“Bruno Jasieński. Niemieckie imię, nazwisko polskiej szlachty. Ł»yd, komunista co bywał w Rzymie, paryskie ma kontakty. W Moskwie sądzony za szpiegostwo, skazany i zesłany. Zaginął gdzieś po drodze. Odtąd los jego jest nieznany”. Ten fragment z Jacka Kaczmarskiego o polskim pisarzu zamordowanym przez Sowietów przyszedł mi do głowy, gdy raz po raz czytam, że zaginąłâ€¦ Wojtek Kowalczyk. Mój druh z boiska, knajp i z Weszło. Otóż Wojtek gubił się często, ale tylko ludziom, których chciał ominąć, nie spotkać więcej, wybierając towarzystwo własne, inteligentne inaczej.
Pamiętam jak zgubił się po powrocie z Hiszpanii, nie dawał znaku życia. Kolega z Canal + wówczas, Mateusz Borek (który jeszcze wtedy nie był Matim, raczej Pryszczatim) postanowił nakręcić o Wojtku zgubionym reportaż. I pyta, jak dziś Marian Kmita – gdzie go znaleźć? Bo to twój kolega, na pewno wiesz…
Pewnie, że wiedziałem. Wsiedliśmy w auto z kamerą i na Kondratowicza. Tam przy pętli do knajpy w bloku. Tam do paru gości z piwem. Gdzie Kowal? A był przed godziną. A teraz pojechał poćwiczyć na siłowni. A gdzie? A nad Wisłą.
Pojechaliśmy, Kowal był, ćwiczył, potem odebrała go żona z córką. I poszliśmy na to piwo, nagraliśmy reportaż. Nawet na jego osiedlowym boisku, Maracanie z Bródna, gdzie pozwoliłem sobie nawet obronić na potrzeby filmu jego kilka strzałów. Wyszło fajnie.
Jak ktoś nie daje znaku życia, to nie znaczy, że jest z nim źle. Może po prostu chce mieć spokój? Przez parę tygodni w życiu?
Nie być na każdy gwizdek, jak pies, na każde zawołanie?
Znajdzie się i jak zawsze będzie w formie.
Aha, a zacząłem od Kaczmarskiego. Nie kojarzy mi się z piłką, ale ten mój ukochany bard i poeta ojczystego języka leży na Powązkach obok… Kazia Deyny, i naprzeciw Kazia Górskiego.
Tam powinna wędrować każda wycieczka szkolna.
Cymbałkiewiczom też by to nie zaszkodziło.
*
Z Legii Warszawa zwolniono Marka Jóźwiaka, dyrektora sportowego. Lista piłkarzy przegapionych przez ten klub w ostatnich dniach wzbogaciła się o Milika (uznano go tam niedawno za nieprzydatnego), ale pomylić się zawsze można (widać to po nieudanych związkach małżeńskich najlepiej). Ja tylko napiszę, że kiedyś Marka lubiłem, kiedy jeszcze miał ksywkę Beret (od obciachowej fryzury w kółko), jeździł złotym polonezem Kowala (musiało to być zatem 20 lat temu), opowiadał o wymarzonym prowadzeniu parkingu w Mławie, no i mieszkał na Ursynowie, tuż nad innym moim kumplem, Robertem Rymarowiczem (żużel, C+, musicie pamiętać lub kojarzyć). No i niesamowicie mnie dziwiło, że obaj mają, piłkarz i dziennikarz, jedno pirackie podłączenie do Canal +, ze wspólnym kablem przez balkony.
Z kogoś wychodziła już wtedy wiocha. Ja zresztą tych swoich opinii nie kryłem, no i Mareczek, który niegdyś – takie sprawiał wrażenie – podzieliłby się nawet ostatnią prezerwatywą – obiecał mnie powitać gdzieś na ulicy.
Chłopaku, ochłoń wreszcie. To nie Mława, to Warszawa.
Ale miałem z nim kiedyś super wywiad, bo miewał on i świetne mecze. Nawet w Lidze Mistrzów. No i gadamy po wyjedzie do Moskwy, przy czteroipółlitrowej butli whisky…
– Byliście gdzieś?
– Aaa, na Placu Czerwonym.
– No to i u Lenina byliście?
– Byliśmy. Ale spał jak zabity.
Tak czy owak ze swoimi kontaktami spadnie na cztery łapy, jeden kontrakt na jedno okienko i będzie żył dostatnio. Tego życzę.
*
Tak jakoś zacząłem o komentatorze Kowalu, a tu się dowiaduję, że Przemek Pełka, na pewno przez was ceniony bardzo, Â zimą stracił nogę, a niepewny jest los drugiej.
Tak Przemku, tobie na pociechę, żebyś nie tracił wiary, Janek Ciszewski właściwie też nie miał nogi, podpierał się jedynie czymś co ją przypominało, a komentował więcej niż wspaniale, aż do emerytury w 1982 i medalu mundialu w Hiszpanii, po którym zluzował go Szpakowski. No, ale Cis nie miał szans, bo Szpak ożenił się z młodą Falską, córką starej Falskiej z Dziennika Telewizyjnego, reżimowego, tak zwanej w kręgach antyjaruzelskich “Falskiej… generalskiej”.
Przemku, głowa do góry!
