Reklama

Przegląd prasy. Po debiucie Nawałki: wstyd, przegrali jak zwykle

redakcja

Autor:redakcja

16 listopada 2013, 12:09 • 14 min czytania 0 komentarzy

Pach! Balonik pękł z dużym hukiem. Niby dawno powinniśmy do tego przywyknąć, w końcu każdy kolejny selekcjoner przeżywa to samo, ale rozczarowanie jest spore. Równe nadziejom, jakie odżyły w głowach kibiców. Nawałka miał wizję, od początku wszystko robił nieszablonowo, w sposób niespotykany dobierał sobie piłkarzy. Niestety kilka dni później już jak najbardziej szablonowo zebrał po dupie. Chrzest zaliczony. Sobotnie gazety nie pastwią się nad kadrą brutalnie, jakby wiedziały, że to czas eksperymentów, cierpliwość do Nawałki nie może wygasnąć po jednym spotkaniu. Niemniej spokój został poważnie zmącony.

Przegląd prasy. Po debiucie Nawałki: wstyd, przegrali jak zwykle

FAKT

Mimo, że jeszcze wczoraj w kontekście reprezentacji Fakt donosił, że nadszedł czas wygrywania, to sobotnie wydanie wita nas wyjątkowo mało odkrywczym, choć bardzo prawdziwym tytułem: NASI PRZEGRALI JAK ZWYKLE. Pomeczowych relacji nie mamy zamiaru cytować, więc tylko krótki fragmencik:

– Co wy robicie, Polacy co wy robicie?! – krzyczeli skonsternowani, sfrustrowani kibice we Wrocławiu. Pierwszy mecz Adama Nawałki zakończył się blamażem. Blamażem nie ze względu na wynik, a grę. Pierwsza połowa brutalnie pokazała, że drużyna narodowa to jednak nie to samo co gra w ekstraklasie. Eksperymentalnie zestawiona obrona popełniała szkolne błędy. Kibice zaczęli już w pewnym momencie kwitować kiksy śmiechem. Ironia trzymała się ich do końca spotkania. Gromkimi brawami nagradzali podania do tyłu do Artura Boruca. Zachęcali też piłkarzy Słowacji do zdobycia jeszcze jednej bramki…

Reklama

Stronę obok znajdujemy tekst o tym jak to Robert Lewandowski, zmieniając Borussię na Bayern, znajdzie się w finansowym eldorado. Choć w artykule bynajmniej nie chodzi o jegoi ndywidualne warunki kontraktu, ale o finansowe wyniki Bawarczyków, o których pisaliśmy w czwartek w tekście „W Bayernie nadal wszystko świeci się na zielono”. Przewracamy stronę, a tam informacja o tym, że Jarosław Bieniuk waha się, czy nie zakończyć latem kariery. Ktoś musiał usiąść z wrażenia? – Mam już 34 lata i mój organizm trudniej się regeneruje niż w przypadku młodych zawodników. Dlatego sam wiedziałem, że po rozegraniu ponad czterdziestu z rzędu meczów o stawkę w pełnym wymiarze, potrzebowałem trochę odpoczynku, bo fizycznie się nie czułem najlepiej. Do tego doszła słabsza forma – nie kryje Bieniuk.

Jest również tekst o tym jak to Marek Gancarczyk za korupcję zapłacił karierą, chociaż – tak Bogiem a prawdą – nie bardzo wiemy o jakiej to karierze jest mowa. Mistrz Polski trochę z przypadku. – Grałem wtedy w Polkowicach, a nie jest tajemnicą, że tam się kupowało mecze. Byłem wtedy w drużynie, ale nic nie wiedziałem, że składamy się właśnie na taki cel. Byłem jeszcze młody i głupi, a za głupotę trzeba płacić – mówi nam „Garnek, który nie został jeszcze skazany przez sąd, ale wyrok na niego już zapadł. PZPN zdyskwalifikował go na dziewięć miesięcy, co w praktyce oznacza zakaz gry w piłkę – czytamy.

Generalnie, materiały piłkarskie w Fakcie dzisiaj nie powalają.

