Reklama

250 skautów, niezawodne sito. Po prostu FC Porto…

redakcja

Autor:redakcja

28 listopada 2013, 11:02 • 7 min czytania 0 komentarzy

Fenomeny piłkarskie, jak Ronaldo, Messi czy Ibra, zdarzają się w każdej generacji. Jeśli szukać fenomenu klubowego, najpoważniejszą kandydaturą byłoby FC Porto. Ulokowane w miejscowości o rozmiarach Radomia. Biorące udział w biednych jak na europejskie standardy rozgrywkach, bo z tytułu praw telewizyjnych sam Arsenal dostaje więcej, niż do podziału mają wszystkie kluby ligi portugalskiej. Sponsorzy? Ponownie przepaść, jak miedzy Pepsi a Polo-Cocktą. Porto za reklamy na koszulkach, czy też umowy z dostawcami sprzętu, dostaje mniej więcej dziesięć razy mniej, niż inne zespoły z europejskiego topu. Dysproporcja w zarobkach za sprzedaż pamiątek i gadżetów jest jeszcze większa. Ale mimo tych wszystkich przeciwności, niesprzyjających okoliczności, na futbolowym olimpie są stałymi bywalcami. W tym roku po raz trzeci z rzędu byli losowani w fazie grupowej Ligi Mistrzów z pierwszego koszyka, a według współczynnika UEFA są dziesiątą drużyną kontynentu. W czym tkwi ich tajemnica? Na jakich filarach opiera się ich model funkcjonowania, przynoszący od lat sukcesy zarówno piłkarskie, jak i finansowe?

250 skautów, niezawodne sito. Po prostu FC Porto…

Gdybyśmy chcieli wymienić z nazwiska wszystkich skautów Wisły, zajęłoby nam to pół zdania: Kuźba i Ł»urawski. Lista skautów Porto tymczasem ciągnęłaby się przez kolejne kilkanaście akapitów, bo klub zatrudnia ich 250, co potwierdził w wywiadzie dla „France Football” Antero Henrique, dyrektor generalny „Smoków”. – Pracuje dla nas ćwierć tysiąca fachowców i wysyłamy ich do wszystkich liczących się piłkarsko krajów świata. Są podzieleni ze względu na konkretne kategorie wiekowe, którymi się zajmują, albo też na specyfikę swojej obserwacji, dzięki czemu interesujący nas zawodnik może zostać oceniony dokładnie przez kilka osób, specjalizujących się w ocenie innych boiskowych atutów. Pracujemy systemowo nad „drużynami cieni”, czyli ustaleniem list potencjalnych jedenastek, które nadawałyby się do Porto – tłumaczył. Pod nieustanną obserwacją są więc tysiące zawodników z różnych roczników, bo szuka się zarówno graczy gotowych do pierwszej drużyny, jak i młodych adeptów do ekip juniorskich. Przykładowo ostatnio Porto stoczyło zażartą batalię z Benficą i Sportingiem o dwunastoletniego Lukę Da Silvę. – Musimy nieustannie penetrować rynek młodych piłkarzy. Tylko dzięki tej mrówczej pracy jesteśmy w stanie być konkurencyjni w stosunku do innych drużyn europejskich, które czasem mają dwudziestokrotnie większy budżet od nas – przekonywał prezydent Porto, Pinto da Costa.

Image and video hosting by TinyPic

Wyselekcjonować grupę talentów to dopiero pierwszy krok. Do zapisania czyjegoś nazwiska w notesie nie potrzeba podejmować żadnych negocjacji. Porto nie ma do zaproponowania wielkich pieniędzy, juniorzy w drużynie U-17 zarabiają po sto euro miesięcznie, również gracze pierwszego składu w skali europejskiej nie zbijają kokosów. Ale „Smoki” mają wiele innych atutów, które potrafią sprawić, że większość zawodników, którzy im się zamarzą, lądują na Estadio do Dragao. Portugalia to idealny kierunek dla zawodników z Brazylii, nie ma bowiem bariery językowej. Ogółem piłkarze z Ameryki Południowej szybko się tu adaptują, kultura życia oraz klimat są tu dość pokrewne temu, co dobrze znają. A na pewno jest znacznie więcej podobieństw, niż gdyby od razu przechodzili do Anglii, Niemiec czy też Rosji. Warto też podkreślić, że w Portugalii bardzo łatwo uzyskać obywatelstwo, a posiadanie paszportu Unii Europejskiej jest argumentem nie bez znaczenia na transferowym rynku. Oczywiście, w tym momencie Porto ma już markę prawdziwej kuźni talentów, tutejsza doskonała akademia to idealne warunki dla rozwoju gracza w każdym wieku. Porto wypuściło tez w świat dostatecznie wiele piłkarskich gwiazd, żeby jego mecze co tydzień oglądały tuziny skautów z całej Europy. To również działa na wyobraźnię zawodników, szczególnie, że dochodzi do tego też perspektywa gry w najbardziej prestiżowych rozgrywkach klubowych świata: Champions League. Trudno o lepszą arenę do wypromowania się.

Poza tym Porto ma też po swojej stronie jeden bardzo ważny atut, niedostępny dla innych. Tajną broń, a mianowicie Jorge Mendesa. Ten superagent, reprezentujący Ronaldo, Mourinho, a ogółem na ostatnich mistrzostwach Europy aż piętnastu reprezentantów Portugalii, ma w klubie z Estadio do Dragao potężne wpływy. Potrafi decydować o tym, kogo Porto ma zatrudnić, a kogo nie. W klubie nie protestują, za wiele doskonałych interesów zrobili na tej współpracy. To Mendes stał za transferami Pepe, Falcao, Bosingwy czy też Bruno Alvesa, na których Porto zarobiło krocie. Dla młodych piłkarzy jego wszechobecność w klubie ma ogromne znaczenie. Doskonale wiedzą, że jeśli będą się wyróżniać, trafią pod jego skrzydła. A ludzie Mendesa dzięki jego kontaktom mają otwartą drogę do wszystkich najlepszych klubów świata.