*
Jezu, a jak ja o tym komentowaniu – to tylko patrzę z boku. Kiedyś robiłem show w Klubie Kibica, opowiadając już na luzie o meczach z weekendu. Zawsze dostawałem najgorsze drużyny, Lubin (nie wykluczam, że komentowałem ten wałek z Cracovią), Łęcznąâ€¦ No i raz trafia mi się mecz Łęczna – Wisła Płock, razem z Edkiem Durdą. No i komentuję, a tu dno. Ziewamy, dowcipkujemy z nieudolności piłkarzy, żółwiego tempa. I w pewnym momencie mówię do Edzia, na antenie – ej, spróbujmy to skomentować jakby grał Manchester United z Realem! Gol! Podanie! Co za rajd! Fenomenalnie! Bosko!
Edzio, z wykształcenia aktor, natychmiast podchwycił pomysł i przez kilka minut wydzieramy się jak w Brazylii!
Ale jest jedno niecelne podanie, drugie, dziesiąte… I ja mówię – Edziu, tych patałachów nie da się normalnie skomentować. Nie da się! I dalej zacząłem jazdę.
Kilka dni później do stacji przyszedł protest. Od prezesa Wisły pana Krzysztofa Dmoszyńskiego, w imieniu całej Ekstraklasy zresztą. Ł»e pan Zarzeczny szydził z profesjonalizmu piłkarzy i że Płock oraz Łęczna nie życzą sobie go na wizji.
Mój ówczesny szef, O., grzecznie się zastosował, może mnie nie wywalił, ale zabrał dwie trzecie pensji na zawsze i zabronił komentowania.
Hm, jakieś dwa lata później okazało się, że ten mecz był kupiony (sprzedany) i że to nie ja byłem nieprofesjonalny. Pan Dmoszynski, jak i jego szurnęli, od tego czasu przepraszał mnie dziesięciokrotnie.
Ale jak zwykle mu odpowiadam (chyba że bimber zwany “zieloną” podwiezie) – zbrodnie przeciwko mnie są nieprzedawnione.
Jak mi ostatnio słał życzenia, pytał – Paweł, jeszcze się nie przedawniło?
Jeszcze nie.
*
O Probierzu nie napisałem jakiś czas, a to najczęściej zmieniający robotę trener w Europie. Za to w jednym jest konsekwentny. Bierze zawodników bądź zgłasza potrzebę zakupu graczy wyłącznie z jednego miejsca w Polsce, od jednego gościa.
Takich zawodników ktoś ostatnio naliczył 26.
Kiedyś dam szczegóły o całej tej grupie, dziś mi się nie chce.
*
Była w tygodniu Msza Święta w rocznicę śmierci Janusza Atlasa. Ze starszym synem, zamiast do Kościoła, poszliśmy do Kogutka, gdzie zmarły najchętniej by nas widział. No i Michałowi przypomniałem nasz wspólny wyjazd na wczasy w Zakopcu. Miał kilkanaście lat i strasznie chciał podrywać panienki (zostało mu to na szczęście do dzisiaj, na szczęście dla panienek). Ale że był mały i lekko otłuszczony, szło mu dosyć ciężko. Ale raz błysnął. Podchodzi i mówi…
– Paweł, wreszcie wyrwałem, i to dwie naraz. Mają po 18 lat. Kajakarki.
– Jak ty to chłopie zrobiłeś? – nie kryję podziwu…
– Powiedziałem im, że jestem mistrzem Polski. W tenisie.
– I uwierzyły? Nie znały?
– Powiedziałem im, że w deblu!
Cały humor ojca, bardzo takiego kogoś brakuje.
*
Jak tak się z wszystkiego śmieję, to niezwykle spodobał mi się pomysł Grzesia Mielcarskiego, żeby zrobić obóz dla bezrobotnych piłkarzy, coś na wzór Clairefontaine, gdzie kiedyś byłem. Szkoda, że tylko dziesięciodniowy, ten we Francji jest całoroczny, ale na początek dobre i to. Ludzie bez pracy potrzebują szczególnej pomocy, bardziej psychicznej, że są komukolwiek potrzebni, a nie zbędni.
Wiele razy w życiu byłem bez roboty i wiem jak to jest.
Pomyślcie, że parę lat temu bez pracy, po wizycie w Legii, bez pracy był Robert Lewandowski.
Gdyby nie jeden Mucha z Pruszkowa, nic by już z Roberta nie było. Mistrzem Polski i Niemiec by nie został. Realu by w Lidze Mistrzów nie ograł.
Ostatni będą pierwszymi.
*
Zakończę też religijnie. W sobotę odbyła się pielgrzymka kibiców na Jasną Górę, z wielu klubów. Oczywiście w mediach prorządowych tradycyjne drwiny, że Łysa Góra, motłoch, chuligani, stare śpiewki…
Ha, jak na Jasną Górę pojechał Kmicic, był przestępcą, zdrajcą, wrogiem Korony, człowiekiem wyklętym…
A wracał jako bohater, ostatni sprawiedliwy…
Ostatni – będą pierwszymi. Tak jest w istocie i tego się trzymajmy.
*
A jak chcecie coś o piłce poczytać, to sobie tabelę poczytajcie.
Przeciekawe zajęcie, przeeeciekawe – jakby powiedział Atlas.
Pan Atlas.
Â