Robert Warzycha jest trenerem Górnika Zabrze, mimo że nim nie jest. Prowizorka bywa w Polsce najtrwalsza, więc należy się do tego przyzwyczaić: będzie trenerem, mimo że nie będzie. Z jednej strony pokazuje to, iż przepisy licencyjne są nieżyciowe i że bardzo łatwo je omijać. Z drugiej – że jak nikt inny lubimy kombinować, a ustanowienie jakiegokolwiek prawa w Polsce każe od razu się zastanowić: jak je obejść?
Piłką rządzi pieniądz. Kto ma pieniądze, ten może… robić co chce? No niby tak. Nikt nie zabroni bogaczowi zatrudnić Rybansky’ego i wstawić go na bramkę chociażby w Chelsea, tak jak nikt nie zabroni budowania ataku w oparciu od Daniela Sikorskiego. Jeśli ktoś ma fanaberię, może działać wbrew interesowi własnej firmy i otoczyć się ludźmi bez kompetencji. Z jednym wyjątkiem – nie może zatrudnić trenera nieposiadającego uprawnień. Albo inaczej: musi zatrudniać chociaż jednego uprawnienia posiadającego, nawet gdyby ów trener miał robić za paprotkę.
Troszkę mi żal Roberta Warzychy, ale… tylko troszkę. Tyci, tyci. O ile nie trafiają do mnie argumenty, że niewykwalifikowany trener może piłkarzom zrobić krzywdę (gdzie są ludzie to mówiący, gdy kluby tworzą “Kluby Kokosa” nastawione na wyniszczenie niepokornych zawodników), o tyle myślę sobie: traktujmy ludzi równo. Dzisiaj Krzysztof Hołowczyc nie mógłby zostać taksówkarzem bez odpowiedniej licencji, mimo że jeździć samochodem przecież umie i zna topografię miasta. Jest masa zawodów, które wykonywać można po spełnieniu określonych warunków formalnych. Już nawet nie chodzi o lekarzy, bo przecież wykonywanie praktyki lekarskiej bez zezwoleń jest surowo zabronione. Ale zwykły księgowy musi posiadać licencję Ministerstwa Finansów – i nikt wtedy nie mówi, że licencja niepotrzebna, bo przecież pani Zuzanna miała w szkole piątkę z matmy, a w zeszłym roku wszystkim znajomym wypełniła PIT-y. Chcesz prowadzić samochód – musisz mieć prawo jazdy, chcesz prowadzić drużynę w Europie – musisz mieć licencję UEFA. Na każdym kroku ktoś coś od nas chce: jedno zaświadczenie, drugie, trzecie, czwarte, zgoda na to i na tamto. Spełniamy wymogi mądrzejsze czy głupsze bez mrugnięcia okiem. Kto chce być adwokatem czy prokuratorem, tego czekają długie lata starań o odpowiednie pozwolenia. Medycyna – to samo. A trener ma raptem zrobić kurs. Jak chcemy zanurkować z butlą, też musimy mieć kurs. Ciągle coś musimy.
Dlaczego akurat niewyedukowani trenerzy są w mediach tak bronieni? Dlaczego akurat im współczujemy? Dlaczego akurat wymagania im stawiane uznajemy za zawracanie głowy? Być może w istocie jest to zawracanie głowy, ale każdemu z nas państwo zawraca głowę raz po raz. Dostosowujemy się, kiedy jest to tylko potrzebne. Dlaczego trenerzy mają być ponad prawem?
Robert Warzycha nie ma matury, więc nie może zostać przyjęty na kurs trenerski. Cóż, jest to pewien problem, ale nie taki, którego rozwiązać się nie da. Proponuję następujące rozwiązanie… Uwaga: niech zrobi maturę. No przepraszam bardzo, ale nie jest to jakaś wielka sprawa. Dariusz Wdowczyk maturę robił już po zakończeniu gry w piłkę. Mógł? Mógł. Warzycha też może. Jak się troszkę dokształci, to krzywda mu się nie stanie. A że kształcenie się w tym wieku niektórym wydaje się upokarzające? Cóż, gdyby zrobił maturę w młodości, to by tego problemu nie miał. A że nie zrobił, to teraz ponosi konsekwencje wcześniejszych wyborów. Przypominam, że z Polski Warzycha wyjechał w wieku 27 lat – naprawdę w tym wieku większość osób edukację ma za sobą. Niektórzy oczywiście matury nie zrobili, bo uważali ją za zbędną. Tak widocznie uznał wtedy pan Robert. Jego wybór. Większość z nas maturę robiła, ponieważ wiedzieliśmy, że kiedyś do czegoś może się nam przydać.
Ł»yczę Warzysze powodzenia – zrobi maturę, zostanie dopuszczony do kursu, otrzyma warunkową licencję i będzie mógł trenować. A jak na razie mamy szopkę, zafundowaną przez nowego prezesa Zbigniewa Waśkiewicza. – Zatrudniając trenera Warzychę, byliśmy na 99 procent przekonani, że nie dostanie licencji na pracę w ekstraklasie. Dla formalności wystąpiliśmy o nią, ale zdawaliśmy sobie sprawę z nikłych szans powodzenia wniosku – powiedział na łamach “Gazety Wyborczej”. Jestem ciekaw, czy ten sam dziekan AWF (bo Waśkiewicz jest dziekanem) przyjmuje do swojej uczelni ludzi niewątpliwie zdolnych, acz niewykształconych. Na przykład po szkole smażenia kotletów. Jeśli tak swobodnie podchodzi do wszelkich uprawnień, to powinien być konsekwentny: niech przyjmie Warzychę na studia. Co, bez matury się nie da? To niech Warzycha udaje doniczkę, stojak na kwiaty, tablicę albo ambonę. A pan Dankowski – jak rozumiem, z maturą – będzie tylko podsuwał indeks.
Przepisy są głupie głównie z tego powodu, że tak łatwo je ominąć. Jeśli PZPN chce, aby ktoś je respektował, to musi obudować je odpowiednimi paragrafami. Kary finansowe, kary walkowerów – i tak dalej. A na początku pewnie wystarczyłoby wprowadzić przepis regulujący, kto konkretnie może siadać na ławce rezerwowych – aby nie było na niej miejsca dla osób postronnych, takich jak dzisiaj Robert Warzycha. No, chyba że zacząłby się podawać za rezerwowego piłkarza, ale to już byłby kabaret na całego.
Wymaganie licencji i jednoczesne przymykanie oka na ludzi, którzy pracują bez niej – to jest problem PZPN-u (a idąc dalej: UEFA, bo PZPN tylko realizuje politykę UEFA w tym zakresie). Trzeba się zdecydować: albo – albo. Albo maksymalne poluzowanie w tym zakresie, albo drakońskie kary za próbę obejścia prawa. W przeciwnym razie mamy sytuację jak teraz: Warzycha – facet bez matury, za to po kilku latach mieszkania w Stanach (Wow! Really?!) – przed każdym meczem wita się z sędziami i strzela sobie z nimi fotki. I wszyscy wkoło udają, że jest w porządku, bo przecież w protokole wpisano Dankowskiego. Jaki przekaz idzie w świat? Licencja jest ci potrzebna tylko po to, by występować podczas pomeczowych konferencji prasowych. Wszystko inne zrobisz bez niej.