TYLKO U NAS JAK W KAŁ»DY PONIEDZIAŁEK – PAWEŁ ZARZECZNY: Mundial w Brazylii. Już po losowaniu grup właściwie się zaczął. Tytuły biją, iż będzie najwspanialszy w dziejach. Śmiem wątpić, bo najwspanialszego w tym, że jest murowany faworyt, który może wystawić ze trzy jedenastki? Często zastanawiałem się czemu akurat tam są najlepsi piłkarze (poza tym, moim ściągniętym lata temu żartem rosyjskiego trenera – u nas noc, a u nich dzień, my śpimy, a oni trenują!). Otóż Brazuków jest 200 milionów, pięć razy więcej niż Polaków, zatem statystycznie tyle razy łatwiej znaleźć dobrego grajka.
Ale i to nie koniec – futbolowa pogoda trwa tam przynajmniej dwa razy dłużej, zatem to prawdopodobieństwo to już 10:1 na naszą niekorzyść (nie licząc przecież tych milionów dziwolągów z dżungli amazońskiej, równie niezwykłych jak tamtejsze rośliny czy zwierzęta). To jest całkiem inny gatunek ludzki.
Oczywiście rzec można, że Chińczyków czy Hindusów jest więcej. OK, ale nie futbol jest tam największą pasją. W swoich ulubionych sportach są najlepsi. W dodatku ten kraj wziął w karby dosyć swobodny naród i zorganizował go nie tylko futbolowo. Na przykład to polski rząd lata brazylijskimi samolotami, a nie na odwrót – oni polskimi. I w sumie nasza ostatnia przewaga, to ta wygrana Piekario nad tamtejszą Miss. Brazylii nie zatrzyma nic, mundial będzie nudny jak flaki z olejem, chyba że się postawią 80-milionowe Niemcy. Jak patrzę na grupy, aż dziwne jak wielu załapało się tam kelnerów, przynajmniej połowa. No, ale ktoś musi poodpadać, dobrze że nie będzie to Polska, nie lubimy przegrywać. A i tak wyślemy przecież reprezentację – będzie Boniek, Nawałka, Szpakowski, i wystarczy.
Kiedyś widziałem w tv filmik, jak to brytyjski premier w Brazylii spotkał się z tamtejszym prezydentem. I powiedział, żartując nie do końca jednak, że tego Lorda Admiralicji, który statkiem przywiózł przed stu laty tubylcom futbolówkę, należałoby srogo ukarać. Bo wychował całkiem nieświadomie konkurencję…

*
* *
Ciekawe wytłumaczenie 11 porażki Legii w ostatnich 4 miesiącach (niezła średnia). Ł»e piłkarze niezwyczajni grać co trzy dni…
Hm, całe życie grałem codziennie, ha, po kilka meczów dziennie, i nigdy nie tłumaczyłem się zmęczeniem – po prostu byłem cienki jak barszcz. Coś jak legioniści. No, ale na pociechę – jeszcze tylko raz łomot i wakacje (z pucharami to trzy plecki – ale potem zasłużona Dominikana).
Kto tym ludziom wmówił, że co trzy dni grać to ciężko? Właśnie czytam wypowiedź Gortata z Washington Post. Ł»e po trudnej serii spotkań teraz będzie lżej. Po dwóch dniach wolnych tylko 9 meczów Wizzards przez… 21 dni.
Tylko.

* * *
Zaskoczenie – w “PS” kapitalne zwierzenia Geworgiana, spisane przez Izę Koprowiak. Izę poznałem jak miała z 18 lat i w życiu bym nie pomyślał, że wydorośleje. A tu najpierw owinęła wokół długopisu Józka Wojciechowskiego, a teraz pięknie wzięła Wahana na spytki. Czyta się to jak Zolę (ale Emila, tego od naturalizmu, a nie Gianfranco), i tak się zacząłem zastanawiać czemu te wszystkie opowieści piłkarzy są tak podobne. Wódka, zarwane noce, kasyno, oszukiwani najbliżsi, w tym trenerzy.
Otóż życie piłkarzy niekoniecznie jest takie. Na przykład weźmy taką spowiedź zawodnika…
“Wstałem rano, ubrałem i nakarmiłem dzieciaki. Potem odprowadziłem je do przedszkola i szkoły. Chodzimy pieszo, bo benzyna droga. Wróciłem do domu, obudziłem żonę, i pojechałem na trening, do klubu trzeba autem żeby nikt się nie śmiał. Półtorej godziny biegania, zmarzłem, ale dodatkowo dziesięć minut ćwiczyłem wolne. Na pustą, bo nie było bramkarza. I do domu, zakupy, ugotowałem obiad. Skromny, nie płacą nam od pół roku. Potem po dzieciaki, zjedliśmy, no i odrabianie lekcji ze starszym, trudne są te zadania w podstawówce – żona do fryzjera poszła, jest chwila spokoju. Potem zabawa z młodszym w Indian, trafił mnie w oko. I gramy na komputerze, przy okazji wysyłam info do menedżerów, że strzeliłem już w tym roku dwa gole, na treningu. Potem kolacja, młodemu czytam bajki, ze starszym oglądamy serial, i spać. Jeszcze tylko wysprzątać duży pokój, bo mniejszy jutro, pozmywać, pranie nastawić (proszku zapomniałem, awantura będzie), no i spać. Na noc witaminy, jestem profesjonalistą…”
Ha, sądzę, że tak właśnie mijają dni połowy dojrzałych zawodników we wszystkich miastach w Polsce. Ale po pierwsze kto by chciał o tym opowiadać, a po drugie – kto chciałby to czytać…
Stąd powodzenie takich zwierzeń jak Wahana, Iwana, Szamo. Przynajmniej – jakby napisał Chandler – więcej w nich życia niż w mokrym kamieniu.
Szamo nie dał mi niestety swojej książki, jeszcze, ale spotkałem go w knajpie i miałem fantastyczną wersję audio, jak Boga kocham! Talent aktorski niezrównany.
* * *
Zdanie o pomysłach Platiniego. Nie jest pierwszy. Amerykanie, kiedy robili mundial, chcieli zrobić zamiast dwóch połówek kwarty. Ł»eby więcej napchać reklam. We wszystkich zmianach, tych projektowanych, o to wyłącznie chodzi. Kasa, misiu, kasa.
A Platini to przecież Misiu!
* * *
Z dwóch najsławniejszych obecnie Franciszków, jeden jest papieżem, a drugi piłkarzem. Jeden katolikiem, drugi muzułmaninem.
Bardziej – zastanawiające – ale podziwiam tego drugiego. I życzę mu Złotej Piłki.