RZECZPOSPOLITA

Koszmar trwa – tak „Rz” tytułuje swoją korespondencję z Wrocławia. Dość obszerny tekst. Dobry, prawdziwy. Jeśli ktoś chce przeczytać ciekawy materiał pomeczowy, ten się zdecydowanie nadaje.

Reklama

Nie da się pierwszego, lepszego obrońcy z ekstraklasy, ubrać w koszulkę reprezentacji Polski i wmówić mu, że jest najlepszy. Nawet, jeśli on sam uwierzy, nie uwierzą mu rywale. To, co działo się z kadrą przez ostatni tydzień, było, jak piękny sen. Przyszedł nowy trener, mówił o pocie, krwi i łzach. Po debiucie jego drużyny zostały nam tylko łzy. Adam Nawałka brutalnie zderzył się z rzeczywistością, obudzili go przeciętni Słowacy, którzy wygrali we Wrocławiu 2:0, a powinni wyżej. „Nie chcemy dalej zwałki, powodzenia dla Nawałki” – napisali kibice na jednym z transparentów. W pierwszej połowie animuszu starczyło na dwadzieścia minut. Trener przestrzegał, że nie nauczy wszystkiego swoich piłkarzy na jednym zgrupowaniu, ale wkrótce miało się okazać, że nie nauczył niczego. Słowacy przeczekali polską nawałnicę, patrzyli na nieporadnie wykonywane rzuty wolne i rożne, a potem ruszyli do ataku. Wolne i rożne to elementy, które inne drużyny potrafią wykorzystać, Polacy przed każdym zagraniem dawali sobie znaki, tak jakby mieli wypracowane jakieś schematy. Kończyło się to tak samo, jak za Franciszka Smudy, gdy nie ćwiczyli tego w ogóle.

(…)

Nowy trener ma poparcie prezesa PZPN Zbigniewa Bońka, który namaścił go na to stanowisko, czym wziął na siebie współodpowiedzialność za grę reprezentacji. Kredyt zaufania u kibiców Nawałka poważnie nadszarpnął już w swoim pierwszym meczu. Gdyby Polska wygrała z Kosznikiem i Olkowskim po bokach obrony, bez Ludovica Obraniaka, za to z Krzysztofem Mączyńskim (nie wyrastającym ponad przeciętność nawet w lidze) moglibyśmy mówić, że Fornalik czy Smuda byli ślepcami, a nowy selekcjoner jest wizjonerem. Teraz już wiemy, że Nawałka nim nie jest i trzeba dać mu czas. Nową drużynę musi budować z mozołem, bo niczego nie zmieni natychmiast. Pytanie tylko, czy przykra porażka ze Słowacją wybiła mu już z głowy radykalne pomysły.

GAZETA WYBORCZA

W Wyborczej trzy kawałki o kadrze. Zaczyna się od felietonu naszego ulubieńca, który jak nikt inny potrafi w swoich piłkarskich tekstach używać słów, o których filozofom się nawet nie śniło. Choć tym razem Stecowi trudno odmówić racji w wielu fragmentach i wnioskach. Dosyć rozsądnie.

– Jak nisko upadliśmy, uświadamiały już entuzjastyczne recenzje inauguracyjnych treningów Nawałki. Selekcjoner zaimponował, bo nie przestraszył się reprezentacyjnych gwiazd. Bo przemawiał podniesionym tonem, nawet krzyczał. Bo zaprowadził porządek. Bo zajęcia są zorganizowane, a nie chaotyczne. Treningi się udały, oto właściwy człowiek na właściwym miejscu. Oczekiwania na tyle zmalały, że nie potrzeba było meczu, by reporterzy odczuli podekscytowanie. Oczekiwania są minimalne, tymczasem ze słów trenera wynikało, że porywa się na zadania maksymalne. Chce ponoć wdrukować reprezentacji styl gry wybitnie nowoczesny – ułamek sekundy po stracie piłki ma przegrupowywać się do agresywnej defensywy, także na połowie przeciwnika, aż strach wymieniać nazwy wielkich drużyn, które to stosują. Drużyn raczej klubowych, bo taka strategia wymaga synchronizacji ruchów niełatwej do wytrenowania na reprezentacyjnych zgrupowaniach. W dodatku zamarzyło się Nawałce, by bardziej niż poprzednicy zaufać rodzimej lidze. Czyli nadzwyczajnie ambitny cel chciałby osiągnąć z piłkarzami nienadzwyczajnych rozgrywek, których ambicje w europejskich pucharach giną, jak ustaliliśmy, już w rundach wstępnych.

