Reklama

Andreu: Gdybym był gwiazdą, nie przyjechałbym do Polski

redakcja

Autor:redakcja

01 lutego 2011, 18:13 • 6 min czytania 0 komentarzy

Takim transferom towarzyszy medialny szum. Wychowanek Barcelony w Polonii! Wow! Kumpel Iniesty na Konwiktorskiej! Wielkie halo. Problem w tym, że lekcje futbolu nawet u takich gigantów czasem nie wystarczają. Co z tego, że trenowałeś u boku Xaviego, skoro w Polsce jesteś raczej średni. Przekonał się o tym Andreu Guerao. Choć sam jest zupełnie innego zdania…
Na jakiejś hiszpańskiej stronie znalazłem wpis – “Ex-Rojiblanco triumfuje w Polsce”. Ładnie się ktoś zapędził, nie?
Dlaczego? Ty tak nie uważasz?

Rzućmy okiem na tabelę…

A tam… Tej osobie bardziej chodziło o moje indywidualne występy.

Więc na jaką ocenę zasługujesz?

Początki w Polonii były ciężkie. Walczyliśmy zaledwie o utrzymanie i sporo nas kosztowało wygrzebanie się z tego dołka. Ale ogólnie jestem z siebie zadowolony. W tym sezonie trzy albo cztery razy trafiłem do jedenastki kolejki. Zasłużyłem na takie wyróżnienia.

Przejmujesz się opiniami dziennikarzy?

Interesuje mnie jedynie krytyka konstruktywna. Staram się być lepszy, ale nie zmienię swojego podejścia tylko dlatego, że zdaniem niektórych mi nie idzie. Gdybym był taki słaby, nie utrzymałbym się tyle lat w profesjonalnym futbolu.

Od wychowanka Barcelony oczekuje się, że w słabej polskiej lidze stanie się gwiazdą.

Większość zawodników występujących na mojej pozycji w Primera Division, nie jest gwiazdami. A są kluczowi, bo wykonują brudną robotę. Tak jak ja w Polonii. Rzadko tracę piłki, zaliczam asysty… Jeszcze jedno – jeśli faktycznie byłbym gwiazdą, nie przyjechałbym do Polski.

Wspomniałeś o niewdzięcznej, brudnej robocie. Przez to zbyt często zwalniasz grę, zagrywając do obrońców?

W Barcelonie nauczyłem się, że nie można wybijać piłki dla samego wybijania. Pewnie jesteście tu przyzwyczajeni, że defensywny pomocnik ma cały czas grać do przodu. Ja jestem innego zdania. Na pewno w każdy weekend oglądasz mecze Barcy. Zwróć uwagę na Busquetsa i Xaviego. Gdy nie mogą rozpocząć akcji, inteligentnie odgrywają do stoperów i wszystko zaczyna się od zera.

To twoje zagrywanie do tyłu nie podoba się ekspertom telewizyjnym.

Nie mam pojęcia, co to za eksperci. Znam się na futbolu na tyle, żeby wiedzieć, jak i kiedy podawać.

Zdarzały się momenty, kiedy chciałeś rzucić Polonię i wrócić do Hiszpanii?

Aż takie nie, ale miałem chwile, kiedy zastanawiałem się, czy na pewno dobrze postąpiłem. Szczególnie na początku. Teraz jestem szczęśliwy i chcę tu zostać przez kilka następnych lat.

Najpierw musisz podpisać nowy kontrakt, bo obecny wygasa za pół roku.

Jeśli będziemy mieli dobrą rundę i Andreu będzie grał regularnie, kwestia czasu, kiedy na stole pojawi się oferta. Uważam, że na tę chwilę klub jest ze mnie zadowolony.

Prezes Wojciechowski twierdzi, że na nową umowę musisz dopiero zapracować.

Były dyrektor, Daniel Purzycki, powiedział mi, że chcą ze mną przedłużyć kontrakt o rok na tych samych warunkach. Na razie nic konkretnego nie dostałem. Czekam na negocjacje, w których będę chciał wywalczyć dla siebie lepsze warunki.

80 tysięcy złotych miesięcznie to mało?

Koledzy mówili, że prasa pisze o moich wygórowanych wymaganiach finansowych. To wszystko nieprawda. Jasne, że każdy chce więcej zarabiać, ale w moim życiu pieniądze nie są najważniejsze. Nigdy nie powiedziałem też, że chcę dostawać sto tysięcy na miesiąc. I nigdy nie powiem.

Piłkarze Polonii grają pod większą presją niż rywale?

Chodzi ci pewnie o sytuację, kiedy wyleciał Bakero. Delikatna sprawa… Ale na boisko zawsze wychodziłem z takim samym podejściem. Jeśli czasem nie szło, to nie z powodu presji.

Nie chciałeś pójść śladem Bakero do Lecha?

Ta plotka to kłamstwo. Nikt z Poznania się ze mną nie kontaktował. Słyszałem też o zainteresowaniu Jagiellonii, ale i to muszę zdementować.

