Reklama

Krótki oddech od mundialu: Legia przekonana, że ściągnie Michała Masłowskiego

redakcja

Autor:redakcja

21 czerwca 2014, 10:42 • 22 min czytania 0 komentarzy

Sprawa stała się aktualna przy okazji rozmów w sprawie transferu Igora Lewczuka, który w mijającym tygodniu podpisał trzyletni kontrakt z Legią. Mimo problemów zdrowotnych, postanowiono sięgnąć po Masłowskiego. Na razie porozumienia co do kwoty odstępnego nie ma, ale mistrzowie Polski są przekonani, że w końcu je osiągną. – W lipcu przeprowadzimy ten transfer – zapewniono nas przy Łazienkowskiej… – donosi dzisiejszy Przegląd Sportowy. W sobotniej prasówce, która oczywiście jest pełna mundialowych materiałów, przynajmniej we wstępie spróbowaliśmy chociaż na chwilę oderwać się od turnieju w Brazylii.

FAKT


Na początek bierzemy tradycyjnie pod lupę Fakt. Zaskoczenia nie ma: główny temat to mundial.

Image and video hosting by TinyPic

„Braterska wojna o mundial”. Czyli Niemcy kontra Ghana, a właściwie pewna dwójka na boisku.

Cztery lata temu na mundialu w RPA stali się pierwszymi braćmi w historii mistrzostw świata, którzy zagrali przeciwko sobie. Górą był Jerome Boateng, bo jego Niemcy pokonały na wypełnionym do ostatniego miejsca Soccer City w Johannesburgu Ghanę Kevina Prince Boatenga 1:0. Wtedy nie rozmawiali ze sobą od miesięcy i przed meczem na chłodno podali sobie ręce. Ot, jak każdemu innemu rywalowi podczas powitania. Dziś są ze sobą blisko związani i Jerome mówi o bólu, jaki będzie czuł bez względu na wynik, bo któryś z braci przegra. A Kevin-Prince przeciwnie, deklaruje, że będzie szczęśliwy bez względu na wynik, bo któryś z Boatengów wygra. Cztery lata temu temu bracia zerwali kontakty gdy w finale Pucharu Anglii Portsmouth – Chelsea Kevin-Prince brutalnie sfaulował Michaela Ballacka, wykluczając kapitana reprezentacji Niemiec z mundialu. Stał się wówczas dla kibiców nad Renem wrogiem publicznym nr 1, ale podpadł już wcześniej, gdy ten, w którego żyłach płynie krew legendy niemieckiego futbolu, Helmuta Rahna, strzelca zwycięskiego gol w finale MŚ w 1954 roku (po mamie, prawnuczce piłkarza), urodzony w Berlinie wychowanek Herthy, laureat nagrody im. Fritza Waltera dla najlepszego niemieckiego piłkarza do lat 19, zbuntował się i postanowił grać dla ojczyzny swego ojca, Ghany.

Leo Messiego ocenia… Dalibor Stevanović. Na pierwszy rzut oka, brzmi dość absurdalnie.

To będzie mundial Messiego, zobaczycie! – zapewnia Fakt pomocnik Śląska Dalibor Stevanović (30 l.), który miał okazję sprawdzić formę Argentyńczyka tuż przed mistrzostwami świata. W dzisiejszym meczu z Iranem Lionel Messi (27 l.) i spółka są zdecydowanymi faworytami. To jedno z tych spotkań, które „Albicelestes” muszą wygrać jak najmniejszym nakładem sił. Głównie chodzi tu o ich lidera, od którego formy zależą dalsze losy Argentyny w mistrzostwach świata. W pierwszym spotkaniu turnieju Messi strzelił gola i zadecydował o zwycięstwie 2:1 nad Bośnią i Hercegowiną. Problem jednak w tym, że jeden z najlepszych piłkarzy świata rozegrał w tym sezonie już 48 meczów, jest przemęczony, a w towarzyskim spotkaniu ze Słowenią (2:0) aż wymiotował ze zmęczenia. – Akurat ta sytuacja mi umknęła, ale słyszałem, że Messi ma duże problemy żołądkowe i te mistrzostwa nie będą dla niego łatwe. Gdy grałem przeciwko niemu, widziałem jak bardzo angażuje się w grę dla Argentyny. Nawet jeśli będzie zmagał się ze zdrowiem, to lekarze zrobią wszystko, by postawić go na nogi. Już podczas meczu towarzyskiego z nami był bardzo zmotywowany, a co dopiero będzie podczas mundialu! Jestem pewny, że da radę. Będzie walczył sercem – mówi Faktowi Dalibor Stevanović.

Image and video hosting by TinyPic

Fakt przepisuje z zagranicznej prasy wiadomość, że Cristiano Ronaldo stawia na szali swoją karierę: lekarze zabraniają mu grać i mówią o dwumiesięcznej przerwie, a on zapewnia, że jest gotów, by wyjść na boisko nawet jutro.