Tytuł też nam się podoba: „Polska, antydepresant idealny”.

Relację pomeczową odpuszczamy, od razu przechodząc do tekstu „Czego dowiedzieliśmy się z meczu ze Słowacją”. – Przewidywalność w ofensywie była jedną z największych wad drużyn Fornalika i Smudy. U obu selekcjonerów Polacy zagrożenie pod bramką potrafili stworzyć tylko po akcji prawą stroną boiska – najczęściej dzięki rajdom Błaszczykowskiego i Piszczka. W piątek – przez chwilę, na początku meczu – widzieliśmy, że Nawałka chce stworzyć drużynę zdolną zaskoczyć rywali, wymaga, by piłkarze zmieniali się pozycjami, tak by trudniej było zgadnąć, w jaki sposób zaatakują. We Wrocławiu najbardziej ruchliwy był lewoskrzydłowy Sobota, który zmieniał się miejscami z Błaszczykowskim, Mierzejewskim i Lewandowskim. Tak, zdarzało się, że pomocnik Club Brugge stał najbliżej słowackiego pola karnego, a napastnik Borussii przesuwał się na lewe skrzydło. Ostatecznie pomysłu selekcjonera ocenić się nie da, jego piłkarze za krótko go ćwiczyli i za krótko próbowali realizować.

Kto ma dość czytania ciągle tego samego o kadrze, temu polecamy tekst o Olimpii Warszawa w Gazecie Stołecznej. Na jej boisku piłkę kopał nie tylko Rafał Leszczyński, świeżo upieczony kadrowicz, ale i niegdyś Wojtek Kowalczyk.

– Bardzo dawno się z nim nie widziałem. Ostatni raz chyba zaraz po igrzyskach w Barcelonie. Spotkaliśmy się na Legii – akurat załatwiałem transfer jednego bramkarza do Olimpii – przywitaliśmy się, chwilę porozmawialiśmy i to byłoby na tyle – mówi trener. – Jego początki w Olimpii pamiętam doskonale – opowiada Ł»yliński. – Próbował się uczyć w szkole podstawowej na Grenady, ale zdecydowanie częściej można było go spotkać na podwórku. Piłka to dla niego był dar. Gdyby nie ona, to mógłby się w życiu pogubić. Wojtek grał zawsze ze starszymi od siebie. Był przebojowy, ale największym jego atutem był gaz i dynamika.

SPORT

Przeklęta klątwa Wójcika. Jak przegrywaliśmy debiuty, tak przegrywamy je nadal.

W sobotnim „Sporcie” sporo relacji z meczów. Po kolei – kadry Nawałki, młodzieżówki i kilku reprezentacji zagranicznych. W bonusie rozmówka z Janem Furtokiem, na gorąco po przegranej ze Słowacją, który… no właśnie, co może sugerować Jan Furtok? Sugeruje, że KADRA POTRZEBUJE CZASU.

– Wyobrażałem sobie znacznie lepszego występu, ale należy pamiętać, że to był dopiero pierwszy mecz reprezentacji pod wodzą Adama Nawałki. Ona potrzebuje czasu (…) Mieliśmy inicjatywę, próbowaliśmy konstruować akcje ofensywne, ale tak naprawdę niewiele z nich wynikało, bo nawet żadnej klarownej sytuacji niestety nie udało nam się wypracować – ok, nie ma sensu cytować. Beznadziejna rozmówka.

Zdecydowanie bardziej polecamy drugą część trenerskich przygód Adama Nawałki. Pierwsza znalazła się w „Sporcie” wczoraj, na dwóch stronach, dziś kontynuacja. A to ciągle nie koniec.

