Nie tak dawno Radosław Matusiak zarzucił działaczom Cracovii, że wymusili na nim rezygnację z zaległości finansowych. Na łamach “Faktu” odpowiedział mu Jakub Tabisz, dyrektor sportowy klubu: – Piłkarz otrzymał wynagrodzenie za październik o czym świadczy podpisane porozumienie. Sam zrezygnował z wynagrodzenia za listopad i grudzień. Dzięki temu mógł odejść z klubu za darmo i podpisać lukratywny kontrakt w Grecji. Jak widać, temu człowiekowi zależy tylko na pieniądzach. Z nami nie rozliczył się nawet z klubowego sprzętu, ale nie robiliśmy mu przeszkód w transferze.
Trudno o bardziej bezczelną odpowiedź.
Czy w listopadzie i grudniu Radosław Matusiak był piłkarzem Cracovii? Tak.
Czy był nim jeszcze w styczniu? Tak.
Czy jako piłkarz Cracovii zarabiał pieniądze? Tak.
Czy w listopadze, grudniu i styczniu również zarobił pieniądze? Tak.
Dlaczego w takim razie miał się ich zrzekać? Albo inaczej – dlaczego w ogóle mógł się czegoś zrzekać, czyli dlaczego te pieniądze nie były na jego koncie? Dlaczego nie zostały mu wypłacone? Przecież z klubu odszedł dopiero w połowie stycznia. Już dawno powinien mieć na koncie przelew przynajmniej za listopad…
Każdy dobrze wie, o co chodzi w tych “porozumieniach” albo “darowiznach na rzecz klubu” (to bodajże patent Odry). Zalegalizowany szantaż. Pamiętacie, jak rozstawał się Maciej Bykowski z Grecją? Pewnie dziś rozmowa z tamtejszym dyrektorem wyglądałaby jakoś tak:
– Czy to prawda, że nie zapłaciliście Bykowskiemu?
– Jak to? Przecież podpisał porozumienie, że nie chce pieniędzy.
– Ale podobno wtedy wyłamywaliście mu palce.
– Nie przypominam sobie.
Ciekawe, kto następny dojdzie z Cracovią do “porozumienia”, że wcale nie chce zarobionych pieniędzy?
Nie tak dawno pisaliśmy o Przemysławie Kuligu. Wkrótce potem dostaliśmy maila od Mariusza Mowlika ze Stowarzyszenia Profesjonalnych Piłkarzy i Amatorów:
Nasze stowarzyszenie prowadzi jego sprawę przeciwko Cracovii. W tej chwili tylko idiotyczne przepisy PZPN blokują mu i możliwość odejścia z klubu i w ogóle możliwość grania. Przemek był gotowy na rozwiązanie umowy za porozumieniem stron, ale Cracovia w ogóle nie podjęła tematu. Sprawa trafia do PZPN. Mijają miesiące i Przemek ciągle nigdzie nie może grać. Był moment, że podobnie jak Kokosiński z Polonii zmuszony był do biegania sam po parku. Dostał rozpiskę z klubu i tyle. Nie mógł nawet trenować z drugą drużyną. Walczymy, ale w PZPN rozprawy w danej sprawie są średnio co 2-3 miesiące. Wystarczy że np. pełnomocnik klubu przyśle prośbę o przełożenie sprawy na inny termin i musimy czekać kolejne miesiące na rozprawę. Zawodnik oczywiście w tym czasie nadal musi znosić zesłanie. Nikomu to nie jest na rękę. Zawodnik nie gra, klub i tak musi płacić (robi to oczywiście zaliczkowo raz na 3 miesiące, żeby zawodnik nie mógł wystąpić o rozwiązanie kontraktu z winy klubu).
Jako stowarzyszenie próbujemy zmienić ten idiotyczny przepis, że jeżeli klub nie płaci wynagrodzenia to dopiero po 3 miesiącach możesz wystąpić o rozwiązanie kontraktu z winy klubu. W rzeczywistości może być tak że na decyzję w takiej sprawie w PZPN czekasz ponad pół roku. Po 3 miesiącach wysyłasz wezwanie do zapłaty do klubu. Musisz im dać 30 dni na odpowiedź. Czyli już mamy 4 miesiące. Dopiero wtedy występujesz do PZPN z wnioskiem o rozwiązanie kontraktu. PZPN zapoznaje się ze sprawą. Mijają kolejne 2-3 tygodnie. Wysyłają do zainteresowanych stron pisma z datą rozprawy zazwyczaj za kolejne 2-3 tygodnie. Zawodnik ma szczęście jeżeli na pierwszej rozprawie wydany będzie werdykt. Jeżeli nie, to czeka kolejny miesiąc… i tak mija pół roku.
A na końcu jest “porozumienie”.