Zacytujemy jednak co innego – wywiad z Samsonem Siasią, byłym piłkarzem i trenerem reprezentacji Nigerii.

Jaki jest problem z drużynami z Afryki? Wygrywacie w juniorskich czy młodzieżowych mistrzostwach świata, a później są kłopoty. Z czego to wynika?
– Po części z dyscypliny, po części z przygotowań. Jest różnica w tym, jak trenuje się w Europie czy u nas. Jest też sprawa podejścia do trenerów. W Afryce niestety nie jest z tym najlepiej. Szkoleniowiec często jest pomiatany. Nie ma respektu ze strony swoich pracodawców czy też zawodników. To duży minus. Ale jedno jest pewne, w Afryce piłkarskich talentów nie brakuje.

Krótki oddech od mundialu: Legia przekonana, że ściągnie Michała Masłowskiego

Wspomniał pan o ciężkiej pracy szkoleniowców w Afryce. Pan też ma w tym swoje doświadczenia?
– Kiedy zostałem selekcjonerem „Super Orłów” i nie zdołałem wywalczyć awansu do finałów Pucharu Narodu, to działacze natychmiast mnie zwolnili. Brak cierpliwości naszych oficjeli to jedna z tych rzeczy, która sprawia, że nasz futbol nie odnosi takich sukcesów, jak mógłby. Jest wiele przykładów szkoleniowców w Europie czy Ameryce, gdzie trenerzy pracują latami. Nie zwalnia się po jednym czy dwóch przegranych meczach, jak ma to miejsce u nas.

Pan ma w tej chwili jakiś kontakt z Nigeryjską Federacją Piłkarską?
– Nie. Nie chcą tam teraz mojej pomocy. Mają swoich ludzi.

I jeszcze Mateusz Borek standardowo odpowiada na pytania czytelników. O ewentualny koniec hiszpańskiej tiki-taki, wzmocnienia Legii Piechem i Lewczukiem, a także…

Czy Steven Gerrard jest winny porażki Anglików w meczu z Urugwajem?
Niezależnie od wyników Anglicy grają o klasę lepiej niż w eliminacjach. Gerrard obronił miejsce w kadrze pod względem sportowym, co do tego nie mam wątpliwości. Hodgson zagrał odważnie, nie bał się zmian personalnych. Pytanie, czy taktycznie pomaga tej drużynie? Zaryzykował wymianę zawodników na młodszych, ale ma problem z odpowiednim ustawieniem zespołu. Oczywiście, można powiedzieć, że Rooney nie strzelił setki z Urugwajem, a Gerrard podał Suarezowi, ale to jest spłycenie tematu. Jeden piłkarz nie może być winny porażki reprezentacji na mistrzostwach świata. Mówiłem, że Anglia nie wyjdzie z grupy i chyba miałem rację. Mimo wszystko spodziewałem się, że będzie gorzej, jeśli chodzi o styl. W hierarchii światowego futbolu zarówno Włosi jak i Urugwajczycy są lepsi od synów Albionu i tak to wygląda w Brazylii. Ciężko się było spodziewać czegoś wielkiego po drużynie, która na Stadionie Narodowym była gorsza od Polski. W Polsce mamy wielu fanatyków Premier League, ale nie zapominajmy, że prym wiodą tam zawodnicy z zagranicy.



RZECZPOSPOLITA


„Bogaci niespełnieni” – Piotr Żelazny o Anglikach.

Rooney, Gerrard czy Lampard zrobili kariery w klubach, ale z Anglią niczego nie wygrali. Mundial to ich ostatnia szansa. W każdym kraju, który odnosił sukcesy piłkarskie, istnieje „złote pokolenie” czy „złota generacja”. Swoje mieli Brazylijczycy, którzy między 1958 a 1970 rokiem zdobyli trzykrotnie mistrzostwo świata, Francuzi, którzy w 1998 zostali najlepszą drużyną globu, a dwa lata później, w bardzo podobnym składzie, mistrzami Europy, mają je teraz Hiszpanie, których reprezentacja – rzecz bez precedensu – wygrała ostatnie trzy wielkie turnieje (Euro 2008, MŚ 2010, Euro 2012). „Złotych” drużyn było więcej. Niektóre swojego potencjału nie potrafiły do końca wykorzystać, jak chociażby Nigeryjczycy, którzy z Finidim George’em czy Nwankwo Kanu w składzie zdobyli złoto olimpijskie w Atlancie w 1996 roku i mieli wkrótce wygrać mundial. Nie wygrali. Portugalczycy urodzeni na początku lat 70. stworzyli drużynę dwukrotnych z rzędu młodzieżowych mistrzów świata. Luis Figo, Rui Costa, Nuno Gomes czy Paulo Sousa w seniorskiej piłce nie potrafili powtórzyć jednak triumfu, chociaż trzykrotnie byli bardzo blisko – doszli do półfinału Euro 2000, finału (u siebie, sensacyjnie przegranego z Grecją 0:1) Euro 2004 oraz do półfinału MŚ 2006.