– Perfekcjonizm Adama Nawałki, zupełnie niepasujący do polskiej mentalności i powszechnych obyczajów, odpryskiem trafiał i w innych jego współpracowników. Cóż mógł poradzić Paweł Maźniewski, od lat w roli kierownika GKS-u dbający o stronę organizacyjna każdego treningu i wyjazdu, na awarię autokaru? A ta przydarzyła się katowiczanom już w trakcie pierwszego „Nawałkowego” meczu wyjazdowego. W drodze do Gorzowa GieKSiarze zatrzymali się na trening i obiad w Lubinie. Po owej przerwie w podróży autokar klubowy… nie chciał odpalić. – Naprawa trwała godzinkę, może ciut dłużej. Ale u trenera Nawałki każdy dzień rozpisany był w planie co do minuty, więc strata kilkudziesięciu była w tym programie znaczącym wyłomem – wspomina Krzysztof Markowski, wówczas grający przy Bukowej. Jest kilka smaczków – o dochodzeniu w sprawie znalezionej puszki po piwie, o awanturze o… nieodpowiednie getry na nogach. Warto przeczytać.

„Sport” podejrzewa również, że wczorajszy sparing Piasta z Podbeskidziem odbył się za zamkniętymi drzwiami dlatego, że trener Brosz nie chciał narażać się na kolejne epitety lecące z trybun pod jego adresem.

SUPER EXPRESS

„Superak” szczyci się dzis wyrzuceniem z roboty ministra Nowaka, proponuje fajne fotostory z wakacji Jerzego Janowicza i Marty Domachowskiej, ale pora skupić się na tematach piłkarskich. Adam Nawałka póki co potraktowany delikatnie, bez tabloidowej jazdy po bandzie (coraz rzadziej zresztą spotykanej w polskich realiach). – Jeśli średni Słowacy wkręcali w ziemię nasze „Orły”, to co będzie, gdy naprzeciw nich stanie zespół z wyższej półki? (…) Wiara w Nawałkę i jego zespół nie gaśnie, ale dostał wyraźny sygnał – chyba trzeba wypiekać chleb z nieco innej mąki, niż sobie zakładał – czytamy w tekście podsumowującym spotkanie.

Poza tym warto skupić się na treściach ligowych. Mamy wśród nich rozmowę z menedżerem Marco Paixao, który przekonuje, ze Portugalczyk zasługuje… na powołanie do kadry.

Paixao mówi, że zasługuje na szansę w kadrze, ale trudno uwierzyć, że tak się stanie…
– W kadrze powinni grać piłkarze, którzy są w wysokiej formie, a nie ci, którzy mają znane nazwisko. Rzućmy okiem na rywali Paixao: Helder Postiga od sezonu 2011-2012 strzelił 26 goli, czyli dużo mniej niż Marco w niecałe 12 miesięcy. Inny konkurent, Hugo Almeida, od sezonu 2011-2012 zdobył 25 bramek. Czyli też dużo mniej niż Paixao. Jemu naprawdę należy się szansa.

A jaka będzie przyszłość Paixao? Ma pan dla niego oferty?
– Jest dużo zapytań, między innymi z Hiszpanii.

Z Primera Division czy Segunda?
– Mówimy o drużynie z Primera Division. W obecnej formie poradziłby sobie w lidze hiszpańskiej.

Generalnie, sporo nawijania makaronu na uszy, jak to w wywiadach z agentami.

Kierowniczka drużyny Legii zdradza z kolei, że nie wchodzi do szatni, kiedy piłkarze są nadzy.

– Nigdy nie wchodzę, kiedy wiem, że są nieubrani. Pewnie na wyjeździe zdarzyło się raz czy dwa, że musiałam coś powiedzieć trenerowi czy osobie odpowiedzialnej za stroje. Weszłam, przekazałam informacje i wyszłam. Nikt nie zwracał uwagi na to, że jestem kobietą. Chłopaki wiedziały, że do trenera przyszła nie Marta, tylko ich kierownik.

Piłkarze panią podrywają?
– Są mili, prawią komplementy, ale dystans jest zachowany. Nawet w żartach nie pozwalają sobie na więcej, niż można.

Po porażkach piłkarze nie przebierają w słowach. Przy pani też używają wulgaryzmów czy się hamują?
– Nie należę do najbardziej delikatnych kobiet na świecie. Mnie też zdarza się zakląć. Mam wiele męskich cech, może dlatego nie przeszkadza mi męski język i spojrzenie na świat.

Dwa ostatnie materiały robią różnicę. Piłka w „Super Expressie” dziś lepsza niż w „Fakcie”.