Masz stały kontakt z Bakero?

Od kiedy odszedł, nie rozmawialiśmy ani razu. Bliższe relacje łączą mnie z Luisem Milą, trenerem od przygotowania fizycznego.

Nie chciałeś się wybrać z Wojciechowskim na Gran Derbi?

Nie wiem (śmiech). Gdy mieszkałem w La Masii, często bywałem na takich meczach. Może prezes wybrał “Mierzeja” i Trałkę bo oni nigdy już takich spotkań nie zobaczą (śmiech). Ja na pewno wybiorę się na nie jeszcze nie raz. Muszę jeszcze dodać, że ostatni “el clasico” był niewiarygodny. Nie chodzi mi o sam wynik, ale o styl Barcy.

“Blaugrana” pewnie zmierza po mistrzostwo. A Polonia? Takie plany trzeba chyba odłożyć o rok.

Zostało bardzo wiele punktów do zdobycia i byłoby pięknie, gdybyśmy przynajmniej awansowali do europejskich pucharów. Krok numer dwa to mistrzostwo. Może Jagiellonia i Wisła zaczną przegrywać…

Jak ci się pracuje z Theo Bosem? W ubiegłym roku nikt o nim w Polsce nie słyszał.

To otwarty trener. Często rozmawia indywidualnie z zawodnikami. Treningi są dość intensywne, ale większość jest z piłką, co mnie, Hiszpanowi, bardzo odpowiada.

Ebi Smolarek w rozmowie z “Gazetą Wyborczą” przyznał, że do klubów polskich bardziej pasują trenerzy zagraniczni.

Hiszpania zdobyła mistrzostwo świata, bo gra jak Barcelona. A Barca gra w stylu, jaki wprowadził 25 lat temu Johan Cruyff. Dzięki jednemu Holendrowi jest to najlepsza drużyna na świecie. Dlatego czasem lepiej, żeby przyszedł obcokrajowiec i wniósł coś nowego.

Czego przeciętny polski piłkarz może nauczyć się od Bosa?

Najistotniejsza jest taktyka. Trener zwraca szczególną uwagę, żebyśmy nie tracili głupich piłek. Najbardziej męczące momenty w meczu są wtedy, kiedy musisz odzyskać piłkę po bezsensownej stracie.

Jesteście teraz na zgrupowaniu w Hiszpanii. Będzie czas na spotkanie ze znajomymi?

Myślę, że tak. Dawno nie byłem w Maladze, a mam tu sporo przyjaciół. Dzwonili też hiszpańscy dziennikarze, którzy chcą się umówić na rozmowę.

Pewnie spodziewali się, że przyjedziesz do ojczyzny z silniejszym klubem niż Polonia. Nie żałujesz, że twoja kariera potoczyła się w taki sposób?

Przed przyjazdem do Polski miałem oferty z Belgii i Grecji. Zgłosił się też klub z Segunda Division, ale nie interesowała mnie ta propozycja. Sytuacja ekonomiczna drugoligowych drużyn hiszpańskich nie jest zbyt ciekawa. Chciałem spróbować czegoś nowego.

Kiedyś określiłeś siebie mianem “aventurero”, czyli lubiącego przygody. Czego w takim razie nauczyłeś się w Polsce? Może coś cię zaskoczyło?

W Hiszpanii, pomimo kryzysu ekonomicznego, jesteśmy przyzwyczajeni do życia na wyższym poziomie. Polacy nie czują potrzeby kupowania ogromnych mieszkań, nie biorą tylu kredytów, np. na samochody. W Hiszpanii to normalne. Podoba mi się, że ludzie są szczęśliwi, mimo że nie żyją w najbogatszym kraju.

Wydawało mi się, że bardziej otwarci są Hiszpanie…

No tak, sam jestem pozytywny i lubię pożartować. W Polsce ludzie są poważniejsi. Nawet w drużynie nie wszyscy od razu się przede mną otworzyli. Pewnie z powodu języka, ale czasem nie trzeba mówić w czyimś języku, żeby się porozumieć. Pierwszy był Daniel Gołębiewski, z którym mieszkałem w pokoju na pierwszym zgrupowaniu. Dziś mogę powiedzieć, że to mój przyjaciel. W przeciwieństwie do większości Polaków, mówi świetnie po angielsku.

Pochwal się na koniec, skąd ksywka “Magic”.

Dał mi ją trener Sportingu Gijon, który znał katalońskiego magika o imieniu Andreu. Od tamtej pory wszyscy tak na mnie mówili. Nawet kibice.

Teraz pasowałoby, żebyś w Polsce otrzymał podobny pseudonim. Może tym razem z powodów stricte piłkarskich?

Nie, nie interesuje mnie to. Bardziej liczy się dla mnie, że kibicom Polonii odpowiada Andreu – piłkarz. Niczego więcej nie potrzebuję.

Rozmawiał TOMASZ ĆWIÄ„KAŁA

Andreu: Gdybym był gwiazdą, nie przyjechałbym do Polski

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...