Sporo nasłuchaliśmy się ostatnio o książce „Futebol. Brazylijski styl życia”. W Rzepie znajdujemy dziś rozmowę z autorem tej pozycji, Alexem Bellosem. Polecamy ten wywiad, bo jest naprawdę ciekawy.

W pańskiej książce piłka nożna jest przedstawiona jako centralny punkt życia w Brazylii. Jak to się stało, że ten sport tak się rozwinął, i dlaczego akurat w Brazylii?
– Chciałem przedstawić portret Brazylii, a ponieważ futbol jest tak istotny dla brazylijskiej tożsamości, nie da się opowiedzieć historii Brazylii bez opowieści o futbolu. Dlaczego właśnie w Brazylii futbol stał się tak ważny? Trzeba spojrzeć na rasową mozaikę tego kraju i prześledzić, skąd się ona wzięła. Brazylia przyjęła najwięcej niewolników wśród wszystkich krajów obu Ameryk. Ważne jest również, że zniesienie niewolnictwa nastąpiło tutaj później niż gdzie indziej. Przełom XIX i XX wieku to był początek nowej republiki brazylijskiej – czarni niewolnicy uzyskali wolność, ale nie mieli realnych perspektyw dobrobytu. Istniała biała bogata elita i czarna biedota. Futbol pojawił się tu pod koniec XIX wieku – przywieźli go Brytyjczycy. Rozwijał się wśród białej elity, która budowała sobie piękne stadiony i oglądała na nich mecze, ale także wśród czarnych, którzy grali na ulicach, na polach, na plażach. Czasem nie mieli nawet piłki, gracze używali wypchanych szmatami skarpet. Biali i czarni grali wówczas oddzielnie, ale w tę samą grę. W ten sposób futbol był pierwszą rzeczą, która zjednoczyła Brazylię. Kiedy reprezentacja grała swój pierwszy mecz w 1914 roku, cieszyli się zarówno biali bogacze, jak i czarni biedacy. To było niezwykle ważne, bo Brazylia nigdy nie toczyła wojen, ten kraj nie ma tych wielkich symboli narodowych, które znamy w Europie.

Ale na początku biali i czarni grali swoje mecze oddzielnie. Kiedy to się zmieniło?
Po wprowadzeniu zawodowstwa w latach 20. Od lat 30. następuje zasadnicza zmiana mentalności – ludzie zaczynają patrzeć pozytywnie na fakt, że Brazylia jest krajem wielorasowym. Futbol stał się wówczas lustrem, w którym Brazylijczycy oglądali samych siebie. Ono odbijało te cechy, które uznawali u siebie za najlepsze, dawało im przekonanie, że są szczęśliwym wielorasowym narodem. Ale była jeszcze jedna ciekawa rzecz. Brazylijczycy grali w piłkę inaczej niż piłkarze w innych krajach. To była sztuka, chodziło o to, by stworzyć spektakl, popisać się przed publicznością, pokazać, jak piękna jest ta gra. Właśnie w futbolu najpełniej było widać, jak ta mieszanka ras nadaje Brazylii pewną specjalną cechę. To również wtedy zaczęto wykorzystywać futbol do opowiadania historii Brazylii. Na przykład: dlaczego Brazylijczycy tak lubią się kiwać? Pewien czarny piłkarz wyjaśniał: Ciągle się kiwamy, dlatego że my, czarni, nie chcemy dotykać białych graczy, bo mogą nas pobić. Więc dryblujemy, żeby ich nie dotykać, nie prowokować. I tak nauczyli się ich omijać. W ten sposób historia rasowa pomaga wyjaśnić styl gry Brazylijczyków.

I na koniec Michał Kołodziejczyk z Sao Paulo – o tym, co się działo wczoraj na mundialu.

Włochy – Kostaryka. To był mecz dwóch drużyn, które wygrały pierwsze spotkania: Włosi 2:1 z Anglikami, a Kostaryka 3:1 z Urugwajem. I nie pierwszy raz okazało się, że wyciąganie daleko idących wniosków na podstawie półtoragodzinnej gry jest ryzykowne. Włosi, którzy zebrali wiele pochwał, tym razem na uznanie nie zasłużyli. Grali wolno, schematycznie, beznamiętnie, a Mario Balotellego nie było widać na boisku. Nawet Andrea Pirlo przysypiał i w tej sytuacji młodzież czuła się nieco zagubiona, a ten stan udzielił się chyba trenerowi. Cesare Prandelli zabrał na mundial 32-letniego Antonio Cassano i jeszcze dał mu koszulkę z numerem 10, co zawsze jest wyróżnieniem. Poprzedni trener Marcelo Lippi trzymał się od Cassano z daleka. Wiedział o jego wybuchowym charakterze i chciał mieć spokój w kadrze. Cassano pasuje do cwaniackiego włoskiego futbolu, ale obecna reprezentacja wydaje się mieć większe ambicje. Przebywał na boisku przez całą drugą połowę i niczego nie pokazał.

