Nie tak to wszystko wyobrażał sobie Bayer, wypożyczając Arkadiusza Milika i nie tak to wyobrażał sobie sam Milik, przenosząc się do Augsburga. A przecież wydawało się, że plan jest jasny i całkiem realny: Leverkusen udostępnia piłkarza – i to w taki sposób, by nowemu pracodawcy opłacało się na niego stawiać – a on się uczy, ogrywa i po roku wraca. Problem jednak w tym, że zbyt wiele to Polak się nie nagrał.
Wystarczy wyciągnąć dziewięć ostatnich meczów Milika z ubiegłych dwóch miesięcy.
Freiburg – ławka
Hannover – 29 minut
Borussia M. – ławka
Schalke – 25 minut
Wolfsburg – ławka
Bayer – 19 minut
Mainz – ławka
Bayern – ławka
Hoffenheim – ławka
73 minuty, zero goli. Oto bilans Milika z ostatnich dziewięciu kolejek, choć powinien być to wynik z minionego weekendu. Niestety, trener Markus Weinzierl ma na ten temat nieco inny pogląd: w pierwszym składzie wystawia albo Saschę Moeldera, albo Raula Bobadillę i w zależności, którego z tej dwójki posadzi na ławce, tego potem wpuszcza na plac. Milik też zasiada obok trenera, ale podnosi się tylko na rozgrzewkę.
A plan był przecież zupełnie inny. Bayer, wypożyczając Milika, skonstruował umowę tak, aby chętnie na Polaka stawiano: im gra więcej, tym mniej trzeba za jego wypożyczenie zapłacić. Jakoś się Arek pokazał, w listopadzie kapitalnie wypadł na młodzieżówce (sześć goli w dwóch meczach), jednak w klubie ciągle nie mógł pójść za ciosem. Na początku roku zagrał od początku w trzech z czterech meczów, trafił nawet do siatki, choć rolę miał minimalnie ułatwioną – Bobadilla był akurat kontuzjowany.
– Nie boję się napisać, że Arek Milik – mój krajan z Tychów (podobnie zresztą jak Kuba Świerczok, Krzysiek Bizacki, Mirek Widuch czy Bartek Karwan) – ma dziś dość pewne miejsce w pierwszym składzie – stwierdził w cotygodniowym tekście na Weszło Radosław Gilewicz. Chwilę potem przyszedł mecz z Freiburgiem i problemy Milika zaczęły się na dobre. Polak nie gra, chociaż statystycznie gorszy wcale nie jest:
Milik: 619 minut, 2 gole
Moelders: 1071 minut, 2 gole
Bobadilla: 768 minut, 2 gole
Przyznajcie sami, to nie są rywale, przed którymi należałoby padać na kolana. To nie są też liczby, przed którymi ktokolwiek powinien odczuwać respekt. A mimo to Milik siedzi i patrzy, jak grają inni. Nie boimy się tego napisać, ale jeden z naszych największych talentów nie daje rady w Augsburgu. Za chwilę okaże się, że będzie musiał wracać do Leverkusen, gdzie Stefan Kiessling jest straszne mocno eksploatowany, a jego zmiennik, ściągnięty latem Eren Derdiyok nie daje żadnej wartości. Bayer, chcąc mieć konkurenta dla Kiesslinga, będzie musiał znów wybrać się na zakupy. A dla Milika znaleźć klub – taki, w którym będzie mógł więcej pograć.