Reklama

Polityka transferowa jest budowana tak, by każdy zawodnik dawał w perspektywie szanse zarobku. Jak łatwo się domyśleć, kupowani więc są praktycznie tylko młodzi gracze. Średnia wieku sprowadzonych w ostatnich latach do pierwszej drużyny wynosi 22.8. W letnim okienku sprowadzono jedenastu zawodników, z czego najstarsi, bramkarz Sinan Bolat oraz lewy pomocnik Lica, polecany niegdyś do Wisły, mają po dwadzieścia cztery lata. W Porto wierzą też, że im więcej ryb, tym większa szansa, że znajdzie się wśród nich ta złota. Obecnie zakontraktowanych mają ponad sześćdziesięciu zawodników, naturalnie nie licząc tych na kontraktach juniorskich. Część ogrywa się w pierwszej drużynie, część w rezerwach, a wszyscy ci za słabi na pierwszy skład, a za dobrzy na drugi, są wypożyczani. Najczęściej do słabszych klubów Liga Sagres, gdzie młody piłkarz ma szansę na granie w dużym wymiarze czasowym.

To też bardzo ważny punkt polityki Porto, mianowicie obietnica szansy. Przyjdź do nas, a nie zmarnujemy twojego talentu, nie zmarnujemy twojego czasu. Każdy zawodnik jest prowadzony tak, by mógł grać jak najwięcej, dlatego też tak popularne są wypożyczenia. Porto samo rzadko pożycza piłkarzy, woli kupić pewien procent praw. Tak było choćby z Jamesem Rodriguezem, którego pozyskało do spółki z firmą menedżerską. W chwili, gdy potrzebowali pieniędzy, ze swoich siedemdziesięciu procent karty Kolumbijczyka jeszcze sprzedali część. Takie kreatywne podejście do negocjacji transferowych także nie raz wygrało im ładną sumkę. Choć ma to i swoje zagrożenia, ze sprzedaży Rodrigueza do Monaco otrzymali na przykład ledwie jedną trzecią pieniędzy.

Image and video hosting by TinyPic

Ogromną rolę w budżecie odgrywają również pieniądze z Champions League. Na nagrodach oraz prawach transmisyjnych mogą zarobić nieporównywalnie większe pieniądze niż w kraju, dlatego zawsze to CL jest dla nich priorytetem. W 2004 roku, gdy wygrali turniej, zarobili 25 milionów euro z samej UEFA, nie licząc dodatkowych zysków od stacji telewizyjnych. Łącznie z boisk w Lidze Mistrzów podnieśli już około 130 milionów. Gdy akurat nie zajdą zbyt daleko, albo gdy wyjątkowo w ogóle ma ich Liga Mistrzów, wtedy można być pewnym, że za chwilę na Dragao będzie wyprzedaż. Jeśli za chwilę Porto odpadnie z grupy, na co się zapowiada, to Jackson Martinez, Danilo albo Otamendi zapewne opuszczą Portugalię już zimą.

Ale tam gdzie są wielkie pieniądze, tworzy się też szara strefa. Porto nie jest bez skazy. Utrata szansy gry na arenie międzynarodowej to dla nich finansowa katastrofa, której za wszelką cenę trzeba uniknąć. W Portugalii wielu kibiców nazywa Porto najbardziej skorumpowanym klubem świata. Prezes Pinto da Costa był głęboko umoczony w skandale korupcyjne. Przez trzy dekady, w trakcie których zbudował potęgę „Smoków”, stał się jednak potężnym i majętnym człowiekiem. Otacza się znanymi politykami, ma swoje wpływy. Choć został doprowadzony przed sąd, który dysponował świadkami wśród sędziów i oficjeli, a także dowodami w postaci nagrań telefonicznych, sprawa rozeszła się po kościach. Oczywiście ponownie wywołało to falę domysłów, mówiono pokątnie, że wykręcił się dzięki swoim koneksjom. Porto wyszło z całego zamieszania bez szwanku.

Nawet, jeśli „Smoki” to w mniejszym lub większym stopniu drukarze, nie ulega wątpliwości, iż jako futbolowe przedsiębiorstwo działają doskonale. To fabryka gwiazd wartych grube walizki pieniędzy. Carvalho odszedł za 30 milionów do Chelsea, a w jego miejsce sprowadzono za półtora miliona Pepe z Maritimo. Potem on również został wytransferowany za 30 milionów, a z rezerw wprowadzono Bruno Alvesa. Odszedł do Zenitu za 22 miliony, a teraz na swoją szansę gry w bogatszej lidze czeka Otamendi. Za każdym razem odchodził gwiazdor, w jego miejsce pojawiał się człowiek znikąd, ale w gruncie rzeczy nie okazywał się gorszy. To efekt doskonałego systemu, na który łakomym okiem spogląda coraz więcej klubów. W czasach kryzysu wielu chciałoby go u siebie wprowadzić, a i polskim klubom mógłby dać do myślenia. Może jednak Ł»urawskiemu i Kuźbie przydałby się ktoś do pomocy?

Reklama

LESZEK MILEWSKI

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
5
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...