Mamy to wrażenie od pewnego czasu: w Rzeczpospolitej materiały o mundialu stoją na naprawdę wysokim poziomie. Warto zaglądać tutaj dla publicystyki.


GAZETA WYBORCZA


Objawił nam się mundialowy kopciuszek – prosto z Kostaryki.

Na siłę szukaliśmy czarnego konia turnieju, aż sam wyskoczył i wierzgnął. Kostaryka najpierw ograła półfinalistę mundialu 2010 – Urugwaj, a teraz finalistę Euro 2012 – Włochów i wyrzuciła z turnieju Anglię! (…) Przed mundialem niektórzy szeptali, że Kostaryka zebrała najlepszy skład w swojej historii. Teraz nie ma już wątpliwości – to lepszy zespół niż ten, który na mistrzostwach w 1990 r. ograł Szkocję oraz Szwecję i jedyny raz wyszedł z grupy. I jeśli w dzisiejszym futbolu operowanie pojęciem „czarny koń” ma jeszcze sens, jest już jasne, komu je przypniemy. Gdy Kostaryka rozbiła 3:1 Urugwaj, mogło się jeszcze wydawać, że to skutek braku Luisa Suáreza w drużynie rywali. Gdy na tle Urusów jak jamajski sprinter prezentował się Joel Campbell, mogło się wydawać, że to kwestia złej gry obronnej przeciwnika i jego zmęczenia ciężkim sezonem. Tymczasem z Włochami zobaczyliśmy powtórkę – świetnie zorganizowaną, grającą piłką, ale przede wszystkim doskonale przygotowaną fizycznie ekipę. Kapitalny mecz rozgrywali znów pomocnicy Christian Bolanos z Kopenhagi i Bryan Ruiz z Fulham, którego słowa wypowiedziane przed mundialem wszyscy lekceważyli: „Jedziemy do Brazylii rywalizować, a nie wziąć udział”. Zanim Włosi połapali się, że każdemu z nich trzeba zapewnić dodatkową obstawę, było już za późno.

Image and video hosting by TinyPic

Paweł Wilkowicz poświęca sporo miejsca Thomasowi Muellerowi. Czyli „niemiecki piłkarz nieoczywisty”. Ciekawe ujęcie tematu.

Kiedyś tacy jak on uchodziliby w niemieckim futbolu za błąd w systemie. Dziś jest jego dumą. Może cherlawy, ale bardzo groźny i trudny do wrzucenia w jakąś szufladkę. On nie gra w piłkę, on muelleruje. Swoje wielkie popołudnie na stadionie w Salvadorze kończył, stając do zdjęć z wolontariuszami przy autobusie Niemców. Bastian Schweinsteiger przekomarzał się tam na cały regulator z jakimś szalonym reporterem z Ameryki Środkowej, który robił wejście na żywo i usiłował z Niemcem porozmawiać, choć stali po dwóch stronach ogrodzenia. A Mueller trzymał się z tyłu, jakby to Schweinsteiger strzelił Portugalczykom trzy gole, a on był tylko rezerwowym, a nie odwrotnie. I jakby to Schweinsteiger już na początku swojego drugiego mundialu uzbierał w MŚ osiem goli. Tyle, ile Diego Maradona miał po czterech. Mueller ustawiał się do zdjęć, uśmiechał się, choć może byłoby bardziej prawdziwie, gdyby robił jakieś grymasy, bo takim go znamy z boiska. Jeśli zamkniesz oczy i wyobrazisz sobie Muellera, to raczej jak wrzeszczy po golach albo biegnie z pretensjami do sędziego czy rywala, a nie się uśmiecha. Nie tylko Pepe tak sobie wyobrazi, po prostu tak jest. Niektóre twarze są stworzone do śmiechu, inne do krzyku. Niektórzy ludzie po wejściu na boisko zmieniają się nie do poznania. I to jest właśnie taki przypadek. Jak napisał w „Guardianie” Barney Ronay, przyjechaliśmy do Salvadoru podziwiać Cristiano Ronaldo, „najbłyskotliwiej zaprojektowanego szybkobiegacza futbolu, szczyt prędkości, mocy i miłości własnej”. A przedstawienie ukradł chłopak, który nawet nie wygląda jak piłkarz. On ze swoim pozornym roztargnieniem pasowałby do starych czasów, mógłby dostawać podania od Michela Platiniego, tak samo na boisku niedbałego w obejściu. Albo być napastnikiem w Brazylii 1982, za Serginho. Może wtedy jedna z najwspanialszych drużyn w historii mundiali zakończyłaby jednak turniej mistrzostwem.


SUPER EXPRESS


Tabloid zaczyna od dramatu braci Toure – Kolo i Yaya, reprezentanci Wybrzeża Kości Słoniowej, w dniu meczu z Kolumbią stracili młodszego brata. 