PRZEGLÄ„D SPORTOWY

Na koniec polskiej części prasówki – okładka „Przeglądu”. Krótko i zwięźle.

Jeżeli najlepszym piłkarzem zespołu jest bramkarz, to znaczy, że o meczu trzeba jak najszybciej zapomnieć. Adam Nawałka wpisał się w przykrą tradycję XXI wieku i nie wygrał w swoim debiucie jako selekcjoner reprezentacji Polski. Porażka ze Słowacją był zasłużona. Stadion Miejski we Wrocławiu wciąż pozostaje dla nas miejscem przeklętym. Na nim reprezentacja pogrzebała szanse w EURO, okazały obiekt był też świadkiem nieudanej reanimacji polskiej ekipy przez nowego selekcjonera. Walka i zaangażowanie to nie wszystko, co wystarczy do zwycięstwa. Potrzebny jest jeszcze pomysł. Polacy go nie mieli. Miodowy miesiąc Nawałki z kadrą nadal trwa, nikt nie zamierza go przeklinać po pierwszej porażce. Wymagania jednak będą rosły z każdym mecze, a tekst, jaki usłyszeli wczoraj jego piłkarze od kibiców na stadionie „Co wy robicie, Polacy, co wy robicie” może stać się bardziej donośniejszy. Cierpliwość fanów ma swoje granice. Polscy piłkarze niebezpiecznie się do niej zbliżają – to tekst z drugiej strony.

W dzisiejszym wydaniu można znaleźć również rozmowę z Bogusławem Kaczmarkiem o kadrze, choć bez wątpienia robioną jeszcze przed meczem ze Słowacją.

Czy w obecnej kadrze są zawodnicy, którzy nie pasują do reszty towarzystwa?
– Nazwiska niektórych powołanych graczy z Polski mnie zdziwiły. Oczywiście nie wszystkie, bo jest kilku chłopaków, którzy zasłużyli na szansę. Ta kadra w obecnym kształcie pobudziła moje szare trenerskie komórki. W końcu zobaczyłem jakąś nową myśl. Nowej spojrzenie. Nowy pomysł na poustawianie klocków.

Najbardziej zaskakujące powołanie?
– Rafał Leszczyński. Tym powołaniem Nawałka rozbił bank. Pokazał wszystkim dobrym piłkarzom, że jeżeli będą regularnie grać na dobrym poziomie, mają szansę znaleźć się w reprezentacji. To powinno wielu zmotywować. Zwłaszcza na pozycjach, na których od dawna są braki.

A my zastanawiamy się tylko, czy „Bobo” po wczorajszym meczu nie zweryfikował paru swoich opinii.

Co poza tym w sobotnim Przeglądzie? Tekst o Miroslavie Radoviciu, który po półtoramiesięcznej przerwie jest gotowy do gry. Krótka rozmówka z Patrikiem Lomskim, Finem testowanym przez Śląsk Wrocław. Paweł Abbott opowiada z kolei o swojej skomplikowanej sytuacji zdrowotnej i operacji, której musiał się poddać. – W Polsce nie wystarczył telefon, by jechać na konsultację, musiałem długo czekać na wolne terminy. Starał mi się pomóc Bernardo Vasconcelos, którego ojciec jest lekarzem. Gdy leciał do Portugalii, przekazałem mu płyty z wynikami moich badań. Niestety jego tata nie mógł ich odtworzyć, zresztą powiedział, że sam musiałby mnie zobaczyć, by postawić diagnozę. W końcu zdecydowałem się wybrać do lekarza w Angli.

W dziale felietonów natomiast tekst Krzysztofa Stanowskiego pt. Szkoleniowa fatamorgana. – Fajne bajki ludzie opowiadają. Coś o tym, że klubowe akademie piłkarskie wyprodukują nam całe tabuny zawodników, gotowych do rywalizacji na najwyższym poziomie. To już nie będą chłopcy z płaskostopiem, ofiary przestarzałych metod szkolenia, tylko profesjonalni zawodnicy od najmłodszych lat prowadzeni w ten sam sposób, by kiedyś mówiła o nich cała Europa. Koniec z amatorką, wreszcie zrobimy coś systemowo. Szkolenie – piękne słowo, wielu się w nim zakochało. Wyszkolimy tak, że będą z zachwytu cmokać i w Hiszpanii, i w Anglii. Najpierw wydrukujemy książki, do których będzie można zajrzeć, by sprawdzić czy ośmiolatek ma mieć pięciu kolegów na boisku czy ośmiu, no i określimy szerokość bramki, w którą powinien trafiać…

Całość w sobotnim Przeglądzie Sportowym.

