Piłka nożna ma wyjątkowy talent do tworzenia filmowych scenariuszy, opowiadania historii pełnych smaczków. Taka mogła przydarzyć się i dzisiaj za sprawą Roberta Lewandowskiego. Mierzył się przecież ze swoim przyszłym pracodawcą, z przyszłymi kolegami z szatni, a jednocześnie żegnał z Borussią. Łatwo wyobrazić sobie taki tok wydarzeń, przez który o finale Pucharu Niemiec mówiono by tylko i wyłącznie przez pryzmat Lewego: ot, po pierwsze, gdyby dał BVB zwycięstwo. Piękne pożegnanie. Albo inaczej, gdyby zmarnował doskonałe sytuacje, i – de facto – “dał” pierwszy puchar swojemu nowemu klubowi.
Jednak piłka nożna tak jak potrafi być doskonałym reżyserem, tak jednocześnie jest reżyserem chimerycznym, nie zawsze mającym dla nas coś wyjątkowego w zanadrzu. Lewy w dzisiejszym meczu przez większość czasu był aktorem w najlepszym wypadku drugoplanowym; na pewno nie był statystą, ale spotykaliśmy go w rolach dość osobliwych. Nie powiemy, imponowało to, jak momentami pracował w defensywie. Fajnie przedarł się raz czy drugi bokiem, udowadniając tym samym, że ostro popracował nad dryblingiem, choć i samą siłą fizyczną obecnie jest w stanie przestawiać obrońców. Ale w decydujących momentach jego akcje były kasowane, tak jak choćby wtedy, gdy długimi wyjściami piłki przejmował Neuer, definicyjny przykład nowoczesnego ustawienia bramkarza, czyli “golkipera-libero”. Trzeba naturalnie podkreślić, że jedną sytuację “Lewy” skasował sobie sam – usadził na ziemi Hobjberga, miał czystą pozycję, ale przestrzelił.
Oczywiście, mógł dzisiaj zaliczyć asystę. Gdyby uznano gol Hummelsa, nikt nie miałby chyba większych pretensji. Piłka, co jasno widać na powtórkach, przekroczyła linię bramkową.
Problem tkwi tutaj w tym, że Hummels mógł być na spalonym. Minimalnym, centymetrowym, gdzie na spalonym złapamy został nie on, a czubek jego buta, jednak to mimo wszystko wykroczenie. A może wcale nie i to kwalifikuje się jako bycie na linii? Naprawdę, nie jesteśmy tak biegli, tęższe głowy powinny rozstrzygnąć ten problem.
Prawdą jest, że koniec końców Bayern w pełni zasłużył na zwycięstwo. Sam Muller miał cztery okazje do strzelenia gola, to wymowne, Lewemu partnerzy nie stworzyli ani jednej tak dogodnej. Może i wynik otworzył wielbłąd Weidenfellera, ale tak czy inaczej, Borussia zrobiła dzisiaj za mało. Kto wie, czy nie najlepsze okazje mogłaby stworzyć po rzutach wolnych, gdyby nie to, że w fatalnej formie strzeleckiej był dziś Reus? Pozycje były naprawdę dogodne.
Nie będziemy zbyt długo rozpamiętywać tego meczu. Tak naprawdę wiecie z czego go zapamiętamy? Po pierwsze, z tego, że na trybunach był Tom Hanks. Jednak Forrest Gump i Szeregowiec Ryan na trybunach meczu piłkarskiego to niecodzienna sytuacja.