Image and video hosting by TinyPic

W SE jak zwykle dużo różnych zdjęć i ramek – choćby ta, że Lewandowscy są na wakacjach – ale czytać nie ma co. Jedyna poważna propozycja to wywiad przed meczem Ghany z Niemcami. Rozmówca Anthony Yeboah.

Niemcy rozbili na początek Portugalię, a Ghana przegrała z USA. I teraz stoicie pod ścianą, bo musicie ograć Niemców.
– No tak, jeśli nie pokonamy Niemców, to o awansie możemy zapomnieć. A czy wierzę? Wierzę, ale będzie niezwykle trudno. Jestem zły na Ghanę i na całą Afrykę, bo to – jak na razie – nie są nasze mistrzostwa. W pierwszej kolejce tylko jedna drużyna z pięciu afrykańskich wygrała mecz – WKS. Ale w drugim już przegrali. I Ghana, i Afryka muszą się obudzić, zanim będzie za późno.

Tyle że Niemcy to taki rywal, który prędzej was dobije, niż pozwoli się wam obudzić….
– Też się tego obawiam, ale Ghana ma bardzo duży potencjał, tylko nie może sobie pozwolić na takie chwile dekoncentracji jak w meczu z Amerykanami. Tyle dobrze, że Niemcy samą nazwą zapewniają to, że nasi od początku będą czujni.

Reklama

W czym szukać nadziei dla Ghany?
– W zespołowej grze. Owszem, mamy kilka głośnych nazwisk, ale indywidualnymi popisami to oni rozstrzygali mecze kilka lat temu, a nie teraz. Obecny Essien to już nie ten Essien co z czasów Chelsea. To samo tyczy się Muntariego i Boatenga. To wciąż dobrzy piłkarze, ale muszą zagrać dla drużyny.

No, i to właściwie byłoby na tyle.


SPORT


Brazylia motywem przewodnim na okładce Sportu – ale nie ta piłka, tylko siatkarska, bo przegrała z Polską.

Image and video hosting by TinyPic

Tak jak robimy ze Sportem zazwyczaj, zapowiedzi i relacje omijamy szerokim łukiem bo tutaj sztampa stoi na niebywale wysokim poziomie. Są za to rozmówki – choćby z Janem Kocianem, ekstraklasowym cudotwórcą, o Kostaryce.

– Byli zdecydowanie lepszym zespołem od Włochów – podkreśla. – Grali bardzo mądrze, agresywnie, niesłychanie zaangażowanie na całym boisku. Mądrze się bronili i wyprowadzali groźne kontry.

Kostaryka w meczu z Urugwajem pokazała możliwości i wczoraj potwierdziła znakomitą formę. W ostatnim spotkaniu grupowym z Anglią „o pietruszkę”, zagra w rezerwowym składzie?
– Nie sądzę. Nikt nie będzie ryzykował, tym bardziej, że co by nie mówić, to jednak będzie to spotkanie z nie byle jakim zespołem, a z tak klasową drużyną jak Anglia. Oczywiście jestem przekonany, że dostaną szansę dublerzy lub ci zawodnicy, którzy do tej pory mniej grali, ale nie oczekiwałbym gry drugim składem. Zresztą podobnie będzie z Anglikami.

Włosi pokaz siły zademonstrowali w swoim inauguracyjnym występie z Anglią i gdy wydawało się, ze teraz pójdzie z górki, bo najsilniejszego przeciwnika już mają za sobą, włączyli wsteczny bieg, bardzo komplikując sobie sytuację. Co się z nimi stało?
– Włochom najwyraźniej zabrakło sił. Widać, jak dużo kosztował ich mecz z Anglikami. O ile jeszcze do przerwy mieli okazje, to już po przerwie nie istnieli na boisku. Nie stworzyli sobie sytuacji do zdobycia bramki. W drugich 45 minutach totalnie zawiódł Balotelli. Balotellego nie było w drugiej połowie na boisku.

Image and video hosting by TinyPic

„Amulety, rytuały, talizmany…”. Trochę mniej istotnych rzeczy z mundialu.

– Przed każdym meczem klękam przed swoją koszulką i modlę się, by nikt nie doznał kontuzji. Na boisko wchodzę zawsze najpierw prawą nogą i trzy razy robię znak krzyża – wyznaje kapitan reprezentacji Brazylii, Thiago Silva. (…) Swoje przyzwyczajenia, które mają zapewnić szczęście, ma także jeden z najlepszych piłkarzy na świecie, Cristiano Ronaldo. Na mecz zawsze jeździ na tym samym miejscu w autobusie, a przed wyjściem na murawę gładzi się po włosach. W trakcie mundialu w RPA słynny stał się kaszmirowy sweterek selekcjonera reprezentacji Joachima Loewa. Później został zlicytowany na cele charytatywne.

