Lanie wody. Taka mi myśl przychodzi na ten święty poniedielnik (trzeba się uczyć języka nowych panów), mianowicie wszyscy lejemy wodę. Ba, najbardziej dotyczy to jednak nie chłopców z wiadrami, tylko dziennikarzy sportowych z piórami. Wow, bylibyście zdumieni, jak wiele historii o których czytacie, są kompletnie nieprawdziwymi. Ha, Marek Hłasko, mój idol, nazwałby to i usprawiedliwiłby określeniem “prawdziwe zmyślenie”, czyli coś co mogłoby mieć miejsce. No więc tego lania wody całe są w historii dziennikarstwa potoki, ale… – jak już przy świętach jesteśmy – lepsze to chyba od chrzanienia, pieprzenia i przysalania…
Jak sięgam pamięcią wstecz – najlepsze lanie wody zaobserwowałem podczas ostatniego meczu polskiej drużyny w Lidze Mistrzów. Widzew grał w Madrycie z Atletico, dokąd podążyliśmy z Atlasem. On zdążył podpieprzyć stalowego Niedźwiadka, symbol Madrytu, prezent od gospodarzy (stoi zapewne gdzieś na półce u wdowy), wychodzimy ze stadionu jak zwykle chwiejnym krokiem, a tu w budce telefonicznej znajoma twarz. Michał Zaranek z “Przeglądu”. I mówi jakoś tak – kurde, muszę nadać jeszcze wypowiedzi, gadaliście z kimś?
No to ja, od razu: – Kiko powiedział to i to, Molina to i tamto… Atlasik się włącza: – A Caminero powiedział, że Widzew to świetna ekipa…
Dzięki, dzięki, słyszymy, Michał mocuje się z telefonem, idziemy w miasto.
Rano, na lotnisku, Michał szczęśliwy. Nadał, zdążył.
– To dałeś i Kiko, i Molionę, i Caminero? – nie mogę uwierzyć w tę fikcję.
– Tak! I dałem jeszcze Vizcaino, Santiego, Bejbla i Simeone!
No, jak ktoś chce się upewnić, to są roczniki, zszywki, 5 grudnia 1996. Ha, pewnie pierwszy raz – i to zasługa Zaranka – dla polskiej prasy wypowiedział się Simeone. Wam zostawiam wybór – wrócił na stadion, czy jednak lał wodę?
Jest to spory problem. Ponieważ siedzę w tym fachu ponad ćwierć wieku, widziałem bardziej niestworzone prawdziwe zmyślenia. Atlas wspomniany zrobił wywiad z mistrzem olimpijskim w płotkach Drutem, w dyskotece w Warszawie, zanim się nie okazało, że w tym czasie startował on na mityngu we Francji. Ja z bólem przyjmowałem wywiady z Beckenbauerem, a w Ł»yciu Warszawy Świder robił rozmowy z Beckhamem i Owenem. W laniu wody wyróżnili się czołowi pisarze Wyborczej (Hurkowski zawsze prostował, póki żył), i cała reszta. Ja wywiadów zmyślać nie musiałem, choć… też mi zarzucono nieprawdę. Pierwsi z brzegu: Trzeciak, Kucharski, Wójcik. Każdy kłamał. Ja to wiem, oni wiedzą, to mi wystarczy.
Z tym laniem wody jest jednak piękna sprawa – czasem zdarza się historia nie do uwierzenia. Ł»e, dajmy na to, Messi zatrzymuje się na schodach i godzinę opowiada o Barcelonie.
Są rzeczy w niebie i na ziemi, o których się nie śniło. Więc i na lanie wody trzeba podchodzić z ufnością. Tak nie było, ale mogło tak być.
Tyle że tworzy się świat fikcji, coś jak wiara w potęgę wojsk amerykańskich, podczas gdy przegrały one wszystkie ostatnie wojny.
To dotyczy nie tylko wywiadów. Także kwot transferowych, zarobków, woda, woda, woda, aż chlupocze i wylewa się z kaloszy.
Pewne rzeczy można zweryfikować, całe szczęście.
Na przykład niektórzy mówią – o obrońcach, że piłka może przejść, a napastnik nie.
Otóż prawdziwa wersja (copyright Krzysztof Budka, Wisełka), brzmi mądrzej znacznie, po krakowsku: – Piłka może przejść, napastnik może przejść, napastnik z piłką nigdy!
Ale tak się uczepiłem tej piłki, gdy kłamią wszyscy. Na przykład rzecznik policji bredzi od paru dni, że w czasie sławetnego pościgu na autostradzie za Niemcem, tenże szkopek tak pędził, że przejechał 30 kilometrów w czasie poniżej 5 minut!
Ł»e nikt się nie zastanowi i nie policzy, iż gdyby tak było w istocie (poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale nie), otóż musiałby on mknąć powyżej 360 kilometrów na godzinę!). Zatem rzecznik kłamie. Owszem, dałby może radę Schumacher w ferrari (Lewy sobie kupił za zniżkę z Bayernu, żeby to się tylko źle nie skończyło), ale Schumi jest w śpiączce i po Polsce póki co nie grasuje.
Albo taki bajer, że Hoeness dostał 3,5 roku odsiadki.
Ja widzę, że w szaliku siedzi sobie na stadionie i kibicuje, nie zdziwię się jak odbierze znowu Puchar Mistrzów.
Lanie wody. Jak mawiała o tejże cieczy i jej właściwościach moja ciotka:
Legenda oceaniczna.
Suche majtki na dnie morza.
* * *
Świątecznie pozdrawiam was, połykaczy kłamstw.