Przegląd prasy zagranicznej zaczynamy od „L’Equipe”. Jak będą wyglądały okładki we francuskiej prasie, można się było domyślać po wczorajszej wtopie podopiecznych Deschampsa. Na pierwszym planie załamany Abidal i niepocieszony Ribery, na drugim – Ukraińcy przybijający sobie piątki. Tytuł „Czerwony alarm”.

Image and video hosting by TinyPic

CR7 – 1. Ibra – 0. „A Bola”, która wczorajszą okładką zmiażdżyła system (Cristiano i Zlatan w konwencji Star Wars), dziś też wydaje się bardzo przyjazna. Trener Paulo Bento przyznaje, że jego piłkarze zdominowali Szwedów, a Ronaldo zaznacza, żeby się nie nakręcać, bo kolejna bitwa już we wtorek.

Image and video hosting by TinyPic

Część z was dopytywała niedawno w komentarzach o Lewandowskiego – jak to, o Robercie ani słowa? Naprzeciw waszemu zapotrzebowaniu wychodzi… hiszpański „Sport”. Pytanie jest proste: kto będzie „dziewiątką” w Barcelonie? Kun Aguero czy Lewandowski właśnie? Gazeta zdaje sobie jednak sprawę, że problemem w przypadku Polaka będzie porozumienie zawarte z Bayernem. Fajnie przedstawiona też wczorajsza porażka Francuzów z Riberym, który „jest na krawędzi KO”.

Image and video hosting by TinyPic

„Mundo Deportivo” pisze o dziesięciu latach magii. O dekadzie – od roku 2003 do 2013 – z Leo Messim w Barcelonie, bo właśnie tyle upłynęło od jego debiutu.

Image and video hosting by TinyPic

„Marca” przygotowała na sobotę wywiad z Garethem Balem. O tym, że Madryt jest niesamowity, że u boku Cristiano Ronaldo wszystko jest łatwiejsze i kilku innych sprawach. Carlo Ancelotti, trener Realu, dorzuca natomiast, że Złota Piłka najzwyczajniej w świecie musi trafić właśnie w ręce CR7. Na boczny tor schodzi natomiast dzisiejszy mecz Hiszpanów z Gwineą Równikową, którą gazeta określa jako „prawie jak w domu”.

Image and video hosting by TinyPic

„Bild” porusza temat przygotowań reprezentacji Niemiec do mundialu. Za wczorajszy test – mimo, że Niemcy nie wygrali we Włoszech już od 18 lat – ocenia kadrę na plus. Gazeta pisze o pechu, niewykorzystanych sytuacjach i eksperymentach Joachima Loewa (Lahm w roli defensywnego pomocnika, Goetze w roli fałszywego napastnika).

Image and video hosting by TinyPic

Z ciekawości zajrzeliśmy też do… prasy islandzkiej. Nie wiemy, czy „Frettabladid” to jeden z ważniejszych graczy na tamtejszym rynku, ale chyba nawet wiedzieć nie chcemy (bo i po co?). Tak jak się można było spodziewać, na okładce lądują reprezentanci kraju po meczu z Chorwatami. Aczkolwiek musimy przyznać, że jesteśmy mocno rozczarowani, bo po przerzuceniu blisko stu stron znaleźliśmy marne trzy o tematyce piłkarskiej.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Fot. tytułowe: FotoPyK

Najnowsze

Anglia

Rewelacje francuskich mediów. Agent Emiliano Sali pobrał prowizję

Patryk Stec
1
Rewelacje francuskich mediów. Agent Emiliano Sali pobrał prowizję
1 liga

Oficjalnie: Adam Matysek w zarządzie pierwszoligowego klubu

Bartosz Lodko
2
Oficjalnie: Adam Matysek w zarządzie pierwszoligowego klubu

Komentarze

0 komentarzy

Loading...