Obok mamy też rozmówki. Wypowiada się skoczek Maciej Kot, ale bądźmy poważni… O Portugalczykach mówi jeszcze Czesław Michniewicz.

Ale podniosą się?
– Jeśli Cristiano Ronaldo będzie w formie z baraży ze Szwecją. Bez niego są jak dzieci we mgle.

A jest?
– Akurat jemu trudno cokolwiek zarzucić po meczu z Niemcami. Biegał, strzelał, dryblował – ale był sam. A poza tym, spotkanie dobrze się dla niemieckiej drużyny ułożyło. Karny, czerwona kartka dla Pepe…

Tematy ligowe:
– Testowany w Ruchu Cristea tak naprawdę nie ustawiał nigdy meczów
– Piast bardzo szybko sprawdził kilkudziesięciu chętnych do gry

Jak widać, w Polsce w tej chwili dzieje się niewiele.


PRZEGLĄD SPORTOWY


Czyżbyśmy dziś mogli wziąć mały oddech od mundialu?

Image and video hosting by TinyPic

Oczywiście okładka to tylko pozory – w środku mistrzostwa świata zajmują jedenaście stron.

„Suarez już jest kwita” – pisze Jarosław Koliński.

Anglia nie cierpi Suareza, a on Anglii. Ona prześladuje go od trzech lat, nie chciała przymykać oka na jego mniejsze lub większe występki, więc zemścił się okrutnie i wyrzucił rywali za burtę mistrzostw świata. Gdyby to był film, żaden szanujący się producent nie wyłożyłby pieniędzy na ekranizację tak przewidywalnego scenariusza. Ale futbol takimi rzeczami się nie przejmuje, dlatego Urugwajczyk mógł strzelić dwa gole w Sao Paulo, a później stanąć przed kamerą i powiedzieć ze łzami w oczach: – W ostatnich latach zbyt wielu ludzi w Anglii mnie krytykowało. Chciałbym wiedzieć, co teraz myślą. Suarez po raz drugi zatem odegrał się na swoich przeciwnikach. Pierwszy raz udało mu się to w maju tego roku, kiedy strzelając 31 goli w Premier League nie dał Anglikom wyjścia – musieli włożyć mu na głowę koronę króla strzelców, a do rąk statuetkę dla Piłkarza Roku. Według niego nagrodę dla najlepszego zawodnika ligi powinien dostać już rok wcześniej, ale czuł, że ma zbyt wielu wrogów, by ktokolwiek na niego zagłosował. Teraz nie było innego wyboru, zbyt wiele zrobił dla Liverpoolu, zbyt dużo spektakularnych zdobył bramek, by na Wyspach mogli dalej udawać, że to żaden wyczyn. Ale to nie znaczy, że wówczas rachunki zostały wyrównane. Poczucie pełnej zemsty Urugwajczyk miał dopiero, gdy najpierw głową, a później mocnym uderzeniem prawą nogą pokonał Joe Harta. – Spełniło się moje marzenie, pojawiało się ono w mojej głowie często. Jeszcze kilka dni temu wydawało mi się, że nie będzie to możliwe, ale udało się – stwierdził.

I materiał z drugiego obozu – Michał Pol zastanawia się, czy Steven Gerrard stanie się kozłem ofiarnym.

Choć przed wyjazdem do Brazylii angielskie media kozłem ofiarnym kolejnego mundialowego niepowodzenia reprezentacji uczyniły zawczasu Waynea Rooneya – że nie jest liderem, kiepsko z jego skutecznością w wielkich turniejach, że gra za nazwisko i dawne zasługi – wygląda na to, że teraz całe odium spadnie na Stevena Gerrarda. Znów, jak w końcówce ostatniego sezonu Premier League, gdy Liverpool miał na wyciągnięcie ręki pierwsze mistrzostwo od ponad 20 lat, indywidualne błędy kapitana The Reds i reprezentacji Anglii przesądziły o niepowodzeniu. W kluczowym meczu z Chelsea Londyn poślizgnął się i przewrócił w decydującym momencie akcji, pozwalając, by Demba Ba będąc sam na sam z bramkarzem Liverpoolu strzelił pierwszego gola. W spotkaniu o wszystko z Urugwajem w Sao Paulo asystował przy obu bramkach rywali. Przy pierwszej po jego stracie Urugwajczycy przeprowadzili zwycięską akcję, przy drugiej piłkę po jego nieszczęśliwej główce przejął Luis Suarez i ustalił wynik meczu. Angielscy dziennikarze, z którymi w tzw. strefie mieszanej czekałem na piłkarzy, po meczu dyskutowali głównie o winie Gerrarda i jego przyszłości. Część twierdziła, że jako ostatni już reprezentant złotego pokolenia obok Franka Lamparda powinien zrezygnować z gry w kadrze, tak jak wcześniej zrobili to Rio Ferdinand i John Terry czy Ashley Cole, którego wykluczył Roy Hodgson. A kapitanem w jego miejsce powinien zostać Jack Wilshere, wokół którego zbudowana zostanie drużyna złożona z nowej generacji. Może i nie lepszej, niż ta odchodząca, ale lepiej umiejącej się porozumieć. Jego czas minął, jak Xaviego czy Ikera Casillasa w reprezentacji Hiszpanii.

