzie już nigdy), Cristiano Ronaldo, Neymar, Suarez, Rooney itd., sami nie mając gwiazdy ani jednej. Żadnego wirtuoza.Czemu zatem wygrali? Myślę, że od reszty świata różnią ich tylko dwie sprawy. Dyscyplina i medycyna.
Dyscyplina? Ktoś dał przykład. Jak w Niemczech rząd ogłosi, że dla oszczędzania prądu trzeba gasić światło o piątej, to fryce pogaszą żarówki już za pięć piąta.A w Polsce? Ludzie pozasłaniają okna kocami.
Szwagier mój, Niemiec rdzenny z Hamburga (na ścianie miał zawsze list pochwalny od Adolfa z okazji urodzin, ojciec zginął na froncie wschodnim), otóż ten Eberhardt opowiadał inną pouczającą historyjkę. Robotnik na budowie prosi majstra o olej do taczki.
Majster: – A na co ci olej?
– Bo jak jadę taczką, to ona robi piii, piii, piii…
Majster idzie do kantorku, a za chwile wychodzi i bach! Zwolnienie dla robotnika z pracy!
– Za co? Za co? – słychać lament.
– Bo u mnie taczka musi robić pi, pi, pi, pi pi, pi!!!
To może dlatego „Atlasik” pięknie naśladował niemieckie porządki: Rrrobić, rrrobić, polska świnka!
Dobra, do Niemców nic nie mam, choć zbrodnie jak wiadomo wybaczone zostaną dopiero po dziesięciu pokoleniach. Ale do rzeczy – punkt kolejny, medycyna. No widać gołym okiem, że tak doskonałego przygotowania fizycznego nie da się osiągnąć sposobami tradycyjnymi. Rąbka tajemnicy uchylił kiedyś ich bramkarz Schumacher. Mianowicie pisze w sławnej książce Anpfiff, że na mundialu w Meksyku dawano im do picia jakąś dziwną miksturę. A on – wylewał ją zawsze do doniczki z kwiatami.
„Dziś tam chyba muszą już rosnąć śruby” – skwitował niegłupio.
No więc dyscyplina i medycyna to coś, co nas różni od sąsiadów zdecydowanie, choć niech żywi nie tracą nadziei. Dwa ostatnie mecze żeśmy zremisowali (2:2 i 0:0), a w październiku w Wawie mamy kolejną szansę, żeby nie tylko z nimi wreszcie wygrać, ale w dodatku z mistrzami świata (trzy razy laliśmy już urzędujących mistrzów – Brazylię, Argentynę i Włochy). Jak się nie uda, unmoeglich, przecież paniki nie będzie. Co trzeci Polak miał dziadka w Wehrmachcie, w tym premier, połowa polskich miast ma historię niemiecką (dlatego w terminologii Szczecin, Gdańsk czy Wrocław określać trzeba nie jako wyzwolone, tylko zdobyczne). W dziejach polskiej piłki mnóstwo było Niemców, tylko na takim mundialu 1938 aż trzech – Wilimowski, Piontek i Scherfke (strzelili wszystkie pięć goli z naszych pięciu). Po wojnie, II, pół kadry stanowili wehrmachtowcy (Cieślik miał szczęście, nie zdążył zginąć), paru walczyło w AK (Afrika Korps), jeden szczycił się służbą na łodzi podwodnej, a Blaut tak pisał ze zgrupowania kadry Polski do mamy: Meine Liebe Mutter, ja tu som, a reszta Poloki…
Ha, Górnika Zabrze założył szef hitlerowskich związków zawodowych górników. Gadocha mi opowiadał, że nie sprzedali ci tam gazety, jak nie poprosiłeś o… zeitung.
Albo ten dowcip „Ajwena”. Spóźniony kibic wbiega na Stadion Śląski, gdzie gramy z Niemcami.
– Jaki wynik – pyta nerwowo…
– Dwa zero dla naszych!
– A kto strzelił?
– Voeller i Rummenigge!
Niemcy pokazują nam, że można, a my – mamy króla strzelców Bundesligi, który niebawem zagra z siedmioma mistrzami świata w składzie, coś jak kiedyś Boniek w Juve. Zbyszek opowiadał, że już drugiego dnia ogrywał wszystkich w karty i siedział przy głównym stoliku w autobusie. Czy Robertowi wystarczy przebojowości? Chyba tak, warszawiacy nigdy się Niemców nie bali. Taki charakter.
Nie będę się silił na analizy taktyczne, zostawię to Gmochowi (on z germańcami, też mistrzami wówczas – 0:0, byliśmy lepsi!), poprzestanę tylko na okazaniu żalu, że Messi za cztery lata mieć będzie 31. Późno.
Leo wczoraj zgasił sam sobie światło.
I tak musiało być, bowiem Bóg może być tylko jeden. Maradona.
I to jedyne, co w piłce jeszcze nie jest niemieckie.