Dalej mamy rozwinięcie materiałów tych, co w Fakcie
– Ronaldo chce zaryzykować
– Kolejny pojedynek Boatengów
– Samson Siasia przekonuje, że Nigeria może ograć Argentynę

Image and video hosting by TinyPic

Co dalej z Hiszpanami? Wystarczy ewolucja czy konieczna jest rewolucja?

Mundial w Brazylii miał być potwierdzeniem panowania reprezentacji Hiszpanii w światowej piłce i uhonorowaniem piłkarzy z fantastycznego pokolenia, którzy zdobyli już wszystkie tytuły. Jeszcze raz mieli zachwycić, po raz kolejny rzucić sobie pod nogi świat i w chwale ustąpić miejsca młodszym, nie mniej utalentowanym graczom. Porażki z Holandią i Chile wymuszą na nich podjęcie szybkich decyzji. Ominą ich uroczyste pożegnania, kilku z nich opuści nie tylko drużynę narodową, ale i kraj zamieszkania. Ta wyprawa już w pierwszym meczu zamieniła się w dramat. Obrońcy tytułu wracają do kraju. Przerżnęli te mistrzostwa w koszmarny sposób. Jednak, co ciekawe, nikt nie miesza ich z błotem, nie wyśmiewa. Raczej wszyscy im współczują i starają się wytłumaczyć. Pewnie ze względu na poprzednie sukcesy i wielki szacunek, na który wcześniej sobie zasłużyli. – To przesyt sukcesów i brak ambicji spowodował tę klęskę – wypalił tylko Xabi Alonso, czym wywołał burzę w szatni Hiszpanów. – Tyle tytułów wpadało nam w ręce, tyle meczów wygrywaliśmy łatwo, aż przestaliśmy się doskonalić, ciężko pracować. Zapomnieliśmy, że wszystko trzeba wywalczyć, wybiegać. Inni harowali, szykowali się, a my chwaliliśmy się tylko tymi wszystkimi pucharami – mówił pomocnik Realu Madryt. Rozżalony, bo właśnie po mundialu w Brazylii miał zakończyć reprezentacyjną karierę. Był zszokowany, że musi odchodzić w takich okolicznościach. Niesamowita seria hiszpańskich piłkarzy trwała od 2008 roku i wydawała się nie mieć końca. Najlepszym tego przykładem byli piłkarze Barcelony, który w tym czasie zdobyli 19 tytułów! W 2008 roku zostali mistrzami Europy, w następnym sięgnęli po wszystkie sześć dostępne w rywalizacji klubowej, a rok później wygrali jeszcze mundial w RPA. Nie mieli już niczego do zdobycia. Choć zarzekali się, stracili naturalne motywacje – osiągnięcia zaszczytów i wielkich pieniędzy. Została im tylko sława i honor. Już tylko się bronili, jak dawne imperia dumne ze swojej wyższości i kultury, walczące z napierającymi zewsząd hordami barbarzyńców. Wynik takich starć zawsze z góry był przesądzony, to tylko kwestia czasu.

To tyle, jeśli chodzi o mundial. Tymczasem w Polsce Legia chce ściągnąć kolejnego piłkarza i to kolejnego z Zawiszy.

Image and video hosting by TinyPic

Mistrzowie Polski chorują na Masłowskiego od dawna. Zimą próbowano sprowadzić go do Warszawy, ale wtedy właściciel Zawiszy, Radosław Osuch, zażądał za swojego zawodnika aż milion euro. Owszem, legioniści mają pieniądze, ale tak znaczących środków ani myśleli inwestować. Proponowali połowę tej kwoty, ale oferta została odrzucona. Ściągnięto Ondreja Dudę, trzykrotnie tańszego i pięć lat młodszego. Nie znaczy to, że zrezygnowano ze zdobywcy ośmiu bramek w minionym sezonie ekstraklasy, choć bardziej oczywisty wydawał się wyjazd piłkarza do zagranicznego klubu. Szczególnie, że Osuch zapewniał, iż ma na niego oferty opiewające na 3 miliony euro, co stanowi równowartość rocznego budżetu zdobywców Pucharu Polski. Sprawa stała się aktualna przy okazji rozmów w sprawie transferu Igora Lewczuka, który w mijającym tygodniu podpisał trzyletni kontrakt z Legią. Mimo problemów zdrowotnych, postanowiono sięgnąć po Masłowskiego. Na razie porozumienia co do kwoty odstępnego nie ma, ale mistrzowie Polski są przekonani, że w końcu je osiągną. – W lipcu przeprowadzimy ten transfer – zapewniono nas przy Łazienkowskiej. Nie ma się co spieszyć, bo zawodnik i tak na razie nie jest zdolny do gry. Działacze chcą wynegocjować przystępną kwotę odstępnego i zagwarantować Zawiszy duży procent z kolejnego transferu piłkarza.

Image and video hosting by TinyPic

I jeszcze stała rubryka felietonistów – Borek, Włodarczyk i Stanowski. Spójrzmy na tekst tego ostatniego.

Artysta głodny jest o wiele bardziej płodny – śpiewał Kazik Staszewski i to jest w sumie także istota sportu. Przeróżne wady miewają piłkarze. Niektórzy są wolni, inni wolno myślą, niektórzy dysponują prymitywną techniką, kolejni są wiotcy i wywracają się przy każdej okazji. Bywają zawodnicy głupi jak but albo rozkojarzeni, leniwi i zakochani w sobie. Wymienić moglibyśmy dziesiątki cech, które nie pomagają w grze w piłkę. Jednak najgorszym piłkarzem nie jest ten gruby, albo wolny, albo kiepski technicznie. Najgorszym piłkarzem jest piłkarz syty. Po takim spodziewamy się jeszcze wielkich wrażeń, jeszcze próbujemy dostrzec dawną magię, ale jej już nie ma – bo piłkarz syty nie potrafi pożądać zwycięstw. I zawodzi. Siebie i nas. W ostatnim czasie wiele razy – czy to w programach telewizyjnych, czy w audycjach radiowych – zadawano mi pytanie: kto będzie mistrzem świata? Ani razu nie udzieliłem odpowiedzi: Hiszpania. Jej sukces nie zdziwiłby mnie szczególnie, bo czyż można się dziwić, gdy wygrywają genialni piłkarze? Jednak powstrzymywałem się – coś mi mówiło, że Hiszpania nie wygra. Spodziewałem się, że zdarzy się jakiś troszkę przypadkowy mecz, w którym wszystko pójdzie nie tak. A że w finałach mistrzostw świata jedno spotkanie wyrzuca cię za burtę Myślałem sobie: ktoś nagle się poślizgnie, w ćwierćfinale na przykład, nie uda się wyrównać – bo taki jest futbol. I pewna era się skończy. Ale nigdy nie przeszło mi przez myśl, że Hiszpania nie wyjdzie z grupy, była moim pewniakiem do pierwszego miejsca, sądziłem, że porażka dopadnie ją później, znienacka.






ANGLIA: Zawiedli na całej linii

Hodgson nie szuka winnych, mówi wprost, bez ogródek: – Zawiedliśmy. Mieliśmy wielkie nadzieje przed przyjazdem do Brazylii, chcieliśmy sprawić, by cały kraj byłz nas dumny. Nie mam więcej słów, odczuwam wielką pustkę – przekonuje trener Synów Albionu. Poza tym póki co brak dłuższych opracowań, prasa skupia się na relacjach z meczu Włochy – Kostaryka, a także na plotkach dotyczących przyszłości Suareza. Stoczyć o niego bój mają Barca z Realem.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic


WŁOCHY: Pobici

„La Gazetta” uważa, że Włochy wyglądały na zespół bardzo zmęczony i zastanawia się jak to możliwe, by tak prezentowali się Włosi już na tak wczesnym etapie mistrzostw. Mieli przypieczętować awans, a tymczasem stoczą ciężki bój z Urugwajem. – Potrzebujemy więcej energii i lepszej organizacji – przekonywał Prandelli. Dużo krytyki też spadło na Balotellego. „Corriere” swoje publikacje ma w mniej krytycznym tonie, więcej tu o wierze i tym, że wciąż awans jest przecież niezwykle blisko – wystarczy remis w ostatnim meczu.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic


HISZPANIA: Krajobraz po bitwie

Xabi Alonso ma opuścić reprezentację, nie pisać się na kolejną eliminacyjną kampanię. Fani przekonują z kolei, że powodem porażki był brak „głodu” sukcesów a także słaby stan fizyczny zawodników. Zajechani sezonem? Cóż, na pewno fakt, że niemal wszyscy gracze musieli rywalizować tak długo na wielu frontach nie pomógł. Z kolei Del Bosque jeszcze nie zdecydował o swojej przyszłości, natomiast prasa hiszpańska już zdecydowała o przyszłości Suareza: chcą go w Primera Division, ma grać w Realu.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Najnowsze

Ekstraklasa

Skorża, Frederiksen czy ktoś inny? Lech Poznań i poszukiwanie trenera idealnego

Szymon Janczyk
0
Skorża, Frederiksen czy ktoś inny? Lech Poznań i poszukiwanie trenera idealnego
MMA

Błyskawiczny finisz w wielkiej walce KSW. Wrzosek rozbił Szpilkę!

Sebastian Warzecha
4
Błyskawiczny finisz w wielkiej walce KSW. Wrzosek rozbił Szpilkę!

Komentarze

0 komentarzy

Loading...